Narodowy Fundusz Zdrowia kwestionuje żądania szpitali zapłaty za nadwykonania. I wskazuje, że często świadczenia wykonane ponad limit nie były ratującymi życie. W związku z czym nie ma obowiązku zwracać za nie pieniędzy.
Chociaż fundusz nie zgadza się ze szpitalami w sprawie sfinansowania wszystkich nadwykonań, to te nie rezygnują z dochodzenia swoich roszczeń i coraz skuteczniej walczą z nim o pieniądze w sądach. W 2010 roku zakończyły się 282 tego typu sprawy, przy czym łączna kwota, jaką fundusz musiał zapłacić świadczeniodawcom, to 175 mln zł. W 2009 roku było ich 151. Szpitale odzyskały z NFZ 65 mln zł za świadczenia wykonane po wyczerpaniu limitu określonego w kontrakcie.
Główny spór między funduszem a placówkami medycznymi toczy się o definicję, czym jest nadwykonanie. Teoretycznie to takie świadczenia, które placówki medyczne wykonały na rzecz pacjentów po przekroczeniu limitu określonego w kontrakcie. Z najnowszego raportu NFZ, analizującego strukturę nadwykonań w 2010 roku, wynika jednak, że część z nich nie musiała być wykonana.
– W wielu przypadkach były to przyjęcia planowe, a nie ratujące życie – mówi Andrzej Troszyński, rzecznik NFZ.
Zdaniem funduszu często pacjenci mogli poczekać na przyjęcie do szpitala bez uszczerbku na zdrowiu. Z raportu NFZ wynika, że placówki bez wskazania zagrożenia życia wykonywały np. zabiegi chirurgiczne (np. usunięcie żylaków) czy wycięcia migdałków, mimo że wiedziały, iż przekraczają limit. Najwięcej zakwestionowanych przyjęć z tego zakresu zostało odnotowanych w województwie świętokrzyskim.
Raport funduszu w sprawie nadwykonań krytykują lekarze.
– Oczywiście, że zapalenie płuc nie zagraża życiu, ale już przetrzymane może być wyjątkowo niebezpieczne. Jak więc powinien zachować się lekarz w takim przypadku – pyta Antoni Kolbuch, dyrektor Specjalistycznego Podkarpacki Ośrodek Onkologiczny im. ks. Bronisława Markiewicza w Brzozowie.
Dodaje, że w jego szpitalu ograniczane są przyjęcia planowe chorych m.in. na oddziale chirurgii, tak aby nie wpaść w pułapkę nadmilitów.
Spór w sprawie nadwykonań między funduszem a świadczeniodawcami trwa od kilku lat. Mimo to nadal nie został rozwiązany. Nie pomógł w tym również raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK). Ta już w 2008 roku alarmowała, że ani minister zdrowia, ani prezes NFZ nie zrobili nic, by uregulować tę kwestię jednoznacznie w przepisach. Izba zwracała wówczas uwagę, że wojewódzkie oddziały NFZ zawierały bez podstawy prawnej ugody pozasądowe ze świadczeniodawcami. Do ich podpisywania zachęcała wtedy Ewa Kopacz, minister zdrowia. Aby je sfinansować, fundusz musiał przeznaczyć na ten cel nadwyżki finansowe z poprzednich lat.
– Brak precyzyjnych standardów leczenia nie pozwala na dokładne określenie, za co fundusz powinien płacić. W efekcie powstają nadwykonania, a zabiegi planowe są przekładane na inne terminy – mówi dr Wojciech Misiński, ekspert ds. ochrony zdrowia w Centrum im. Adama Smitha.
Jego zdaniem rozwiązaniem sytuacji byłaby zmiana przepisów. Ministerstwo Zdrowie nie odpowiedziało „DGP” na pytanie, co zamierza zrobić z kwestią nadwykonań.