80 proc. samorządów do końca stycznia wypłaci nauczycielom specjalne wyrównanie w postaci tzw. czternastki. Muszą to zrobić, jeśli w ciągu roku nie stać ich było na zapewnienie im pensji gwarantowanych przez Kartę nauczyciela. Nauczyciele dostaną pieniądze bez względu na jakość pracy. Niektórzy nawet po 3 tys. zł.
DGP przeprowadził sondę w 110 gminach i 16 dużych miastach. Wynika z niej, że wydatki samorządów na ten cel rosną. Białystok w ciągu trzech lat wydał 5,6 mln zł, Rzeszów – 5,7 mln zł. Prawdziwym rekordzistą jest Częstochowa: z kasy miasta na konta nauczycieli od 2009 roku wpłynęło już 32 mln zł.
Wynagrodzenie nauczycieli / DGP
Wyrównanie należy się wszystkim, co prowadzi do absurdów. Nawet jeżeli dyrektor szkoły odbierze słabemu nauczycielowi dodatek motywacyjny, to ten i tak nie musi się martwić. Samorząd wyrówna mu stratę, wypłacając pod koniec stycznia czternastkę. Z kolei dodatku nie otrzyma ten, kto dobrze pracuje i otrzymał za to od ministra edukacji lub kuratora nagrodę. Powód – zawyża średnią.

Subwencja pokrywa ledwie połowę kosztów utrzymania ucznia

Gminy alarmują, że nawet 70 proc. pieniędzy z ich budżetów przeznaczają na oświatę. Natomiast minister finansów wymaga od nich ograniczania wydatków bieżących. – Nie możemy tego robić, dopóki o wysokości pensji nauczycieli będzie decydowała odgórnie karta. Zgłaszają się do nas młodzi ludzie, którzy chcieliby pracować bez przywilejów, ale blokują nas przepisy – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich.
Jego zdaniem subwencja oświatowa jest źle naliczana, bo jej wysokość zależy od liczby uczniów. Tych jednak jest coraz mniej. A koszty, jakie na oświatę ponoszą gminy, nie spadają.
Sonda DGP pokazała, że subwencja w przeliczeniu na jednego ucznia pokrywa zaledwie połowę kosztów. Urząd Miasta w Bełchatowie w 2011 roku w przeliczeniu na jednego ucznia otrzymał z budżetu 5,7 tys. zł. Prawie drugie tyle dopłacił z własnej kasy. W Tarnowskich Górach z subwencji na ucznia trafiło ponad 5,9 tys., miasto dołożyło ponad 4 tys. zł. Podobnie było w Łowiczu oraz Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie kształcenie jednego ucznia kosztowało gminę aż 12 tys. zł.
W dodatku w 2012 r. koszty jeszcze wzrosną. Kolejne podwyżki dla nauczycieli – 3,8 proc. – rząd zaplanował na wrzesień. Zapłacą za to gminy. Związek Nauczycielstwa Polskiego nie widzi jednak problemu. – Samorządy niech się nie zasłaniają kryzysem, bo nauczycielom podwyżki i wyższe średnie się należą. Trudna sytuacja finansowa gmin to nie wina oświaty, ale ich nadmiernego zadłużania się na inwestycje ze środków unijnych – twierdzi Sławomir Broniarz, prezes ZNP.

W styczniu najmniej zarabiający nauczyciele dostaną czternastkę

Samorządy muszą się rozliczyć z wypłaconych w ubiegłym roku pensji dla nauczycieli. Mają na to niewiele czasu, bo zaledwie tydzień. To największy problem dla tych gmin, które w efekcie problemów finansowych nie wypłacały pedagogom w ciągu roku wynagrodzeń w wysokości gwarantowanej przez Kartę nauczyciela. Teraz muszą to wyrównać. Z sondy DGP przeprowadzonej w blisko 110 gminach i 16 dużych miastach wynika, że zdecydowana większość nauczycieli w tym miesiącu może się spodziewać pieniędzy w podwójnej wysokości (wyrównania i pensji).

