Za bezrobocie odpowiada spowolnienie gospodarcze – to fakt. Jednak równie istotny wpływ na to, ile osób pracuje, mają przyczyny spowolnienia oraz polityka zatrudnienia: sztywny czas, wysokie koszty pracy i rozbudowane przywileje dla zwalnianych
Na to, jak zmienia się liczba pracujących, wpływ mają głównie przyczyny spowolnienia wzrostu gospodarki, a nie sama skala załamania wzrostu. Trwałość oddziaływania kryzysu na rynek pracy zależy przede wszystkim od regulacji, które zapewniają elastyczność wynagrodzeń i czasu pracy. To kluczowy mechanizm dostosowawczy do zewnętrznych wstrząsów, w szczególności dla przedsiębiorstw w krajach strefy euro.

Elastyczność zatrudniania

W ostatniej dekadzie dwukrotnie odnotowaliśmy w Polsce okresy znaczącego spowolnienia wzrostu gospodarki. Pierwszy z nich miał miejsce w latach 2001 – 2002, drugi w 2009 r. Choć w obu przypadkach średnioroczne tempo wzrostu gospodarki obniżyło się o 3 – 3,5 pkt proc., to okresy te różnią się istotnie od siebie pod względem wpływu przyhamowania wzrostu PKB na rynek pracy. O ile w latach 2001 – 2002 liczba pracujących zmniejszyła się o blisko 750 tys. (czyli o 5 proc.), to w latach 2009 – 2010 zwiększyła się o 160 tys. (czyli o prawie 1 proc.). Główną przyczyną tych różnic był odmienny charakter wstrząsów, które przyczyniły się do spowolnienia wzrostu PKB lub też towarzyszyły temu spowolnieniu.
Główną przyczyną osłabienia tempa wzrostu PKB w Polsce były w obu przypadkach problemy gospodarcze u naszych partnerów handlowych. Za pierwszym razem odczuliśmy skutki spowolnienia wzrostu w Europie Zachodniej, zwłaszcza w Niemczech. Znaczące dla nas było to, że stało się to dwa lata po załamaniu się naszego eksportu na rynki wschodnie, czyli po kryzysie rosyjskim.
Wiele polskich firm wówczas bankrutowało, bo nie potrafiło dostosować swojej produkcji do wymagających rynków Europy Zachodniej. Konieczne było podniesienie jakości produkcji i zwiększenie jej efektywności. W tym czasie zwolnienia dotknęły przede wszystkim pracowników o niskich kwalifikacjach. Ponad 80 proc. spośród 1,6 mln osób, które w latach 1999 – 2002 straciły pracę, stanowili robotnicy przemysłowi, drobni rzemieślnicy, rolnicy oraz pracownicy zatrudnieni przy prostych pracach. Liczba pracujących specjalistów, techników i średniego personelu jednak w tym czasie się nie zmieniła.
To pokazuje, że nie sama skala spowolnienia gospodarki była przyczyną wzrostu, a następnie utrwalenia bezrobocia na ponadprzeciętnie wysokim poziomie. Istotne były również problemy osób o niskich kwalifikacjach zawodowych w dostosowaniu się do nowych wymagań rynku. Dodatkową barierą w zwiększaniu zatrudnienia, szczególnie osób o niskich kwalifikacjach, były wysokie pozapłacowe koszty pracy oraz – z drugiej strony – łatwo dostępne transfery socjalne, które najsilniej osłabiają bodźce bezrobotnych do szybkiego podejmowania legalnej pracy.
Spowolnienie w 2009 r. wynikało jedynie z przejściowego załamania eksportu, któremu nie towarzyszyły znaczące zmiany w strukturze popytu na pracę. W efekcie nasz rynek pracy nie odczuł kryzysu: w latach 2009 – 2010 liczba pracujących wzrosła o 160 tys. Załamanie eksportu było widoczne w przetwórstwie przemysłowym, w którym w tym okresie liczba pracujących spadła o ponad 260 tys. (spadek o 8 proc.). Jednak w niemal wszystkich sekcjach usług w tym czasie liczba pracujących się zwiększyła. Ważną zmianą, która przyczyniła się do tego sukcesu, była deregulacja zasad zawierania umów na czas określony oraz wydłużenie okresu rozliczenia czasu pracy.
Analiza przyczyn załamania wzrostu gospodarczego pozwala – podobnie jak w Polsce – zrozumieć przyczyny ostatnich znaczących zmian w liczbie pracujących w krajach Europy Zachodniej. Szczególnie interesujące wydaje się porównanie doświadczeń Hiszpanii i Niemiec w latach 2008 – 2009. Choć ich gospodarki w tym okresie skurczyły się o 5 – 6 proc., to reakcje rynków pracy na kryzys były skrajnie rożne.

