Kobiety w Polsce zarabiają średnio o 15 proc. mniej od mężczyzn - poinformowała w poniedziałek pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. Jej zdaniem firmy same podejmą walkę z tym zjawiskiem, jeśli uświadomią sobie jego skalę.

Pełnomocniczka poinformowała na konferencji prasowej, że wystąpiła do ministra pracy i polityki społecznej Władysława Kosiniaka-Kamysza z propozycją zmian w kodeksie pracy, które zobowiązywałyby pracodawców do prowadzenia sprawozdawczości uwzględniającej stosunek zarobków kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach.

"Metoda ta jest stosowana w innych krajach i przynosi rezultaty. Pozwala na samokontrolę, która jest najskuteczniejszym narzędziem walki z tym zjawiskiem" - przekonywała Kozłowska-Rajewicz.

Przypomniała, że kodeks pracy zabrania różnicowania zarobków kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach i o podobnych kwalifikacjach, jednak w praktyce płace często nie są równe. "Mamy instytucje, które kontrolują, czy prawo pracy jest przestrzegane. Ja jednak wierzę, że wprowadzenie obowiązkowej sprawozdawczości z podziałem na płeć wystarczy" - zapewniła pełnomocniczka.

W piątek w całej UE po raz drugi obchodzony był Dzień Równości Wynagrodzeń. Przypada on w dniu, do którego kobiety muszą pracować w 2012 r., aby ich zarobki zrównały się z kwotą zarobków mężczyzn w 2011 r. Średnio w Europie kobiety zarabiają o 16,4 proc. mniej niż mężczyźni.

Problem europejski

Kozłowska-Rajewicz podkreśliła, że problem różnic w zarobkach kobiet i mężczyzn za tę samą pracę dotyczy całej Europy. W Polsce, jak wynika z danych GUS, w 2010 r. kobiety zarabiały średnio 15 proc., czyli mniej więcej o 700 zł mniej niż mężczyźni.

Różnice są większe w sektorze prywatnym niż w państwowym i pogłębiają się, im wyższe jest zajmowane stanowisko. W 2010 r. najmniejsze różnice w wynagrodzeniach były wśród pracowników biurowych - kobiety zarabiały blisko 98 proc. tego, co mężczyźni. Największe różnice odnotowano w grupie robotników przemysłowych i rzemieślników - wynagrodzenia kobiet wynosiły ok. 67 proc. wynagrodzeń mężczyzn.

"Szklany sufit" potwierdzają liczby

Pełnomocniczka zwróciła uwagę, że podczas gdy wśród szeregowych pracowników różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn wynoszą ok. 200 zł, to wśród dyrektorów i członków zarządów sięgają już ok. 3 tys. zł. "Gdyby ktoś zastanawiał się, czy rzeczywiście istnieje coś takiego, jak szklany sufit, ma tu dowody w liczbach" - dodała.

Zaznaczyła, że kobiety pracują także w domu, wykonując pracę nieodpłatną. Jej roczna wartość kształtuje się na poziomie ok. 29 proc. PKB.

Monika Ksieniewicz z Biura Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania powiedziała, że w krajach UE stosowane są różne metody wyrównywania różnic w zarobkach. Zaznaczyła, że proponowany przez Kozłowską-Rajewicz obowiązek sprawozdawczości z uwzględnieniem płci sprawdził się np. w Austrii, gdzie firmy same zaczęły się zastanawiać, jak rozwiązać ten problem. Zaś np. w Szwecji czy Belgii zapisy o równych zarobkach kobiet i mężczyzn zapisane są w układach zbiorowych.

Ksieniewicz podkreśliła, że w UE kobiety muszą pracować 14 miesięcy, aby zarobić tyle, co mężczyźni w 12 miesięcy, 70 minut, by zarobić tyle, co mężczyźni w 60 minut, a na każde 100 euro zarobione przez mężczyznę przypada 86 euro zarobione przez kobietę.