To jednak niejedyny problem samorządów związany z oświatą. Subwencja, która trafia z budżetu do gmin, nie wystarcza na pokrycie nawet połowy kosztów funkcjonowania szkół. Te alarmują więc, że póki ich działania będą ograniczane przepisami Karty nauczyciela, nie będą w stanie ograniczyć bieżących wydatków, w tym na oświatę. Tego natomiast domaga się od nich resort finansów.

Trzecie wyrównanie

Obowiązek zapewniania średnich płac pedagogom nałożono na samorządy już w 2000 r. Jednak dopiero od trzech lat gminy muszą się z niego skrupulatnie rozliczać. Zgodnie z art. 30 karty muszą zapewnić nauczycielom co najmniej średnią płacę, która jest procentowo określana na podstawie tzw. kwoty bazowej.

Ta ostatnio co roku jest wyższa, bo rząd podwyższa pensje nauczycielom. W efekcie samorządy muszą zadbać o wzrost ich średnich płac. Najczęściej problem z ich osiągnięciem mają gminy wobec osób z najkrótszym stażem zawodowym. Nie mają one wysokich dodatków do pensji, które są uwzględniane przy wyliczeniu średnich. W efekcie gminy muszą im na koniec stycznia przekazywać tzw. jednorazowy dodatek uzupełniający. Urząd Miasta w Sosnowcu wypłaci po tysiąc złotych mianowanym nauczycielom, których w przeliczeniu na etaty jest 494,4.

W Bochni natomiast stażyści otrzymają wyrównania w wysokości około 550 zł, mianowani – ponad 2,8 tys. zł, a dyplomowani – 2,5 tys. zł. W Suchej Beskidzkiej do końca stycznia nauczyciele dyplomowani dostaną po 1100 zł. Podobnie jest w Nysie. Tam na 445 nauczycieli do podziału jest blisko 400 tys. zł. Z kolei w Łomży nauczycielom mianowanym szkoły wypłacą po 800 zł.

Wyrównywać pensje muszą też inne gminy. Na przykład w Lubaniu stażyści otrzymają blisko 2,3 tys. zł. Z kolei Urząd Gminy w Spytkowicach (woj. małopolskie) dla 144 nauczycieli musi znaleźć do podziału w tegorocznym budżecie blisko 160 tys. zł.

– Za te pieniądze moglibyśmy wyremontować szkoły czy drogi. A tak wydamy je na pensje nauczycieli, bo inaczej zrobi to za nas regionalna izba obrachunkowa, zmieniając budżet – mówi Zenon Szewczyk, członek komisji rewizyjnej w Radzie Gminy Spytkowice.

Prawdziwym rekordzistą w wydaniu pieniędzy na wyrównanie pensji jest jednak Częstochowa. W ciągu trzech lat na dodatek uzupełniający miasto wydało 32 mln zł. Tylko w tym roku nauczyciele dyplomowani tam zatrudnieni otrzymają blisko po 3 tys. zł, a mianowani ponad 1,8 zł wyrównania.

– W tym roku w porównaniu z poprzednimi latami i tak udało nam się zmniejszyć wypłacane wyrównania o kilka milionów złotych – mówi Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta w Częstochowie.

Z wyrównywaniem nauczycielskich pensji boryka się też Białystok. W tym roku wyda na ten cel najwięcej od trzech lata, bo ponad 5,6 mln zł. Łącznie od 2009 roku kosztowało to urząd 11 mln zł. W tym samym czasie Rzeszów na jednorazowy dodatek dla nauczycieli przeznaczył 5,7 mln zł.

Prawa pedagogów do wyrównania wynagrodzeń bronią związkowcy.

– Gminy, które dopiero w styczniu wypłacają nauczycielom wyrównanie, potwierdzają, że cały ubiegły rok na nich oszczędzały. Przez 8 lat cierpliwie związki zawodowe czekały, aż samorządy zaczną realizować obowiązek zapewnienia średnich płac – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.



Płacą na bieżąco

Wśród samorządów są też nieliczne, które chcąc uniknąć konfliktów z oświatowymi związkami, płacą nauczycielom więcej, niż wynika to z karty. W efekcie nie muszą obawiać się jednorazowego dodatku. Tak jest na przykład w Łodzi. Tam w ubiegłym roku miasto przeznaczyło na wynagrodzenia pedagogów o 4,7 mln zł więcej, niż wynika to z przepisów. Podobną politykę prowadzą m.in. Świnoujście, Wrocław i Warszawa.

