Czy pieniądze z budżetu powinny trafić także do prywatnych uczelni? Argumenty na tak przedstawia prof. Tadeusz Pomianek, prezes Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji PKPP „Lewiatan”, rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Przestawienie uczelni na działalność badawczą i współpracę z biznesem spowoduje polepszenie systemu kształcenia – uważa prof. Tadeusz Pomianek, rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie prezes Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji PKPP Lewiatan. To ważny głos w debacie, jaką rozpoczął „Dziennik Gazeta Prawna”.
W ubiegłym tygodniu rozpoczęliśmy dyskusję dotyczącą systemu finansowania studiów. Rektorzy uczelni niepublicznych przekonują, że ich oferta stacjonarna powinna być finansowana z budżetu państwa. Także profesorowie reprezentujący środowisko uczelni publicznych mówią o potrzebie debaty na ten temat. Sugerują, że o kwestii dostępu do państwowych pieniędzy powinna decydować jakość oferowanych przez prywatne uczelnie studiów, a kryteria powinny być opracowane przez resort nauki i szkolnictwa wyższego. MNiSW do tematu podchodzi z dystansem. Z jednej strony przekonuje, że chce odejść od stereotypowego podziału na tylko dobre uczelnie publiczne i tylko złe niepubliczne. Z drugiej przerzuca ciężar opracowania nowego modelu finansowania na środowisko akademickie.
Na ten apel odpowiedział prof. Tadeusz Pomianek. W skierowanej do nas korespondencji opisuje, jak nie zwiększając puli publicznych pieniędzy, dopuścić do niej uczelnie niepubliczne bez straty dla sektora publicznego.
Prof. Pomianek proponuje ograniczenie dotacji dydaktycznej według spadającej liczby maturzystów. Jej algorytm miałby być zredukowany do rzeczywistych kosztów kształcenia, a jej wielkość uzależniona od poziomu studiów. Wszystko dlatego, że pomimo niżu demograficznego dotacja na studia stacjonarne wciąż rośnie, a to oznacza, że za wykształcenie jednego studenta płacimy coraz więcej.
Według wyliczeń prof. Pomianka dotacja przeliczona na maturzystę od 2006 do 2014 r. wrośnie z 15 tys. zł do 38 tys. zł. Profesor podkreśla też to, że ponad 90 proc. przychodów polskich uczelni pochodzi z działalności dydaktycznej.
– Taki system finansowania kształcenia jest wyniszczający dla samych uczelni publicznych. Angażowane są wszelkie możliwe zasoby na rzecz wzrostu liczby studentów zamiast zwiększenia aktywności w zakresie badań naukowych i współpracy z gospodarką. Nadmierne obciążenie dydaktyczne pracowników naukowo-dydaktycznych ogranicza ich aktywność naukową. Niewątpliwie przyczyniają się do tego drugie etaty – przekonuje. Rozwiązaniem tej sytuacji poza zmianą algorytmu naliczania dotacji miałoby być też dopuszczenie do rywalizacji o nie dobrych uczelni niepublicznych. Zdaniem prof. Pomianka taki system podniósłby nie tylko jakość kształcenia, lecz także przyniósł oszczędności, które mogłyby zostać przekazane na rozwój badań naukowych.
Jest tylko jeden problem. Analitycy Ernst & Young, którzy analizowali obecny system szkolnictwa wyższego, przekonują, że wiele uczelni publicznych mogłoby sobie nie poradzić w warunkach wolnorynkowej konkurencji.