Co trzeci zatrudniony na etacie pracuje na podstawie umowy czasowej, którą można rozwiązać niemal z dnia na dzień. To blisko 3,4 mln ludzi. Z najnowszych danych GUS wynika, że Polska jest unijnym rekordzistą, jeżeli chodzi o liczbę osób pozbawionych stabilnych etatów.
Pracodawcy wychodzą z prostego założenia: umowę bezterminową bardzo trudno rozwiązać. A co za tym idzie w razie dekoniunktury zwolnić pracowników.
Co gorsza nic nie wskazuje na to, aby sytuacja z umowami czasowymi miała się zmienić. Zatrudnienie stoi w miejscu, a etatów może nawet ubywać. W tej sytuacji rozwiązaniem, które paradoksalnie poprawiłoby los pracowników, byłoby ograniczenie przepisów gwarantujących pracę osobom zatrudnionym na stałe. Równolegle można by wtedy rozszerzyć przywileje dla tych, którzy pracują na podstawie czasowych kontraktów.
W II kwartale umowę o pracę na czas określony miało ponad 27 proc. pracowników najemnych – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL). Ich liczba wzrosła w ciągu roku o 33 tys. W UE udział pracowników z umowami terminowymi wynosi średnio 14 proc.
Ogromna rzesza zatrudnionych na czas określony może przynosić gospodarce straty. Pracownicy nie czują się związani z firmą. Umowy na czas określony sprawiają też, że praca jest niestabilna, gorzej płatna i mniej rozwojowa. Taki kontrakt można rozwiązać bez podawania przyczyny, zwykle za dwutygodniowym wypowiedzeniem. Zatrudnieni na tego rodzaju zasadach mają również problemy z otrzymaniem kredytu na mieszkanie.
Eksperci wskazują, że strategia pracodawców, gdy istnieje tak wielka różnica w ochronie zapewnianej przez kontrakt czasowy i stały, jest racjonalna. To, co mogłoby zapewnić poprawę losu ponad 3 mln Polaków, to zmniejszenie praw stałych pracowników. – Lęk przed liberalizacją kodeksu pracy w zakresie rozwiązywania stałych umów o pracę jest nieracjonalny – ocenia Wiktor Wojciechowski z Fundacji FOR. Wskazuje, że zmniejszenie barier w zatrudnianiu i zwalnianiu pracowników spowoduje, iż pracodawcy nie będą się bali tworzyć nowych i to stałych etatów. A na tym zyskują wszyscy – firmy, pracodawcy i gospodarka.
Kontrakty terminowe to nie tylko domena Polski. – Międzynarodowy rynek pracy zmierza w kierunku coraz mniejszego związania pracownika z firmą – twierdzi Karolina Sędzimir, ekspert rynku pracy w PKO BP. Jej zdaniem umowy na czas określony związane są w dużej części z sezonowością prac w wielu branżach – między innymi w handlu, turystyce i budownictwie. Szybko przybywa ich także w przemyśle czy usługach. A ich kariera wiąże się między innymi z tym, że są tańsze i wygodniejsze dla pracodawców, bo na przykład ich wypowiedzenie trwa tylko dwa tygodnie.
– Kontraktów terminowych przybywa również dlatego, że przepisy związane z zatrudnianiem pracowników na stałe zbytnio krępują pracodawców i dlatego od nich uciekają – ocenia prof. Henryk Domański z PAN.
Potwierdzają to pracodawcy. – Zatrudnienie na czas określony to wygodna forma zatrudnienia, zwłaszcza na początku współpracy. Obie strony mogą w sposób dość prosty i w krótkim terminie rozwiązać umowę o pracę – mówi Małgorzata Święcicka, dyrektor ds. pracowniczych Atlasa. Dodaje, że w tej firmie, gdy minie okres próbny, najczęściej zawierana jest z pracownikiem umowa na czas określony na 1 – 2 lata. Pracownicy zatrudnieni w ten sposób stanowią około 30 proc. ogółu zatrudnionych w Atlasie. Około 2 proc. to umowy na okres próbny, pozostali pracownicy są zatrudnieni na czas nieokreślony.
Umów terminowych może jeszcze przybywać. Nie tylko dlatego, że firmy obawiają się w czasach niepewności bezterminowych kontraktów. Premier Donald Tusk zapowiedział w niedzielę, że te przedsiębiorstwa, które za publiczne pieniądze organizują staże dla absolwentów, będą musiały później zatrudniać ich na czas określony. – Pracodawca korzysta z państwowych pieniędzy i z pracy młodych ludzi, to niech przynajmniej drugie tyle czasu zatrudni ich za swoje pieniądze, żeby ten staż był wstępem do stabilnej pracy – mówił premier.
Eksperci uważają, że takie zmiany nie muszą wcale zmniejszyć liczby stażystów. Choć istnieje zagrożenie, że firmy wystraszą się ich przyjmowania, aby nie wiązać się z nimi na dług czas, bez względu na jakość ich pracy. – Ewentualne zmiany nie zablokują staży, bo pracodawcy potrzebują stażystów – wskazuje prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego. Zastrzega jednak, że nie można robić gwałtownych ruchów.
Terminowe i stałe umowy o pracę
Z punktu widzenia pracownika podstawowa różnica między czasowym i stałym zatrudnieniem dotyczy ochrony przed zwolnieniem. Umowę na czas określony można wypowiedzieć za krótkim, dwutygodniowym wypowiedzeniem (o ile tak ona stanowi, a zatrudnienie ma trwać dłużej niż 6 miesięcy). Natomiast w przypadku stałych kontraktów w zależności od stażu pracy w firmie okres wypowiedzenia wynosi od 2 tygodni do 3 miesięcy. Dodatkowo pracodawca nie musi uzasadnić zwolnienia pracownika zatrudnionego na podstawie umowy terminowej, co jest obowiązkowe w przypadku umów na czas nieokreślony. W przypadku bezprawnego wypowiedzenia pracownik zatrudniony czasowo może domagać się jedynie odszkodowania, a ten pracujący na stałe ma prawo żądać albo pieniędzy, albo przywrócenia do pracy. Drugi z wymienionych podwładnych wcześniej dowie się też o próbie zwolnienia, bo pracodawca musi skonsultować je ze związkami zawodowymi.
Z kolei w przypadku bezprawnego zwolnienia dyscyplinarnego pracownik zatrudniony na czas określony może się domagać przywrócenia do pracy, ale tylko jeśli nie upłynął termin, do którego umowa miała trwać, albo okres pozostały do jego upłynięcia jest na tyle długi, że przywrócenie jest wskazane.
LG