Eksperci ubezpieczeniowi ostrzegają, że bez zmiany polityki państwa wobec rodziny wkrótce nie będzie miał w Polsce kto pracować. Kobiety natomiast nie będą się decydować na posiadanie dzieci.
Rząd chce już od przyszłego roku wydłużać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Docelowo ma on wynieść 67 lat. Powodem tak drastycznej decyzji jest fatalna sytuacja Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, któremu tylko w tym roku do wypłaty świadczeń brakuje 40 mld zł.
W następnych latach nie będzie lepiej. Powodem tak dużego deficytu jest spadająca liczba osób w wieku produkcyjnym. W 2007 roku na tysiąc takich osób przypadało średnio 248 w wieku emerytalnym, w 2035 roku liczba ta – zgodnie z prognozą demograficzną – wynosić będzie 464, a 25 lat później – już 772 osoby.
– Brak działań rządu w sprawie polityki prorodzinnej teraz spowoduje, że za 25 lat nie będzie miał kto pracować – mówi Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”.
Sposoby na ograniczenie negatywnego przyrostu naturalnego / DGP

Dane straszą

Dane demograficzne nie pozostawiają złudzeń. Z roku na rok rodzi się coraz mniej dzieci. Na początku lat 90. na każde 10 tys. Polaków przybywało ponad 40 osób, ale w 2011 roku już tylko 4. I to mimo że rok wcześniej takich osób było 9. Najbardziej dramatyczny był 2003 rok, kiedy urodziło się o ponad 14 tys. dzieci mniej niż odnotowano zgonów.
Na świat przybyło wtedy 351 tys. dzieci, czyli najmniej w całym okresie powojennym. Z danych GUS wynika, że w 1989 roku w Polsce żyło 3,05 mln dzieci w wieku do 4 latach. 9 lat później było ich już 2,12 mln.
Wzrastała natomiast liczba osób w wieku między 50 a 54 rokiem życia. O ile w 1989 roku w Polsce było ich 2,05 mln, o tyle w 1998 liczba ta wzrosła do 2,5 mln osób.
Teraz szykują się one do przejścia na emeryturę. Spada więc liczba osób w wieku produkcyjnym, a tym samym zdolnych do pracy. Demografowie widzą jednak światełko w tunelu. W latach 2004 – 2009 obserwowany był wzrost liczby urodzeń. W minionym roku odnotowano dodatni przyrost naturalny ludności. Z szacunków GUS wynika, że urodziło się więcej dzieci, niż wynosiła liczba zgonów – o około 10 tys.
– Do zwiększenia liczby urodzin i wskaźnika dzietności w Polsce potrzebna jest przede wszystkim długofalowa i mądra polityka rodzinna, realizowana w sposób zapewniający równowagę pokoleniową – mówi Agnieszka Chłoń-Domińczak, ekspert ubezpieczeniowy ze Szkoły Głównej Handlowej.
Dodaje, że ważnym jej elementem jest umożliwienie w lepszym stopniu godzenia pracy i życia rodzinnego, przez rozwój sieci opieki nad dziećmi, w tym przede wszystkim maluchami do lat trzech. W tym zakresie jesteśmy w ogonie Europy.

Kobiety czekają z dziećmi

Eksperci nie mają żadnych wątpliwości, że przemiany gospodarcze miały wpływ na zachodzące procesy demograficzne. Na początku lat 90. nastąpiła zauważalna zmiana. Decyzji o posiadaniu dziecka nie podejmują już najczęściej kobiety w wieku 20 – 24 lata, ale te starsze – mające 25 – 29 lat.
Znaczący wzrost płodności jest notowany również w grupie pań w wieku 30 – 34 lata. To efekt tego, że kobiety odkładają decyzję o urodzeniu dziecka na później. W konsekwencji nastąpiło podwyższenie (szczególnie w okresie minionych 10 lat) mediany wieku kobiet rodzących dziecko, która w 2010 r. wyniosła 28,6 lat wobec 26,1 w 2000 roku. Zwiększył się także – do 26,6 lat, tj. o prawie 3 lata – średni wiek urodzenia pierwszego dziecka (w 2000 roku wynosił 23,7 lat).
Co ciekawe, zmienia się poziom wykształcenia matek. W 2010 roku – w stosunku do początku lat 90. – odsetek matek z wykształceniem wyższym wzrósł prawie siedmiokrotnie. Natomiast trzykrotnie zmniejszył się odsetek kobiet z wykształceniem podstawowym i bez wykształcenia – z 18 proc. do niespełna 6 proc.
– I właśnie dla coraz lepiej wykształconych matek ważne jest upowszechnianie i promowanie korzystania z urlopów ojcowskich – dodaje Agnieszka Chłoń-Domińczak.
Wskazuje, że wszelkiego rodzaju wsparcie finansowe w ramach świadczeń rodzinnych powinno być rozwijane z uwzględnieniem jak największej efektywności wydatków, szczególnie pod kątem ograniczania ubóstwa rodzin, w tym wielodzietnych. Do tego trzeba dodać, że instytucja babci opiekującej się wnukami powoli traci na znaczeniu. Zyskuje natomiast opieka zapewniona w przedszkolu, bo maluchy mają tam także zajęcia edukacyjne.



