Rzecznik praw obywatelskich domaga się zmiany w podziale subwencji oświatowej dla samorządów. Chce, aby jej wysokość zależała m.in. od liczebności klas, a nie miejsca zamieszkania nauczyciela.
W resorcie edukacji kończą się właśnie prace nad podziałem subwencji oświatowej w 2012 r. Ma ona wynieść 38,7 mld zł. Sposób podziału tej kwoty uzależniony jest od wielu czynników. Na przykład nauczyciele zatrudnieni w gminach i miastach, gdzie liczba mieszkańców wynosi do 5 tys., mogą liczyć na wyższe pensje. Otrzymują oni wtedy tzw. dodatek wiejski, który podwyższa wynagrodzenie zasadnicze o 10 proc. Dodatkowo małe gminy i miasta muszą też w regulaminie wynagradzania przyznać im dodatek mieszkaniowy.
Takie rozwiązanie jest krzywdzące wobec tych nauczycieli, którzy pracują w gminach lub miastach liczących nieco powyżej 5 tys. mieszkańców. Ten podział nie podoba się również rzecznikowi praw obywatelskich (RPO), który wystąpił w tej sprawie do Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN). Wytknął resortowi, że w odpowiedzi na interpelację jednego z posłów zapewniał, że subwencja będzie dzielona według innych zasad.
– Te zapewnienia ministerstwa, że coś się zmieni przy podziale subwencji bez wcześniejszej analizy i zmiany w Karcie nauczyciela, są nierealne – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprezes Związku Gmin Wiejskich.
Samorządy opowiadają się za likwidacją specjalnych dodatków, bo i tak nie są one wliczane do średnich płac pedagogów.
Związki zawodowe również są za modyfikacją sposobu przydzielania subwencji.
– Trzeba na ten temat na pewno rozmawiać, ale podział pieniędzy z budżetu powinien uwzględniać m.in. nakłady na kształcenie – mówi Andrzej Antolak z sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Wskazuje, że na naukę technika do spraw bhp wydaje się 5 tys. zł i tyle samo na technika mechanika. W efekcie rzeczywiste koszy kształcenia tego drugiego zawodu są o 2 tys. zł wyższe.
Oświatowe związki nie chcą jednak, aby likwidacja dodatków doprowadziła do obniżenia ich wynagrodzenia. Nie mniej jednak nie ma żadnego sensownego argumentu za ich utrzymaniem.
– Te dodatki były ustanawiane w 1982 roku, gdy nauczycieli było zbyt mało i trudno było ich przyciągnąć na wieś – mówi Zbigniew Włodkowski, poseł PSL i były minister MEN.
Tłumaczy, że w obecnych czasach, gdy chętnych do pracy jest znacznie więcej niż etatów, te dodatki nie spełniają swojej funkcji.