Nadal nie wiadomo, czy sześciolatki obowiązkowo trafią do szkół w 2012 roku. Dlatego gminy odkładają decyzję w sprawie skorzystania z rządowej pomocy na doposażenie placówek.
Do 10 października dyrektorzy szkół mogą składać do gmin wnioski o wsparcie finansowe na ich dostosowanie do przyjęcia sześciolatków (program „Radosna szkoła”). Pieniądze mają pomóc im w zakupie np. tablic, ławek czy w budowie odpowiednio przystosowanych placów zabaw.
Do szkół dzięki programowi w 2012 r. ma trafić 488 mln zł. W 2011 r. było to zaledwie 150 mln zł. Wydawałoby się, że gminy mają się o co bić. Istnieje jednak realna obawa, że mogą one nie wykorzystać tych pieniędzy.
Taki może być efekt ostatnich deklaracji Katarzyny Hall, minister edukacji narodowej. Zapowiedziała ona, że w przyszłym roku do szkoły nie pójdą jednak wszystkie sześciolatki.
To sprawiło, że samorządy są zdezorientowane i nie wiedzą, czy spieszyć się z nadrobieniem zaległości w przygotowaniu szkół na ich przyjęcie, czy też rozłożyć to w czasie. A zaległości są spore.
Z ostatniego raportu Głównej Inspekcji Sanitarnej wynika, że na 14 tys. podstawówek aż 6 tys. z nich nie zapewnia odpowiednich warunków nauczania najmłodszym dzieciom.
– Zrobił się teraz straszny bałagan, bo gminy nie wiedzą, czy dodatkowe pieniądze w budżetach rezerwować na przystosowanie szkół do przyjęcia sześciolatków, czy też przeznaczyć je na inne cele – mówi Witold Stefański, naczelnik wydziału oświaty i kultury Urzędu Miejskiego w Policach.
Tłumaczy, że jego gmina nie zamierza skorzystać z rządowego programu, bo jest zbyt drogi i wymaga dużego wkładu własnego (w zależności od inwestycji nawet 50 proc.).
– Środki z programu „Radosna szkoła” mogą zostać niewykorzystane, bo samorządy nie mają pieniędzy na wkład własny i mogą też sugerować się tym, że nie wszystkie sześciolatki w przyszłym roku pójdą do szkoły – mówi Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.
Wskazuje, że miasto ze środków programu w 2012 r. może wybudować zaledwie dwa place zabaw. A to dlatego, że musi mieć wkład własny w wysokości aż 230 tys. zł. Z kolei gdyby zrezygnować z tego wymogu, dzięki rządowym pieniądzom miasto mogłoby ubiegać się o fundusze na kolejne 18 placów.