W kancelarii prezydenta prace nad reformą systemu emerytalnego i problemami pracy dla osób w wieku przedemerytelnym trwały, zanim rząd podjął decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego. To sprawy nadal aktualne dla prezydenta, bo jego zdaniem obecna ustawa emerytalna to dopiero początek zmian - mówi Irena Wóycicka, minister ds. spraw społecznych w Kancelarii Prezydenta.

Podpisanie ustaw emerytalnych przez prezydenta to finał czy początek zmian?

W kancelarii prezydenta prace nad reformą systemu emerytalnego i problemami pracy dla osób w wieku przedemerytelnym trwały, zanim rząd podjął decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego. To sprawy nadal aktualne dla prezydenta, bo jego zdaniem obecna ustawa emerytalna to dopiero początek zmian. Nie tylko kwestie emerytalne, ale też cała polityka społeczna wymagają zmian w kontekście starzenia się społeczeństwa. Ludzie boją się, że nie podołają dłuższej pracy, bo zdrowie szwankuje, bo nie mają odpowiednich kwalifikacji. Brak w tej chwili całościowej koncepcji zdrowia publicznego, tzn. profilaktyki zdrowotnej, edukacji prozdrowotnej. To również kwestia możliwości aktualizacji kwalifikacji zawodowych. Dorośli Polacy bardzo rzadko uczestniczą w kursach podnoszących ich umiejętności. Prezydent chce inspirować rząd do zajęcia się tymi problemami.

Widać, że jest klimat do zmian dotyczących umów o pracę. Jakich chce prezydent?

W tej chwili gotowa jest tylko oferta „Solidarności”, by wszystkie typy umów objąć składkami na ubezpieczenie społeczne. Analizujemy tę propozycję, również z punktu widzenia rynku pracy. Mam obawy co do jej skutków na rynku pracy. Ale temat jest ważny. Trzeba znaleźć takie rozwiązania, które zwiększając bezpieczeństwo socjalne pracowników, nie zagrożą istniejącym miejscom pracy.

Tylko czy przy wysokim bezrobociu jest czas na takie zmiany? Czy zamiast umów śmieciowych nie będziemy mieli większej szarej strefy?

Widzimy ten kontekst. Sytuacja na rynku pracy nie sprzyja radykalnym rozwiązaniom. Ta dyskusja była prowadzona i z liderami związkowymi, i z przywódcami partyjnymi. Wszyscy się zgodzili, że to wymaga namysłu i nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Nie chodzi o to, by nie było form pracy tymczasowej, ale by służyły one nabywaniu praktyki zawodowej i by prowadziły do włączania pracowników tymczasowych do rynku pracy.

Kiedy poznamy receptę i czy to będzie projekt ustawy?

W ciągu kilku miesięcy powinniśmy takie rozwiązanie mieć. Niewykluczone, że będzie to projekt ustawy zgłoszony przez prezydenta.

Prezydent konsultował się też w sprawie polityki prorodzinnej. Tu także wchodzą w grę projekty ustawy?

Na razie jest za wcześnie, by o tym mówić. Kancelaria prezydenta pracuje nad koncepcją takiego programu. Nie chodzi jednak o projekt autorski, ekspercki. Główną intencją prezydenta jest, by w tej dziedzinie doszło do możliwie szerokiego porozumienia. Bo największym problemem jest brak konsekwencji w tej polityce, a skoro nie ma konsekwencji, to ona jest nieskuteczna. Będę prowadzić konsultacje z ekspertami partyjnymi od polityki rodzinnej, by znaleźć to, co wspólne. Jeśli się okaże, że jest jakieś rozwiązanie popierane przez większość, nie ma powodu, by nie zgłosić projektu ustawy.

Mamy becikowe, ulgi na dzieci, ruszają powoli programy żłobkowe i przedszkolne, czego pani brakuje najbardziej?

Sprawą podstawową jest, aby polityka skupiała się na potrzebach różnych rodzin, różnych wyborów dotyczących podziału obowiązków i aktywności zawodowej rodziców. W tym kontekście ważną sprawą jest kwestia różnych ułatwień w łączeniu obowiązków rodzicielskich z pracą. Druga sprawa to polityka dochodowa, czyli poszukiwanie skutecznych materialnych form wspierania rodzin, zwłaszcza w pierwszym okresie życia dziecka. Sprzyjające otoczenie rodzin, czyli kwestia usług. Zapewnienia dostępu do różnych form opieki i edukacji małych dzieci.

Zbijamy deficyt, a polityka prorodzinna nie będzie tania. Większości pomysłów minister finansów powie „nie”.

Wiemy, że nie ma mowy o radykalnym zwiększeniu nakładów, ale nie można zwlekać ze stopniowym, ale konsekwentnym wdrażaniem zmian. Wiadomo, że polityka rodzinna jest kosztownym przedsięwzięciem i wiadomo, że cały program nie może być ulokowany w najbliższych budżetach. Ale brak konsekwentnej polityki rodzinnej to w długim okresie jeszcze większe koszty. Jeśli będzie porozumienie co do spraw zasadniczych, jest nadzieja, że program będzie systematycznie wdrażany przez kolejne rządy. Zresztą to często nie kwestia pieniędzy, ale dostrzeżenia potrzeb rodziców na przykład przez pracodawców czy w samorządach.