W ramach naszego cyklu przed programowym wystąpieniem premiera dziś pokazujemy, co rząd powinien zrobić, by polepszyć sytuację demograficzną. Polki rodzą mało dzieci, więc za dwadzieścia lat na jednego emeryta przypadać będzie zaledwie dwóch pracujących.
Niestety Polska będzie jednym z europejskich krajów, gdzie zmiany struktury ludności będą przebiegały szczególnie szybko. Według prognoz Eurostatu do 2060 r. liczba ludności naszego kraju skurczy się do 32,6 mln. Będzie nas więc o 6 mln mniej. W tym czasie grupa Polaków w wieku 65 i więcej lat zwiększy się w ogólnej liczbie ludności z ponad 13 proc. do 36 proc.
Eksperci nie mają wątpliwości, że szybko powinny być podjęte działania hamujące rozwój tej niekorzystnej sytuacji. Bo w ub.r. współczynnik dzietności kobiet wyniósł tylko niespełna 1,4, tymczasem stabilny rozwój demograficzny zapewnia dopiero wskaźnik dzietności wynoszący co najmniej 2,1 – 2,15, a uzyskuje się go, gdy na 100 kobiet przypada średnio 210 – 215 urodzonych dzieci.

Po pierwsze więcej dzieci

By to było możliwe, państwo w większym stopniu powinno wspierać rodziców. W postulatach politycznych główny nacisk partie kładą na ulgi podatkowe. Jednak choć pomagają one rodzicom, to na decyzje o urodzeniu dziecka wpływają zupełnie inne czynniki, m.in. czy nie wpłynie to znacząco na pogorszenie statusu materialnego. A obecnie do posiadania potomstwa zniechęca wysokie bezrobocie. Część młodych osób obawia się, że jeśli straci pracę, to nie będzie w stanie utrzymać dziecka po jego urodzeniu.
– Najwyższa dzietność w Europie jest w tych krajach, gdzie powrót do pracy po urodzeniu dziecka jest łatwy, a wymienność ról między rodzicami duża, i państwo powinno taką sytuację kreować – podkreśla Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Dlatego potrzebne są tzw. miękkie działania państwa i promowanie zmiany postaw wśród pracodawców, tak by potencjalne matki nie bały się rodzić dzieci, ale także zmiany w prawie pracy ułatwiające łączenie obowiązków rodzicielskich z pracą.
– Aby kobiety chętniej rodziły, potrzebna jest poprawa atmosfery wokół macierzyństwa. Choć nie da się zrobić tego szybko – twierdzi prof. Iwona Roeske-Słomka, demograf z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Dziś w Polsce powszechna jest świadomość, że macierzyństwo utrudnia znalezienie pracy. Świadczą o tym dane GUS. Według nich na przykład w pierwszym półroczu w rejestrach bezrobotnych było prawie 211 tys. kobiet, które nie podjęły zatrudnienia po urodzeniu dziecka, bo nie mogły znaleźć płatnego zajęcia

Żłobek dla wybranych

Poprawy sytuacji nie da się osiągnąć także bez zwiększenia dostępności żłobków i przedszkoli. – Rząd powinien skorzystać z rozwiązań skandynawskich. A więc na przykład ułatwiać łączenie pracy z wychowywaniem dzieci i to zarówno w odniesieniu do kobiet, jak i mężczyzn – ocenia prof. Henryk Domański, socjolog z PAN. Jednak choć ustawa żłobkowa i zmiany dotyczące przedszkoli weszły w życie, to ich efekty są na razie niewielkie. I raczej w niewielkim stopniu zmieni to zapowiedź przeznaczenia w przyszłorocznym budżecie 320 mln zł na przedszkola. I tak jest za mało miejsc.
Ale zmiany powinny być szersze i dotyczyć także szkół. – Dziś często w pierwszych latach edukacji dziecko rozpoczyna naukę jednego dnia o ósmej rano, a innego w południe, powinno się to zmienić – podkreśla Wiktor Wojciechowski z Invest-Banku.
A na zmiany nie ma wiele czasu. Bo już za jedno pokolenie na jednego emeryta przypadać będzie zaledwie dwóch pracujących, podczas gdy dziś jest ich czterech. Kurczyć się więc będą możliwości rozwojowe kraju przy rosnącej armii starszych osób, które będą potrzebować opieki i wypłaty emerytur.