Zbyt mało krewnych płaci za opiekę
Od 2004 r., kiedy zmienione zostały zasady finansowania kosztów pobytu pensjonariuszy domów pomocy społecznej, pojawiły się problemy z zapełnieniem wolnych miejsc w tych placówkach. To od tego momentu niektóre gminy dłużej zastanawiają się nad skierowaniem osoby do DPS, a kryzys, który dotknął finanse samorządów, nasilił tę tendencję.
Bez dotacji budżetowej
Zgodnie z ustawą z 12 marca 2004 r. o pomocy społecznej (t.j. Dz.U. z 2009 r. nr 175 poz. 1362 z późn. zm.) opłata za pobyt w DPS w wysokości średnich miesięcznych kosztów utrzymania powinna być pokryta przede wszystkim z dochodu (np. emerytury lub renty) osoby umieszczanej w placówce, przy czym nie może to być więcej niż 70 proc. tej kwoty. Dopiero jeżeli nie wynosi ona tyle samo co opłata, różnicę powinni dopłacić członkowie rodziny wymienieni w przepisach, czyli małżonek oraz zstępni (dzieci, wnuki) przed wstępnymi (rodzicami, dziadkami).
Osoby te mogą być jednak zwolnione z tego obowiązku w sytuacji, gdy ich dochód nie przekracza 300 proc. kryterium dochodowego obowiązującego w pomocy społecznej dla osoby samotnej (obecnie jest to 1626 zł) lub na osobę w rodzinie (1368 zł). Dodatkowo dochód, który im zostanie po wniesieniu opłaty, nie może być niższy od kwot kryteriów. W związku z tym, że większość rodzin nie osiąga tak wysokich zarobków, opłatę musi ponieść wskazana w dalszej kolejności gmina, w której mieszka kierowany do DPS senior.
Potwierdzają to dane resortu pracy, z których wynika, że spośród 34,2 tys. osób skierowanych do DPS po 1 stycznia 2004 r. tylko 1,4 tys. ma na tyle wysoki dochód, że wnosi opłatę bez dopłaty gminy, natomiast do pozostałych 32,8 tys. musi ona dopłacać. Co więcej, tylko w przypadku 2583 spośród tych osób część kosztów ponosi rodzina.
– Dodatkowym problemem jest to, że niektóre rodziny uchylają się od współpłacenia lub przejmują majątek seniora, np. mieszkanie, które następnie sprzedają – podkreśla Danuta Szczepanik, dyrektor MOPS w Oleśnicy.
Kolejka oczekujących
To, że w większości województw są wolne miejsca w DPS, nie oznacza jednocześnie, że nie ma w nich kolejek. Na przykład w woj. łódzkim, które dysponuje łącznie 6413 miejscami, spośród których 130 jest wolnych, w kolejce czeka 1226 wymagających opieki osób. Podobnie jest w Małopolsce, która ma 7315 miejsc, 118 z nich jest pustych, a na umieszczenie w poszczególnych placówkach czeka 614 osób.
Jest to związane z tym, że gmina powinna szukać placówki położonej jak najbliżej miejsca zamieszkania osoby wymagającej opieki.
– Na skierowanie do znacznie oddalonego DPS nie zawsze zgadza się senior, który chce np. utrzymywać kontakt z rodziną – tłumaczy Jadwiga Karpiuk z PCPR w Trzciance.
Dr Zofia Szweda-Lewandowska z Uniwersytetu Łódzkiego, zwraca jednak uwagę, że wiele miast, które mają swoje DPS, niechętnie kieruje do tych położonych w innych samorządach.
– Wychodzą z założenia, że i tak muszą ponosić koszty związane z ich utrzymaniem, więc zamiast płacić drugiej gminie lub powiatowi, umieszczają seniorów w kolejce u siebie – dodaje.
Wpływ na to ma też profil placówki, do której ze względu na stan zdrowia powinna trafić niesamodzielna osoba.
– Najwięcej wolnych miejsc jest w DPS przeznaczonych dla osób w podeszłym wieku, natomiast najtrudniej jest o umieszczenie w placówce dla przewlekle psychicznie chorych – podkreśla Barbara Pindel-Polaszek, dyrektor PCPR w Wadowicach.
Dodaje, że z jednej strony takich DPS jest najmniej, ale część gmin ze względu na kłopotliwość zapewnienia im opieki w domu stara się też jak najszybciej umieścić taką osobę w placówce, nie patrząc na koszty.