Różne źródła recesji

W Hiszpanii w latach 2008 – 2010 liczba pracujących zmniejszyła się o 2 mln osób, czyli o 10 proc. W efekcie stopa bezrobocia wzrosła tam z 9 do ponad 20 proc. i obecnie dwukrotnie przewyższa średnią w strefie euro. Redukcja zatrudnienia w Hiszpanii odpowiada aż za trzy czwarte całkowitego wzrostu liczby bezrobotnych w całej strefie euro. Dla porównania w tym samym okresie w Niemczech liczba pracujących wzrosła o blisko 400 tys. osób (o 1,1 proc.), stopa bezrobocia spadła z 8 do 6,5 proc. i jest teraz o jedną trzecią niższa od średniej w krajach strefy euro. Niemcy są jedynym krajem Europy Zachodniej, który w ciągu ostatnich trzech lat odnotował wzrost liczby pracujących.
W Hiszpanii głównym źródłem załamania wzrostu było pęknięcie bańki cenowej na krajowym rynku nieruchomości. Był to trwały wstrząs, który wymusił również trwałą i znaczącą redukcję zatrudnienia w budownictwie. W latach 2008 – 2010 liczba pracujących w tym sektorze spadła o milion, czyli niemal o połowę. Co druga osoba, która od początku kryzysu straciła pracę w Hiszpanii, była wcześniej zatrudniona w budownictwie. Chcąc uniknąć bezrobocia, byli pracownicy budowlani musieli szukać pracy w innych sektorach gospodarki. A to w Hiszpanii nie jest łatwe, głównie z powodu restrykcyjnego prawa pracy, które zniechęca pracodawców do zwiększania zatrudnienia nawet w okresach dobrej koniunktury.
W Niemczech źródłem recesji było załamanie eksportu dóbr przemysłowych. W 2008 r. liczba zamówień w niemieckim przemyśle spadła o jedną trzecią. Niemcy od początku kryzysu przewidywali jednak, że to załamanie eksportu będzie przejściowe. Niemieckie firmy przemysłowe chciały utrzymać wielkość zatrudnienia, aby w niedalekiej przyszłości uniknąć kosztów poszukiwania nowych pracowników. Tuż przed kryzysem w niektórych branżach (np. metalowej, maszynowej, samochodowej) nawet połowie firm doskwierał problem ze znalezieniem odpowiednio kwalifikowanych pracowników.
Chęć utrzymania zatrudnienia była jedną z przyczyn, dla których w latach 2009 – 2010 liczba pracujących w niemieckim przemyśle przetwórczym spadła zaledwie o 6,5 proc. To prawie nic w porównaniu do redukcji o połowę zatrudnienia w hiszpańskim budownictwie. W przeciwieństwie do Hiszpanów Niemcy byli powściągliwi w wydawaniu pieniędzy podatników na pokrywanie części odsetek od kredytów na zakup mieszkań. W efekcie nie zafundowali sobie boomu na rynku kredytów hipotecznych.

