Studentom może być trudniej przenieść się na inne uczelnie. To efekt przyznania uczelniom swobody w tworzeniu autorskich programów kształcenia.
Uczelnie od nowego roku akademickiego będą mogły układać własne programy nauczania. Nie będą już musiały korzystać z tych opracowanych przez ministra nauki, w których określa on m.in., na jakie przedmioty powinien uczęszczać student danego kierunku.
– To szansa dla uczelni na tworzenie odpowiadających na zapotrzebowanie rynku pracy kierunków, a także dopasowanie ich programów do poziomu maturzystów, którzy do nas przychodzą – mówi prof. Ryszard Cach, prorektor do spraw nauczania Uniwersytetu Wrocławskiego.
Ważne i sprawdzane przez Państwową Komisję Akredytacyjną będzie jedynie to, czy absolwent po danym kierunku studiów posiada, wyznaczone przez ministerstwo wiedzę, umiejętności i kompetencje.
Określa je projekt rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie wzorcowych efektów kształcenia. Ten właśnie trafił do konsultacji społecznych. Ma wejść w życie 1 października 2011 r.
Ministerstwo opisało efekty kształcenia dla pięciu kierunków, m.in. pedagogiki, matematyki czy filozofii.
Budzi on jednak kontrowersje, bo zdaniem ekspertów opisy tego, co powinien umieć absolwent, są zbyt ogólne i mogłyby równie dobrze dotyczyć kształcenia gimnazjalistów czy licealistów. Zgodnie z wytycznymi resortu po zakończeniu np. studiów licencjackich absolwent filozofii powinien m.in. umieć słuchać ze zrozumieniem ustnej prezentacji idei i argumentów filozoficznych oraz samodzielnie zdobywać wiedzę.
– Pomysł określenia tego, co powinien umieć absolwent, wydaje się sensowny, ale jeśli chce się przy tym dać pełną swobodę uczelni, to opisy te mogą być zbyt ogólne i w konsekwencji może z nich nic nie wynikać – komentuje prof. Ryszard Cach.
Dodaje, że o ile opisanie logicznych efektów kształcenia dla nauk ścisłych jest możliwe, to przy kierunkach humanistycznych określenie tego, co student powinien umieć, nie ma większego sensu.
Na swobodzie w kreowaniu autorskich programów nauczania zyskają uczelnie. Ale mogą stracić studenci.
– Studentom będzie trudniej przenosić się na inne uczelnie – mówi Ludwik Borowiec, rzecznik Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Tłumaczy, że jeśli ten rozpocznie naukę w szkole wyższej zgodnie z ułożonym tam autorskim programem nauczania, to jak będzie chciał ją zmienić nawet w ramach tego samego kierunku, to może powtarzać te same treści. Albo programy będą na tyle różne, że kontynuacja nauki może okazać się niemożliwa.
– Pewne rygory w programach kształcenia są potrzebne po to, aby zachować drożność edukacji i jej płynność – mówi Ludwik Borowiec.