Choć rząd przełożył obowiązek posłania do pierwszej klasy wszystkich sześciolatków na 2014 rok, to większość dzieci może wylądować w ławkach już we wrześniu 2012. Samorządy tworzą dla nich zerówki.
Rodzice, którzy uparcie walczyli z obniżeniem wieku szkolnego i wymusili na resorcie edukacji odroczenie reformy, odnieśli pyrrusowe zwycięstwo. Wprawdzie we wrześniu 2012 roku ich dzieci nie będą miały ustawowego obowiązku rozpoczęcia nauki w pierwszej klasie, ale i tak trafią do szkół. A dokładniej, do utworzonych w nich zerówek.
Większość samorządów przez ostatnie lata przygotowywała się do wdrożenia reformy i przystosowywała szkoły na przyjęcie sześciolatków. Tworzyły w nich dodatkowe miejsca, adaptowały sale etc. Zwolnione przez sześciolatki miejsca w przedszkolach przeznaczono na przyjęcie większej liczby trzy- i czteroletnich dzieci. Teraz trzeba dla nich wszystkich znaleźć miejsce.
Kilka dni temu odbyło się spotkanie zespołu edukacji Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Samorządowcy negatywnie zaopiniowali projekt nowelizacji ustawy, odraczający termin wejścia w życie reformy. – Zawsze będzie jakaś liczba szkół, które do tej reformy się nie przygotują – uważa Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz i wiceszef Związku Gmin Wiejskich. Wskazuje, że takie przesunięcie w czasie burzy budowaną przez lata politykę edukacyjną. A ta była taka, że miejsce sześciolatków, którzy do tej pory uczą się także w przedszkolnych zerówkach, mają zająć młodsze dzieci.
Teraz, jak szacuje MEN, nawet 60 proc. tego rocznika decyzją rodziców pozostanie na drugi rok w zerówce. A to oznacza, że wiele gmin stanie przed dylematem, co z nimi zrobić: posłać sześciolatki do szkół, gdzie już przygotowano dla nich miejsca, czy też kosztem młodszych dzieci zapewnić dalszą opiekę przedszkolną. Problem jest poważny, bo w przyszłym roku w skali kraju czterolatków będzie o 40 tys. więcej niż sześciolatków. W 2013 roku – o 30 tys. więcej. – Problemem będzie za mała liczba miejsc w przedszkolach – mówi Iwona Iwaszkiewicz, dyr. wydziału edukacji w Bydgoszczy i ekspert ds. edukacji w Unii Metropolii Polskich. I dodaje, że liczą na to, iż jak największa liczba rodziców w przyszłym roku i kolejnych latach zdecyduje się posłać swoje sześcioletnie dzieci do pierwszej klasy. To zwolniłoby miejsca w przedszkolach i dało gminom pieniądze na edukację w postaci subwencji oświatowej, która trafia do nich wraz z każdym uczniem. Bo przedszkolaki i zerówkowicze nie są dofinansowywani. Na taki scenariusz nie liczy jednak wójt gminy Lubicz. – Skoro minister przesunął termin reformy, to społeczeństwo dostało sygnał, że szkoły nie są gotowe. Trudno będzie przekonać rodziców, że jest inaczej – mówi Olszewski.
Rozwiązaniem mogłaby być kampania informacyjna, bezpośrednie docieranie do rodziców przyszłorocznych sześciolatków. – Ale to zewnętrzni eksperci musieliby przekonać rodziców do posłania dzieci do szkoły – wskazuje Waszkiewicz. To już jednak zadanie nie dla samorządów, lecz dla samego MEN, które w ten sposób mogłoby złagodzić negatywne skutki swojej decyzji.
DGP przypomina
Pod koniec listopada MEN ogłosiło projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, zgodnie z którą obowiązek posłania do szkoły sześciolatków został przesunięty z 1 września 2012 na 1 września 2014 r. Powodem decyzji był niski wskaźnik sześciolatków, których rodzice dobrowolnie posłali do szkół w l. 2009 – 2011. W tym roku było to około 20 proc., co oznacza, że za rok w pierwszych klasach spotkałyby się de facto dwa roczniki uczniów – 80 proc. siedmiolatków i cały rocznik sześciolatków. W efekcie kumulacji dzieci miałyby utrudnioną, przez większą konkurencję, rekrutację do dobrych gimnazjów, liceów ogólnokształcących, a potem na uczelnie. Problemy byłyby także na rynku pracy.
Komentarze (12)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTo przedszkolaki które powinny byc trzymane za rączke a nie psyłane do szkół.
W ciągu roku 5 dzieci w tym wieku zginęła pod kołami gimbusów.
Poślijcie rodzice więcej na pewną śmierć !!!