Dłuższe życie

Te niekorzystne tendencje demograficzne powodują realne zagrożenie, że w przyszłości liczba osób pobierających świadczenia będzie większa od wpłacających składki do FUS.
W efekcie jego deficyt będzie rósł. Z prognozy wpływów i wydatków funduszu do 2060 roku przygotowanej przez ZUS wynika, że liczebność populacji Polski spadnie z obecnych 38,1 mln do poziomu 36,0 mln w 2035 roku i do około 30,6 mln w 2060 roku. Zmieni się także jej struktura wiekowa.
Do 2055 roku liczba ludności w wieku poprodukcyjnym będzie rosła – w porównaniu z 2007 rokiem będzie większa o 90 proc. Dopiero od roku 2056 prognozowany jest spadek populacji w wieku poprodukcyjnym.
– Średnia długość życia Polaków w ciągu ostatnich 20 lat wzrosła o około 6 lat dla obu płci i na koniec 2010 roku wyniosła 80,6 lat dla kobiet i 72,1 lat dla mężczyzn. Upraszczając, środki zebrane na życie na emeryturze muszą wystarczyć kobietom na około 20 lat życia, a mężczyznom na ponad 7 lat. W rzeczywistości średnia długość życia osoby w chwili przejścia na emeryturę wynosi odpowiednio dla kobiet i mężczyzn 23,5 oraz 15 lat – mówi Andrzej Narkiewicz, ekspert emerytalny z firmy doradczej Mercer.

Spójna polityka

Rządowa propozycja zrównania wieku emerytalnego, zdaniem części ekspertów, będzie najbardziej dotkliwa dla kobiet. Inni podkreślają, że tylko to gwarantuje im wzrost świadczeń wypłacanych przez ZUS.
– Nic dobrego nie wyjdzie z tego, jeśli politycy będą mówić kobietom, że skoro się rodzi zbyt mało dzieci, to teraz muszą dłużej pracować – mówi Joanna Staręga-Piasek, dyrektor Instytutu Rozwoju Służb Społecznych.
Jej zdaniem państwo powinno tworzyć odpowiedni klimat wobec rodzicielstwa.
– Jednocześnie powinny być tworzone twarde instrumenty polityki społecznej gwarantujące rodzinie ulgi. Nie możemy się ograniczać wyłącznie do ulgi podatkowej związanej z posiadaniem dzieci. Trzeba również obniżyć wydatki, jakie rodzice ponoszą chociażby na ubrania dla maluchów – mówi Joanna Staręga – Piasek.
Rząd powinien się zdecydować, czy w ciągu 5 – 10 lat priorytetem ma być zwiększenie liczby narodzin, czy tylko fiskalizm sprowadzający się do odbierania rodzinie wcześniej przyznanych przywilejów.
– Nie wolno zapominać o tym, że zamieszanie wokół wieku emerytalnego i demografii pojawiło się po tym, jak w ubiegłym roku ujawniono ryzyko przekroczenia 55-proc. progu zadłużenia budżetu, co pociągnęłoby za sobą automatycznie bolesne cięcia w finansach publicznych – mówi Maciej Rogala, niezależny ekspert ubezpieczeniowy.
Jego zdaniem, chcąc bronić poziomu złotego, premier Tusk zbyt pochopnie złożył obietnicę dyscypliny budżetowej w formie podniesienia wieku emerytalnego. W opini ekspertów zapomniał, że w Polsce od 1999 roku działa zupełnie inny system emerytalny niż w tych wszystkich krajach, gdzie takie podnoszenie wieku jest konieczne.