Z jednej strony osoby starsze czekają w wielomiesięcznych kolejkach na przyjęcie do domów pomocy społecznej (DPS). Z drugiej – są w nich wolne miejsca. Taki paradoks to efekt działania gmin. To one bowiem kierują do takich placówek. Okazuje się, że część z nich robi to coraz rzadziej, chcąc w ten sposób chronić własne budżety. W zależności od DPS roczny koszt pobytu jednej osoby w takiej placówce, to wydatek dla gminy rzędu nawet 30 tys. zł.
Koszty mogłyby być niższe, gdyby rodziny osób starszych wymagających umieszczenia w DPS nie uchylały się od współfinansowania ich pobytu. Są też tacy, którzy nie płacą, bo mają za niskie dochody. W efekcie na 30,4 tys. osób przebywających w tego typu placówkach rodziny dopłacają do pobytu zaledwie 2,3 tys. pensjonariuszy.

Promocja w mediach

Liczba wolnych miejsc zależy od województwa. W lubuskim i pomorskim na koniec roku wolnych było 11 miejsc. W Małopolsce – 176, a na Podkarpaciu – 205 z 4627, które zapewniają DPS znajdujące się w tym województwie. Ze zbiorczych danych resortu pracy za 2010 rok wynika (brak danych za 2011 rok), że łączenie wolnych miejsc w tego typu placówkach było 1453.
Oprócz różnego w skali całego kraju zapotrzebowania na miejsca (jest ono większe w dużych miastach) ważne znaczenie ma też typ DPS, do którego osoba jest kierowana. O tym decyduje jej stan zdrowia.
– Najwięcej pustych miejsc jest w DPS dla osób w podeszłym wieku i przewlekle chorych – tłumaczy Agnieszka Duszkiewicz-Nowacka, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Zgierzu.
Większość miejsc zajętych oraz liczące nawet kilkadziesiąt osób kolejki są w placówkach dla psychicznie chorych i niepełnosprawnych intelektualnie dzieci i młodzieży. Jest to związane z tym, że placówek z taką specjalizacją jest zdecydowanie mniej niż pozostałych typów DPS.
– Często osoba do nich kierowana nie chce wyjeżdżać daleko od domu, bo ważniejszy jest kontakt z rodziną. Staramy się to uwzględniać, ale jeżeli stan zdrowia wymaga jak najszybszego umieszczenia w placówce, chory trafia nawet do tej dalej położonej. Cały czas jednak pozostaje w kolejce do tego DPS, który wybrał – mówi Katarzyna Średnicka, dyrektor PCPR w Grójcu.
Zdaniem Zbigniewa Polowczyka, dyrektora DPS w Chumiętkach (woj. wielkopolskie), niektóre duże miasta nie chcą kierować osób do placówek prowadzonych przez inne samorządy, bo wychodzą z założenia, że jak mają współfinansować, to tylko pobyt we własnej jednostce.
Powiaty oraz DPS, które dysponują wolnymi miejscami, przygotowują więc ulotki informacyjne o warunkach i standardzie opieki, jakie oferują. Ogłaszają się też w mediach.
– Nie ma dnia, abyśmy nie otrzymywali po kilka telefonów z pytaniami od rodzin, które są zainteresowane umieszczeniem krewnego, jednak potem nie przekłada się to na kierowanie tych osób do nas – mówi Bożena Ożga, dyrektor DPS w Krasnobrodzie.
Puste miejsca to określone konsekwencje dla DPS. Placówki te są zobowiązane utrzymywać stan gotowości. To przekłada się na konieczność utrzymywania odpowiedniej liczby personelu wymaganej przepisami. Muszą to robić nawet wtedy, jeżeli brakuje im pensjonariuszy.

Zwalniające kryterium

To właśnie kwestie finansowe powodują, że w placówkach opieki są wolne miejsca. Ustawa z 12 marca 2004 r. o pomocy społecznej (t.j. Dz.U. z 2009 r. nr 175, poz. 1362 z późn. zm.) wskazuje bowiem, że za osobę skierowaną po 2004 r., opłatę równą średnim miesięcznym kosztom utrzymania pokrywa ona sama, przy czym nie może to być więcej niż 70 proc. jego dochodu. Następnie do współpłacenia obowiązani są jej krewni: małżonek, zstępni przed wstępnymi. Jednak w sytuacji, gdy ich dochód jest niższy niż 1053 zł (300 proc. kryterium dochodowego w pomocy społecznej) miesięcznie na osobę w rodzinie lub 1431 zł, gdy zobowiązany do płacenia jest osobą samotną, nie muszą nic dopłacać. Wtedy to gmina pokrywa różnicę między tym, co wpłaca mieszkaniec, a całą wysokością opłaty. Ale nawet w przypadku, gdy dochód pozwala rodzinie na wniesienie opłaty, to kwota dochodu, która pozostanie po wniesieniu opłaty, nie może wynosić mniej niż 1053 zł lub 1431 zł.
W praktyce takie warunki oznaczają, że większość rodzin jest ustawowo zwolniona z tego obowiązku.
– Od 2009 r. mamy podpisanych 60 umów alimentacyjnych, a tymczasem osób, które z naszego skierowania przebywają w DPS, jest 550 – mówi Beata Latrus z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Katowicach.
Potwierdzają to też dane resortu pracy – w 2010 r. do 30,4 tys. osób rodzina dopłacała tylko w przypadku 2,3 tys. z nich. To powoduje, że koszt pobytu spada na gminy. Są one coraz wyższe, bo kwoty opłat, które są co roku ogłaszane przez starostów, też rosną. Z danych zbieranych przez Związek Miast Polskich w ramach Systemu Analiz Samorządowych wynika, że średnie roczne wydatki na mieszkańca przebywającego w DPS w 2010 roku wynosiły 23,1 tys. zł (w zależności od miasta było to np. w Bytomiu 35 tys. zł, w Ostrowcu Świętokrzyskim – 15 tys. zł, a w Poznaniu – 42 tys. zł).

Sprzeczne orzecznictwo

Halina Symonczuk z MOPS w Olsztynie, dodaje, że zdarzają się też sytuacje, gdy członkowie rodzin, mimo że spełniają ustawowe warunki, odmawiają podpisania umowy z gminą, w której określana jest wysokość opłaty.
– Jeżeli małżonek, zstępni i wstępni nie wywiązują się z tego obowiązku, stosowne opłaty zastępczo wnosi gmina. Może dochodzić zwrotu poniesionych na ten cel wydatków – mówi Magdalena Sobczak, radca prawny z Kancelarii Adwokatów i Radców Prawnych P.J. Sowisło & Topolewski.
Gminy mają jednak z tym problem. Sąd Najwyższy w uchwale z 29 października 2009 r. stwierdził, że w sprawach o zwrot wydatków poniesionych zastępczo przez gminę niedopuszczalna jest droga sądowa na podstawie art. 64 kodeksu cywilnego. Samorząd powinien odzyskać je w trybie przewidzianym dla postępowania egzekucyjnego w administracji, który jest właściwy dla wszystkich spraw wynikających z ustawy o pomocy społecznej. Różne interpretacje pod tym względem wydają z kolei sądy administracyjne. Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu (IV SA/Wr 30/09) uznał, że ośrodek pomocy społecznej może wystąpić z roszczeniem do sądu powszechnego.