W pierwszych trzech kwartałach tego roku pracodawcy zgłosili do urzędów pracy 607,7 tys. ofert zatrudnienia – wynika z danych resortu pracy. To o ponad 26 proc. mniej niż przed rokiem i najmniej od 2003 r.
Analitycy nie mają wątpliwości, że do tego spadku oprócz obaw firm o przyszłość i ich kondycję przyczyniło się także radykalne, bo o ponad 50 proc., ograniczenie środków na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu – m.in. na finansowanie staży, robót publicznych czy prac interwencyjnych. Ale to niejedyny powód niekorzystnej zmiany na rynku pracy.
Mało ofert pracy / DGP

Biurokracja przeszkadza

– Napływ ofert zatrudnienia do urzędów pracy ograniczyła także zmiana prawa, według którego od początku tego roku pracodawca musi osobiście i na piśmie składać oferty w urzędzie, jeśli chce znaleźć pracownika wśród bezrobotnych – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor PUP w Kwidzynie. To zniechęca przedsiębiorców, którzy nie mają czasu na biurokrację. Wcześniej wystarczył e-mail lub telefon o chęci zatrudnienia bezrobotnego. – Porządek w papierach zwyciężył z rozsądkiem, ale resort pracy zapowiedział już rozluźnienie tych przepisów – podkreśla Bartnicki. Jego zdaniem do spadku ofert zatrudnienia kierowanych do pośredniaków przyczynił się też wzrost liczby agencji pracy tymczasowej, które zdobywają kontrakty u pracodawców.
Ponadto trudna sytuacja na rynku pracy powoduje, że coraz więcej prywatnych firm zatrudnia pracowników głównie z polecenia, czyli po znajomości. Dlatego mniej jest ogólnie dostępnych ofert. Robi tak już ponad 63 proc. małych przedsiębiorstw i ponad 57 proc. średnich firm – wynika z badań SGH na zlecenie PKPP Lewiatan. – To nie dziwi, bo jest to najlepsza metoda pozyskiwania pracowników. Ten, kto kogoś poleca, wystawiając mu odpowiednie referencje, jednocześnie bierze za niego odpowiedzialność – mówi prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Ofert coraz mniej

Analitycy zwracają też uwagę na to, że do pośredniaków trafia tylko około 30 proc. ofert pracy, jakie pojawiają się na rynku. – Jest ich coraz mniej, bo rosnąca niepewność w gospodarce powoduje, że przedsiębiorcy mało inwestują i przybywa takich, którzy redukują zatrudnienie – ocenia Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP. W efekcie, jak wynika z badań GUS, już w drugim kwartale przeciętny czas poszukiwania pracy wydłużył się w skali roku o 14 proc. – do blisko 11 miesięcy.