Przy wyborze polskich i cudzoziemskich pracowników oceniamy ich kwalifikacje według różnych standardów; jeśli ocena ma być wykorzystana jedynie do wstępnego wyboru kandydatów, cudzoziemcy są traktowani łagodniej - wynika z badania ISP.

We wtorek Instytut Spraw Publicznych przedstawił wyniki badań pt.: "Zmienne standardy, podwójne standardy czy brak standardów? Jak oceniamy kompetencje osób różnych od nas". Jak podkreślono, jednym z problemów, z jakim spotykają się cudzoziemcy w Polsce, jest ich nierówne traktowanie na rynku pracy. Dyskryminacja migrantów ma często miejsce już w momencie wchodzenia na rynek pracy, czyli na etapie rekrutacji.

Celem eksperymentu było zebranie informacji, które pozwoliłyby określić trafność hipotez o wpływie statusu cudzoziemca na wyniki rekrutacji przez uruchomienie mechanizmu stosowania podwójnych standardów oceny - wyjaśniła dr Kinga Wysieńska z ISP.

Uczestnikami eksperymentu byli studenci warszawskich uczelni publicznych i prywatnych. Spośród ponad 160 osób blisko połowa to obcokrajowcy, głównie z Ukrainy i Białorusi. Wszyscy badani zostali poinformowani, że uczestniczą w procesie wyboru kandydatów na staże finansowane w branży IT. Uczestnicy eksperymentu mieli m.in. wskazać aplikanta (spośród par Polak-Ukrainiec lub Wietnamczyk), który - ich zdaniem - powinien przejść do następnego etapu rekrutacji.

Jak się okazało, przy wyborze polskich i cudzoziemskich pracowników oceniamy ich kwalifikacje według różnych standardów. Jeśli ocena ma być wykorzystana jedynie do wstępnego wyboru kandydatów cudzoziemcy są traktowani łagodniej.

"Przynależność do kategorii społecznej wyróżnionej na podstawie pochodzenia odgrywa rolę w ich formowaniu, choć używanie łagodniejszych lub surowszych standardów wnioskowania o kompetencjach zależy od tego, do czego ma służyć dana ocena. Jeśli ma być ona wykorzystana jedynie do wstępnego wyboru kandydatów, przedstawiciele grupy o niższym statusie są traktowani łagodniej" - podkreśliła Wysieńska.

Wybierając kandydatów do pracy, pracodawcy preferują tych z polskim obywatelstwem

Wyniki podobnych badań, przy pomocy tzw. testów dyskryminacyjnych, ISP przedstawił w 2010 roku. Wynikało z nich, że wybierając kandydatów do pracy, pracodawcy preferują tych z polskim obywatelstwem. Badacze ISP analizowali wówczas, czy na polskim rynku pracy dochodzi do dyskryminacji cudzoziemców.

W tym celu, w odpowiedzi na oferty pracy umieszczone przez autentycznych pracodawców, wysłali CV fikcyjnych kandydatów o ukraińskich i wietnamskich nazwiskach oraz CV polskich obywateli. Później monitorowali liczbę i rodzaj reakcji ze strony osób poszukujących pracowników. Ukraińców i Wietnamczyków wybrano ze względu na dużą liczbę osób tych narodowości w Polsce, dlatego prawdopodobieństwo, że staraliby się oni o pracę w kraju było największe.

CV w imieniu kandydata z Polski i cudzoziemca wysłano do 167 pracodawców w Warszawie, którzy w internecie zamieścili ogłoszenia o pracy na stanowiskach: asystent biurowy, recepcjonista w hotelu, kucharz, główny księgowy i programista. Dziewiętnastu pracodawców zaprosiło jednego lub obydwu kandydatów na rozmowę kwalifikacyjną lub w inny sposób wyraziło zainteresowanie ich kandydaturami. Aby uzyskać jedno zaproszenie dla kandydata z polskim obywatelstwem, konieczne było wysłanie dziesięciu CV, zaś dla obcokrajowca - prawie 17. W ocenie ISP wskazuje to na preferencje pracodawców dla kandydatów z polskim obywatelstwem.

Według ekspertów ISP testy dyskryminacyjne są najlepszym sposobem wykrywania dyskryminacji bezpośredniej, ponieważ pokazują faktyczne zachowania, a nie tylko deklaracje badanych. Dają też szansę na udowodnienie, że do dyskryminacji dochodzi z powodu konkretnej cechy, takiej jak kolor skóry, płeć czy wiek, a nie jest ona związana z żadnymi merytorycznymi przesłankami, jak np. wydajność pracy.

Testy dyskryminacyjne po raz pierwszy zostały użyte w Wielkiej Brytanii i w USA w latach 60. XX w.; początkowo były wykorzystywane do badania zjawiska dyskryminacji na rynku mieszkaniowym. Obecnie prowadzone są w wielu krajach na świecie, m.in. w Belgii, Czechach, Danii, Francji, Szwecji, w Niemczech, na Węgrzech, Litwie i na Słowacji.

W niektórych krajach wyniki takich testów służą jako dowody w sprawach sądowych. We Francji, wraz z ustawą o równym traktowaniu z 2001 r., wprowadzono możliwość stosowania i wykorzystywania wyników testów dyskryminacyjnych jako dowodów w sprawach karnych. Na Węgrzech w 2004 r. przyjęto zaś rozporządzenie uznające prawo węgierskiego organu równościowego do przeprowadzania testów i prezentowania ich wyników w sądach.

W polskim sądownictwie technika testów dyskryminacyjnych jest praktycznie nieznana - brak jest przepisów prawnych przyznających możliwość ich przeprowadzenia jako dowodów w sprawach o dyskryminację. Jak wyjaśniła Wysieńska, polskie prawo przewiduje, że przestępstwo ma miejsce, gdy jest też jego ofiara. Aby więc móc wykorzystać testy dyskryminacyjne w postępowaniu sądowym, musiałaby wziąć w nich udział faktycznie dyskryminowana osoba.