Szefowie urzędów centralnych i samorządów nie chcą mieć urzędników mianowanych, bo trudno ich zwolnić, nawet gdy źle pracują. Podobną drogą podążają uczelnie.
Od 1 stycznia 2012 r. stosunek pracy dotychczasowych urzędników mianowanych w samorządach przekształci się w umowy o pracę na czas nieokreślony. Zdecydował o tym rząd w ustawi z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (Dz.U. nr 223, poz. 1458 z późn. zm).
Nowych mianowań od kilku lat nie ma już w jednostkach zatrudniających na podstawie ustawy z 16 września 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2001 r. nr 86, poz. 953 z późn. zm.).
Również w administracji rządowej limituje się liczbę osób, które mogą zostać urzędnikami mianowanymi. Docelowo mają stanowić 10 proc. ogółu zatrudnionych.
Swego czasu rząd rozważał też odebranie urzędnikom mianowanym części uprawnień, np. dodatkowego urlopu wypoczynkowego i automatycznego zdobywania kolejnego stopnia w służbie cywilnej (co wiązało się z wyższym dodatkiem). Rozwiązania te nie weszły w życie, ale nie znaczy to, że Rada Ministrów nie wróci do tych pomysłów.
Eksperci nie są przekonani do tak radykalnego rozwiązania, jakim jest rezygnacja z mianowań w samorządach. Tym bardziej że urzędnicy mianowani to zazwyczaj bardzo dobrzy fachowcy.
– Ich brak uniemożliwi budowanie trwałego korpusu urzędniczego na wzór służby cywilnej – mówi dr Łukasz Pisarczyk z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jego zdaniem pozbycie się tej grupy pracowników może spowodować, że zatrudnienie w samorządach będzie bardziej upolitycznione. A dotąd właśnie urzędnicy mianowani gwarantowali ich niezależność.
– Mianowania powinny zostać zachowane. Muszą nimi być objęci pracownicy, którzy zajmują merytoryczne stanowiska i są odpowiedzialni np. za przygotowanie decyzji administracyjnych – przekonuje dr Bolesław Ćwiertniak z Instytutu Administracji Akademii w Częstochowie.
Tłumaczy, że bez ochrony, jaką zapewnia mianowanie, istnieje obawa, że takie osoby będą ulegały naciskom przełożonych.

100 tys. nauczycieli akademickich pracuje na uczelniach

255,7 tys. osób jest zatrudnionych w samorządach

124 tys. członków liczy korpus służby cywilnej

7,4 tys. urzędników mianowanych jest w administracji rządowej

Nie zgadza się z nim Ewa Polkowska, szefowa Kancelarii Senatu.
– Taka ochrona utrudnia pracodawcy prowadzenie racjonalnej polityki kadrowej. Trudno jest zwolnić mianowanego urzędnika, który np. słabo pracuje. Wtedy urząd z taką osobą ma tylko kłopot – mówi nasza rozmówczyni.
Wyjaśnia, że takich urzędników zwolnić można tylko wtedy, gdy jest reorganizacja lub gdy nabyli prawo do emerytury.
Liczbę mianowanych pracowników ogranicza się również w szkołach wyższych. W efekcie mogą one łatwiej zwalniać nauczycieli akademickich. Wszyscy, którzy podjęli lub podejmą pracę w szkole wyższej po 1 października tego roku, są już zatrudniani na podstawie umowy o pracę, czyli na podstawie kodeksu pracy. Jedynie profesorowie nadal będą mogli być mianowani.
– W pełni popieram to ograniczenie, bo zatrudnienie na podstawie mianowania ma stabilizować zatrudnienie tylko tych profesorów, którzy na to zapracowali – mówi prof. Jerzy Woźnicki, prezes Fundacji Rektorów Polskich.
Dodaje, że na uczelniach nie ma uzasadnienia dla tego nadzwyczajnego stosunku pracy.