Aż 40 proc. pracowników chętnie zgodziłoby się na elastyczny czas pracy, a 26 proc. byłoby zachwycone, gdyby szef pozwolił im wykonywać część zadań w domu – wynika z najnowszych badań przygotowanych przez firmę Sedlak & Sedlak.
Niestety, polscy pracodawcy nadal niechętnie rezygnują z ośmiogodzinnej szychty i sztywnych godzin pracy. Z wyliczeń Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan” wynika, że niespełna 20 proc. firm stosuje zadaniowy system pracy, a 23 proc. zgadza się na to, aby pracownik przychodził w godzinach, które są dla niego wygodniejsze, np. ze względu na korki czy opiekę nad dziećmi.
Jeszcze gorzej jest z telepracą, czyli pracą w domu. Na tę formę zatrudnienia zdecydowało się w Polsce tylko 3,2 proc. firm, podczas gdy średnia dla krajów Unii Europejskiej to 7 proc. Badanie Sedlak & Sedlak pokazało też, że aż 24 proc. pracodawców nie potrafi wymienić żadnego rozwiązania zwiększającego elastyczność zatrudnienia.
– Polskie firmy nie wierzą, że elastyczność się opłaci – tłumaczy Monika Zakrzewska z PKPP Lewiatan. Dodaje, że brakuje im specjalistów, którzy umieliby opracować nowe systemy rozliczania i motywacji, a poza tym myślą, że zmiany wymagają akceptacji związków zawodowych.
Z kolei z ankiety przeprowadzonej wśród przedstawicieli Pracodawców RP wynika, że wprowadzenie elastycznych form pracy uniemożliwia im specyfika firmy (twierdzi tak 66 proc. firm). Czasowego uelastycznienia nie wyobrażają sobie zwłaszcza firmy produkcyjne, a także wiele firm usługowych. Uważają, że pociągnie to za sobą spadek wydajności pracy i przyczyni się do pogorszenia jakości produktów i usług.
Brak zaufania w wielu przypadkach jest uzasadniony. Z ostatniego raportu Euler Hermes wynika, że 90 proc. polskich firm złapało swoich pracowników na kradzieży, oszustwie albo załatwianiu prywatnych spraw w godzinach pracy. Nagminne są też spóźnienia, korzystanie ze służbowego telefonu czy papieru w celach prywatnych, a nawet chałtury w godzinach pracy.
Z kolei według prof. Mieczysława Kabaja z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych niewielka elastyczność w naszych firmach to też efekt obaw pracowników przed utratą pracy. – Bezrobocie jest dziś tak duże, że ludzie boją się iść do szefa i powiedzieć, że chcieliby przychodzić o godzinę później albo część pracy wykonywać w domu – mówi Kabaj.
Z danych Komisji Europejskiej wynika, że największy procent elastycznych pracowników jest w krajach o wysokim stopniu rozwoju technologicznego, a także mniej restrykcyjnych przepisach prawa pracy. Na przykład w Holandii aż 21 proc. zatrudnionych stanowią telepracownicy, w Szwecji ten odsetek wynosi 20 proc. Pracują głównie w firmach informatycznych, graficznych, architektonicznych, a także spółkach zajmujących się np. tłumaczeniem czy redagowaniem tekstów.
Co ciekawe, niektóre spółki, takie jak np. Nokia, po wprowadzeniu elastycznych form czasu pracy zredukowały koszty o 20 – 30 proc. Ekonomiści uważają też, że czynnikiem zwiększającym popularność telepracy czy innych elastycznych form czasu pracy będzie starzenie się społeczeństwa i wydłużenie wieku emerytalnego.
76 proc. firm zatrudnia pracowników na umowy na czas określony
50 proc. oferuje podwładnym pracę w niepełnym wymiarze czasu pracy
21 proc. stosuje ograniczone umowy etatowe
19 proc. stosuje indywidualny rozkład czasu pracy
3 proc. zatrudnia w ramach telepracy