W centralnym wykazie ubezpieczonych w NFZ jest zarejestrowanych 37,3 mln osób. Natomiast tytułów ubezpieczeniowych – 56 mln. Jak to możliwe?
Okazuje się, że jedna osoba może być ubezpieczona jako dziecko, student czy pracownik. Nikt, nabywając kolejny tytuł do ubezpieczenia, nie wykreśla poprzedniego. Nie można zapominać również, że jedna osoba może opłacać składkę zdrowotną zarówno z umowy o pracę, jak i np. z prowadzonej działalności.
Do tego dochodzi wciąż niezrozumiały dla większości Polaków problem na linii ZUS – NFZ. Ten pierwszy gromadzi dane o liczbie bezrobotnych, pracowników, właścicieli firm. Wie również, czy płacą oni regularnie składki na ubezpieczenia społeczne, ale także zdrowotne. Informacje o tym przekazuje (twierdzi, że na bieżąco, temu zaprzeczają pracownicy funduszu) do NFZ. Tylko że zanim ta tam dojdzie i zostanie przetrawiona przez systemy informatyczne okazuje się, że są już nieaktualne. Jakie to ma przełożenie praktyczne? Zasadnicze, bo oznacza komplikacje dla pacjenta i świadczeniodawcy. Ten pierwszy udaje się do lekarza i ma druk, który potwierdza, że jest pracownikiem, a pracodawca opłaca regularnie składkę zdrowotną. Lekarz wpisuje to do dokumentacji medycznej.
Następnie przekazuje takie dane do NFZ. I tu pojawia się problem – z informacji funduszu wynika, że taka osoba ma prawo do nieodpłatnego leczenia, ale nie dlatego, że jest ubezpieczona jako pracownik, ale np. jako emeryt. Co robi fundusz w takiej sytuacji? Kwestionuje rozliczenie lekarza, nie chce zapłacić za wykonaną usługę, a w ostateczności nakłada karę finansową.
Nie dziwią więc głosy, żeby w ogóle zrezygnować z uzależniania prawa do bezpłatnego leczenia z posiadaniem tytułu do ubezpieczenia zdrowotnego. W końcu, jak podkreśla Ministerstwo Zdrowia. Jeśli nie NFZ to budżet i tak płaci za udzielone świadczenia. Nie ma więc nieubezpieczonych.