Polacy to naród kreatywny, można więc zakładać, że również w rządzie tacy są i że na pewno przyjdą im do głowy rozwiązania, które doprowadzą do babyboomu.
Euro 2012 przykrywa na razie wszystko. W cieniu piłkarskich meczów i wydarzeń pomiędzy nimi pozostają tematy emocjonujące Polaków przed futbolowymi mistrzostwami Europy: dłuższy wiek emerytalny od nowego roku, deregulacja zawodów czy likwidacja małych sądów. Nawet przedstawione przez resort gospodarki założenia kolejnych ułatwień dla naszego biznesu wywołały tego typu poruszenie, co leniwe fale morskie w czasie pięknej pogody – są piękne, miło na nie popatrzeć, ale nie budzą podziwu lub grozy jak te podczas sztormu. I w sumie takie reakcje mnie nie dziwią, bo przecież pierwszy raz w historii organizujemy tak dużą imprezę sportową, więc mamy pełne prawo żyć głównie nią, odkładając codzienne problemy na później.
Później nie znaczy jednak na lata. Później to początek lipca, czyli raptem za dwa tygodnie. Wtedy wrócą nasze wszystkie kłopoty. Te wymienione dotychczas i jeszcze wiele innych, w tym wisząca nad nami katastrofa demograficzna. Była głównym argumentem zwolenników pracy do 67. roku życia: nie chcemy się rozmnażać, więc musimy być aktywni zawodowo dłużej, jeśli państwo na starość ma nam zapewnić emerytury. Ale nawet ci zwolennicy zwracali uwagę na jeszcze jedno, a mianowicie na politykę prorodzinną, bo ta obecna nie działa i jest z niej niezadowolona połowa Polaków. Sprawa jest zatem jasna: rząd musi coś wymyślić, żeby przekonać rodaków, aby chcieli mieć więcej dzieci albo aby w ogóle chcieli je mieć.
Fajnie, Polacy to naród kreatywny, można więc zakładać, że również w rządzie tacy są i że na pewno przyjdą im do głowy rozwiązania, które doprowadzą do babyboomu. Inne niż podatkowe ulgi prorodzinne, nowa ustawa żłobkowa, dłuższe urlopy macierzyńskie i urlopy ojcowskie albo becikowe, bo te nijak skuteczności nie wykazują. Może naszym władzom uda się zapewnić podwyżkę do pensji za każde dziecko i gwarancję zachowania etatu przez rodzica tak długo, jak długo dziecko się uczy, i to bez względu na to, czy ten rodzic pracuje w firmie prywatnej, czy w urzędzie. To głównie skłoniłoby nas do posiadania większej liczby dzieci – wynika z sondażu przeprowadzonego przez Homo Homini specjalnie dla DGP. W taką hojność państwa, które musi się zadłużać, by płacić emerytom, nie wierzę. Może jestem człowiekiem małej wiary?