Prawda jest taka, że starszy syn jest jednym z trójki dzieci sześcioletnich w klasie i niestety ma problemy z wytrzymaniem w ławce 45 min na lekcji. Młodszy jest najmłodszym dzieckiem wśród zerówkowiczów i też nie jest mu łatwo wśród dzieci sześcioletnich. Całe szczęście, że trafił na wspaniałą panią, która, można powiedzieć, prowadzi go prawie indywidualnie.
Starszy, jeśli sobie poradzi, pójdzie dalej do II klasy, ale młodszy na pewno zostanie w zerówce. I tak, z dzieci "rok po roku" zrobi mi się różnica dwuletnia.
Niestety, jestem przeciwna takim eksperymentom na naszych dzieciach, bo ani szkoły, ani nauczyciele, ale także nasze dzieci nie są na nią gotowe.
Babciu sześcioletniego wnuka świetnie sobie radzącego w I klasie. Poczekamy i zobaczymy co wyrośnie z Twego wnuka. Mój sześciolatek jest w zerówce przedszkolnej. Nie umie pisać ani czytać, ale wie co to kwazar, fotosynteza. Wie co to pływy i potafi wyjaśnić dlaczego Staś musi nosić okulary. Jest niegłupim dzieckiem ale bardzo ruchliwym i energicznym. Moja starsza córka jest jednostką flegmatyczną (II klasa) a i tak przynosiła uwagi, że biega po klasie.
Dzieci faktycznie rosną i się rozwijają ale naiwnością, Szanowna Babciu jest twierdzenie, że przeciętnba polska rejonówka im w tym pomoże.
Mam sześcioletniego wnuka w pierwszej klasie. Dzieciaki świetnie sobie radzą.Przecież mój syn w przedszkolnej zerówce miał wyższy poziom niż jest teraz w pierwszej klasie. Przypomnijcie sobie książkę "Mam 6 lat". A może drogie mamy nie chcecie dopuścić do siebie myśli, że dzieci rosną a rodzice się...
Ja tez jestem przeciętną mamą dwójki dzieci. I jestem przeciwna posyłaniu sześciolatków do szkoły. Dlaczego? Bo według badań mózg dziecka 5, 6-letniego jest najbardziej chłonny, a zdecydowanie lepiej się przyswaja wiedzę i umiejętności w zabawie, a nie siedząc w ławce. Mózg jest organem do końca niepoznanym, ale jedno wiadomo na pewno nauczanie ex catedra (preferowane w Polsce) jest najmniej efektywne. dziecko uczy sie w przedszkolu poprzez zabawę. Nie wiem dlaczego ludzie (a zwłaszcza rodzice) nie dostrzegają tego. Np dziecko ucząc się łapać piłkę uaktywnia jakieś struktury mózgu, które ułatwią mu później nauke matematyki.
A w innych krajach europejskich (nie we wszystkich) nauka w poczatkowych klasach wyglada nieco inaczej. Znam przykład z Danii, tam wychowuje swoje dzieci mój brat i wiem jak tam wygląda szkoła a jak wygląda rejonówka moich dzieci. W przedszkolu dziecko miało zajęcia umuzykalniające, plastyczne, gimnastykę i praktycznie codziennie było na placu zabaw. Teraz w II klasie 3, 4 godziny w ławce a potem swietlica. Syn przez rok w przedszkolu brał udział w conajmniej 4 przedstawieniach, nauczył się kilkunastu piosenek, pare razy był w teatrze, 2 razy w filharmonii. W ubiegłym roku mój syn pierwszoklasista nie był ani razu: w teatrze, na spacerze, na placu zabaw. Oczywi ście mowa o czasie spędzonym w szkole.
Rozmawiałam z kilkoma psychologam i nauczycielami. Ludźmi, którzy znaja sie na rozwoju dzieci i wiedzą jak wygląda polska szkoła i polski nauczyciel. Wszyscy oficjalnie wyrażali aprobatę, ale w 4 oczu mówili zupełnie co innego.
A co do blokowania miejsc przez starszaki dzieciom młodszym. Mieszkam w Krakowie, w otoczeniu mam mnóstwo dzieci i nie znam przypadku by do przedszkola nie dostało sie dziecko rodziców pracujacych. Zdarza się to gdy matka nie pracuje (ale wcale nie tak często). Więc to blokowanie miejsc to raczej mit.
I realnie rzecz ujmując jest mała szansa aby w 2012 odroczono obowiązek szkolny sześciolatków
rządzący będą mieli kontrolę nad ich edukacją . Rodziców tych dzieci należy
wyeliminować z życia (sposób określi Pani Hall i banda Tuska .
Chiny to raj ,w porównaniu z decyzjami sejmu RP.