Związkowcy mają powody do zadowolenia. Osoby pracujące na podstawie umowy-zlecenia będą mieć w przyszłości wyższe emerytury. Dla przedsiębiorców to gorsze wiadomości. Zapłacą za zleceniobiorców składki ubezpieczeniowe. Oskładkowana będzie każda umowa-zlecenie w danym miesiącu do chwili, gdy w sumie z takich kontraktów wykonawca uzyska przychód w wysokości płacy minimalnej (obecnie to 1600 zł, w 2014 r. – 1680 zł). Dopiero gdy w danym miesiącu przychód przekroczy wspomnianą kwotę graniczną, pracodawca nie będzie już musiał obowiązkowo płacić składek od kolejnych w tym miesiącu umów.

Po wprowadzeniu w życie projektu ustawy o zmianie ustawy o ubezpieczeniach społecznych oraz ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych to na przedsiębiorców spadnie pilnowanie, ile zleceniobiorca w sumie miesięcznie zarobił na podstawie umów-zleceń.

prof. Jan Klimek, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych komisji trójstronnej / DGP / Wojtek Górski
– Rząd chce na nas zrzucić obowiązek śledzenia pracowników. Dobrze, jeśli zainteresowany sam się przyzna, ile w sumie zarabia z takich umów. Gorzej, jeśli będzie pracować na zleceniach w różnych firmach i tego nie ujawni. Nie są to przypadki odosobnione, sam mam zatrudnionego, które pracuje w kilku miejscach – zauważa Dariusz Ćwik, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP.
Przedsiębiorcy wskazują, że jeśli się pomylą w ustalaniu wysokości składek, to za kilka lat w czasie kontroli ZUS może im doliczyć odsetki. – Źle ustalona podstawa wymiaru należności doprowadziła do upadku nawet dobrze prosperujące firmy. Co więcej, błędny sposób odczytania przepisów nawet w dobrej wierze przez urzędników ZUS nie zwolni później płatników z obowiązku zapłacenia karnych odsetek – ostrzega Dariusz Ćwik.
Przypomina, że nawet jeśli przedsiębiorca zwróci się o interpretację przepisów do ZUS, to i tak nie jest ona wiążąca.
– Tak było w przypadku chałupników, co w efekcie doprowadziło do konieczności uchwalenia ustawy abolicyjnej – dodaje Dariusz Ćwik.
Firmy nie mają wątpliwości, że zmiany przepisów spowodują zmasowane kontrole.
– W przeszłości ZUS sprawdzał osoby zatrudniające kobiety w ciąży. Monitorowani byli nakładcy wykonujący pracę na podstawie umów o dzieło czy zleceń. Każda zmiana przepisów może więc spowodować kolejną akcję – alarmuje Sebastian Samol, adwokat z Poznania.
Dorota Wolicka, dyrektor biura interwencji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, wskazuje, że po wprowadzeniu rozwiązań, które mogą się okazać skomplikowane, to płatnicy, a nie rząd, będą ponosić konsekwencje.
– Problemem mogą być także przepisy dotyczące urlopów wychowawczych. Przedsiębiorcy, którzy nie korzystają z firm rozrachunkowych, mogą się pogubić, kto i na jakich zasadach może skorzystać z czasu na opiekę nad dzieckiem – podkreśla Dorota Wolicka.
Wszystkie firmy czeka więc dodatkowa biurokracja. – Chociaż zatrudniam zewnętrzną firmę, to i tak co najmniej dwie godziny dziennie, zamiast zajmować się pracą, biegam za dokumentami wymaganymi przez urzędy. Jeśli przepisy nie będą uproszczone, to przedsiębiorcy będą przenosić swoją działalność do ościennych krajów – twierdzi Dariusz Ćwik.

Ucieczka w szarą strefę

Dariusz Jadczyk, przewodniczący zarządu Regionalnej Organizacji Pracodawców w Częstochowie, podkreśla, że nowe obowiązki wynikające z opłacania składek od umów-zleceń mogą spowodować likwidację takiej formy zatrudnienia.
– Albo więcej osób będzie pracować na podstawie umów o dzieło, które są zwolnione z opłacania składek, albo firmy będą uciekać od legalnego zatrudniania – przypuszcza.
To jednak spotka się z reakcją ZUS, bo jeśli zakład stwierdzi spadek wpływów z tytułu składek, nasili kontrole.
Rząd zgodził się też na propozycję związkowców wprowadzenia obowiązkowych składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe dla członków rad nadzorczych. Takich osób jest w Polsce łącznie 49,1 tys. Z tej grupy 20,1 tys. obecnie opłaca tylko składki zdrowotne, nie mając innego tytułu ubezpieczenia. Jeśli ustawa wejdzie w życie w obecnym kształcie, to już w przyszłym roku firmy mające rady nadzorcze będą musiały opłacić za nie składki emerytalne i rentowe. Podstawą do ustalenia daniny będzie przychód uzyskiwany z tytułu pełnienia funkcji członka rady nadzorczej.

ZUS może nie mieć zysków z nowych składek

Propozycja wprowadzenia obowiązku opłacania składek emerytalnych i rentowych za członków rad nadzorczych nie wzbudziła specjalnych kontrowersji wśród partnerów społecznych. Może jednak nie przynieść tak dużych zysków dla ZUS, jak się powszechnie oczekuje. Prywatne firmy mogą przeprowadzić ubruttowienie uposażeń członków rad nadzorczych o wysokość składki należnej od ubezpieczonego. W konsekwencji nie wpłynie to na wysokość odprowadzonych podatków i składki zdrowotnej. Jednocześnie próbując obliczyć dodatkowe wpływy ze składek od członków rad nadzorczych, nie wolno zapominać o tym, że ta grupa osób szybciej osiągnie maksymalny limit składek wynoszący 30-krotność prognozowanego wynagrodzenia, a tym samym przestanie odprowadzać środki na emeryturę i rentę. Na koniec zaś osobom tym w zamian za wyższe wpłaty będzie trzeba wypłacić maksymalną emeryturę.