Polska młodzież, a w każdym razie ta jej część (duża przecież), która idzie na studia – z niewielkimi wyjątkami – stara się przedłużyć sobie młodość, a wobec tego opóźnić czas decyzji dotyczących podjęcia pracy, założenia rodziny i wpadnięcia w normalny rytm życia (korzystam tu także z nowego świetnego raportu zespołu Michała Boniego).

Nie ma co się temu zjawisku dziwić, skoro o pracę, pracę interesującą, jest trudno, a monotonia życia rodzinnego przy bardzo marnej opiece społecznej w Polsce (urlopy wychowawcze, żłobki itd.) niewielu kusi. Jednak ta sytuacja będzie miała konsekwencje, i to nie tylko często wspominane: demograficzne i emerytalne, ale także społeczne, i to na znacznie większą skalę, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.

rzedłużyć młodość można, podejmując studia podyplomowe, potem dość łatwo jest wyjechać gdzieś na rok, później można podjąć nowy kierunek lub zacząć studia doktoranckie. Oczywiście trzeba dorabiać, ale okazji do dorabiania – legalnie czy nie całkiem legalnie – jest sporo. Potrzeba młodych bystrych ludzi do rozmaitych doraźnych prac, do pomocy w fundacjach czy przy badaniach ankietowych.
Stosunek państwa do młodych ludzi (mowa tu nawet o osobach trzydziestopięcioletnich) przypomina nieco stosunek do mniej zamożnych rolników. Z jednej strony nie jest to rozsądne, że zdolni i dynamiczni nie zasilają rynku pracy, ale z drugiej ze względu na kryzys i bezrobocie im dłużej są młodzi, a zatem nie powodują obciążeń, tym lepiej. To jest także zjawisko, które ułatwia gospodarowanie, o ile nie przybiera tak masowego charakteru jak na przykład w Egipcie, co wtedy naturalnie mogłoby prowadzić do niepokojów społecznych. Starzejące się społeczeństwa to fenomen znany w całym cywilizowanym świecie i Polska się pod tym względem nie wyróżnia. Jednak jest to także pewnego rodzaju moda dotycząca sposobu na życie i jak każda moda prędzej czy później się skończy, a wtedy zaczną się najróżniejsze kłopoty.
Jednak mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, które na tle nowożytnej cywilizacji europejskiej musi niepokoić. Otóż wszystkie innowacje czy zmiany były w olbrzymim procencie dokonywane przez bardzo młodych ludzi. Wiele znakomitych dzieł artystycznych (przede wszystkim poezji) stworzyli ludzie w zaskakująco młodym wieku. Wiele ruchów społecznych, które powodowały odnowę (nie rewolucyjną) cywilizacji zachodniej zawdzięczamy młodym ludziom. Dzisiaj także tak jest, ale w dziedzinach, które bardzo niewiele mają wspólnego z realnym wzrostem gospodarki i cywilizacji czy też z przemianami politycznymi, na przykład Facebook czy Groupon. Także zmiany polityczne nie dokonają się bez udziału młodych ludzi, którzy są polityką najczęściej niezainteresowani, z racji właśnie mało stabilnego trybu życia i oczywiście z powodu mało atrakcyjnej oferty politycznej.
Utrzymywanie przez kilkanaście lat absolwentów szkół średnich w takim stanie zawieszenia sprawia, że potem coraz trudniej jest im wejść do normalnego życia. Ale przede wszystkim powoduje, że przemiany, jakie dokonywały się wielu dziedzinach życia, albo są spóźnione, albo w ogóle się nie dokonują. Wystarczy przypomnieć pochód genialnych matematyków, architektów czy malarzy, którzy zaczynali przed dwudziestką, a z reguły przed trzydziestką. Jednak najważniejsze jest życie publiczne. Otóż młodzież przedłużająca sobie młodość niewątpliwie tworzy własne wspólnoty, ale nie wchodzi w istniejące struktury. Mamy do czynienia w Polsce, ale także w innych krajach europejskich, ze swoistą geriatryzacją polityki. Gdyby to było przejściowe – niewielka bieda. Jednak wszystko wskazuje na to, że współczesne młode pokolenie już do polityki nie wejdzie.
Na skutek tego nie zostanie zastosowana niezbędna także w demokracji wymiana elit, a co najmniej będzie ogromnie przeciągnięta i opóźniona. W polityce późny start jest bardzo trudny, gdyż udział w niej wymaga doświadczenia, które zdobywa się na wielu kolejno zajmowanych stanowiskach. Widać zresztą stan polskich młodzieżówek partyjnych po zachowaniu niektórych posłów, nazwisk nie będę wymieniał.