– Samorząd warszawski nigdy nie wypłacał wyrównania, bo już na wstępie przyjęliśmy założenie, aby wynagrodzenie pedagogów było wyższe od tego, które gwarantuje Karta – mówi Katarzyna Pieńkowska z Urzędu Miasta Warszawy.

Stołeczni nauczyciele zarabiają więc o blisko 700 zł więcej, niż wynika to z przepisów. W Krakowie przez ostatnie dwa lata nie wypłacano nauczycielom wyrównania.

– W grudniu nie mieliśmy na tyle środków, więc te zobowiązania przeszły na styczeń w postaci jednorazowego dodatku uzupełniającego – tłumaczy Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z Urzędu Miasta w Krakowie.

Bez względu na jakość

Samorządy od początku wprowadzenia przepisów o wyrównaniu płac krytykują je i apelują o ich zmianę.

– Nauczyciele się cieszą, bo w styczniu otrzymują tzw. czternastkę. Wadą takiego rozwiązania jest to, że pieniądze trafiają do osób bez względu na jakość świadczonej przez nich pracy – mówi Ryszard Stefaniak.

Oświatowe związki tylko częściowo podzielają zdanie samorządów.

– Przyznaję, że te przepisy nie są doskonałe, bo wyrównanie trafia również do osób, które na to nie zasługują. To najlepsi powinni dostawać więcej – mówi Sławomir Broniarz.

Według niego trzeba powrócić do corocznego negocjowania regulaminów wynagradzania ze związkami, ale z zachowaniem obowiązku wyrównywania średnich płac.

Samorządy wskazują również na absurdy wypłacania jednorazowego dodatku.

– Jeśli dyrektor szkoły odbierze nauczycielowi dodatek motywujący, bo np. źle prowadzi zajęcia, to i tak będzie mu musiał później wypłacić dodatek uzupełniający – mówi Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.

Według niej system wynagradzania powinien być uzależniony od ilości i jakości pracy, a nie odgórnie ustalany przez ustawę.

Samorządy domagają się uchylenia niekorzystnych dla nich przepisów. Kilka skarg w tej sprawie czeka na rozpatrzenie Trybunału Konstytucyjnego. Wciąż jednak nie wiadomo, kiedy się nimi zajmie.

Rosnące wydatki

Wyrównanie pensji powoduje, że samorządy muszą więcej wydawać na oświatę. Na przykład Łowicz w 2011 r. otrzymał 15,3 mln zł subwencji. Ale do funkcjonowania szkół dołożył drugie tyle. Podobnie jest w Gdańsku, który w ubiegłym roku otrzymał ponad 367 mln zł subwencji. Z własnego budżetu dołożył kolejne 260 mln zł. Pieniądze nie wystarczyły nawet na zadania subwencjonowane (czyli np. wypłatę wynagrodzeń). W Gdańsku zabrakło na nie blisko 161 mln zł. W tym roku zamierza na oświatę przeznaczyć o 17 mln zł więcej.

Wzrost planują również inne samorządy. Sosnowiec w 2011 r. wydał na oświatę blisko 265 mln zł, a w tym będzie to o 17 mln zł więcej. Częstochowa, mimo gigantycznych kosztów wynikających z zapewnienia średnich płac nauczycielom, w budżecie zarezerwowała o blisko 4 mln zł więcej na oświatę niż rok wcześniej.

Samorządy muszą również znaleźć pieniądze na tzw. zadania niesubwencjonowane, jak np. utrzymanie obiektów sportowych, w tym hal, orlików, oraz wygospodarować pieniądze na niezbędne remonty.

– Subwencja oświatowa pokrywa od 80 do 90 proc. wynagrodzenia nauczycieli, a samorządy dodatkowo muszą sfinansować pensje pracowników administracyjnych i koszty utrzymania szkoły – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.

Tłumaczy, że algorytm naliczania subwencji wciąż jest przeliczany na ucznia, a nie uwzględnia się kosztów, jakie ponoszą samorządy, gdy ich liczba spada. Zaznacza, że jeśli wciąż odgórnie o wynagrodzeniu nauczycieli będzie decydować ustawa, to gminbędą tracić płynność finansową.