Sztywne płace i bezrobocie

Oprócz różnych przyczyn recesji istotnym czynnikiem odpowiedzialnym za silny wzrost bezrobocia w Hiszpanii były instytucje rynku pracy, w szczególności te, które odpowiadają za elastyczność w kształtowaniu wynagrodzeń i czasu pracy.
W Hiszpanii dużą odpowiedzialność za silny i trwały spadek liczby pracujących ponosi sztywny system ustalania wynagrodzeń. Po pierwsze wyniki sektorowych i regionalnych negocjacji są wiążące niemal dla wszystkich pracowników. Po drugie negocjacje te są prowadzone średnio co dwa lata, a w efekcie płace dostosowują się do zmian inflacji i aktywności gospodarczej z bardzo dużym opóźnieniem, nawet w czasie recesji. W efekcie koszty pracy w Hiszpanii są wysokie w porównaniu do wydajności wielu pracowników, zwłaszcza tych o niskich kwalifikacjach zawodowych oraz osób mieszkających w regionach słabiej rozwiniętych gospodarczo, gdzie wydajność pracy jest znacznie niższa od średniej dla całej gospodarki.
Do utrwalenia wysokiego bezrobocia w Hiszpanii przyczyniła się także restrykcyjna ochrona przed zwolnieniem dotycząca pracowników zatrudnionych na stałe. W większości przypadków wysokość odpraw dla tych osób wynosi nawet 45 dni za każdy przepracowany rok. Odprawa może stanowić zatem równowartość nawet 3,5-letniego wynagrodzenia. Koszty odpraw w Hiszpanii są zdecydowanie wyższe niż w innych krajach starej UE, gdzie średnio wynoszą one 7 dni za każdy rok pracy, gdy zwolnienie wynika z przyczyn ekonomicznych, oraz blisko 21 dni w pozostałych przypadkach. Tak wysokie odprawy nie dotyczą jednak pracowników czasowych, a w efekcie to oni stają się pierwszymi ofiarami kryzysu. W latach 2008 – 2010 aż 80 proc. osób, które straciły pracę w Hiszpanii, było wcześniej zatrudnionych na podstawie umów na czas określony.
W Niemczech także przez wiele lat dominował sektorowy system negocjacji płacowych, jednak w ostatniej dekadzie silnie go zreformowano. Wprowadzone zmiany pozwoliły większości przedsiębiorstw na odstępowanie od sektorowych układów płacowych i samodzielne kształtowanie wynagrodzeń. Obok jedynie przejściowego załamania eksportu to właśnie ograniczenie dynamiki płac i przejściowe zmniejszenie czasu pracy miało największy wpływ na zahamowanie zwolnień w niemieckiej gospodarce. Rządowe subsydia dla firm, które pomimo spadku zamówień utrzymywały wielkość zatrudnienia, miały natomiast niewielki wpływ na rynek pracy. W latach 2008 – 2009 odsetek pracowników objętych tymi dopłatami wzrósł z 0,5 do zaledwie 4 proc. wszystkich zatrudnionych. Według badań OECD niemal połowa firm korzystających z tych subsydiów utrzymałaby wielkość zatrudnienia bez żadnych dopłat.
Firmy nie mają powodów, aby zwiększać zatrudnienie
Dynamika wzrostu wynagrodzeń spowalnia, podobnie jak wzrost zatrudnienia w przedsiębiorstwach. Nie zapowiada się na znaczny spadek bezrobocia w Polsce ani w tym roku, ani w przyszłym.
W lipcu w sektorze przedsiębiorstw, czyli w firmach zatrudniających ponad 9 osób, pracowało 5,528 mln osób, czyli tyle samo, ile w czerwcu, i o 3,3 proc. więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku – podał GUS. Zatrudnieni zarabiali średnio 3611 zł, tylko o 0,3 proc. więcej niż miesiąc wcześniej, ale 5,2 proc. więcej niż przed rokiem. Wówczas w czerwcu liczony rok do roku wzrost wyniósł 5,8 proc. Realnie, czyli po uwzględnieniu 4,1 proc. inflacji, płace w lipcu wzrosły o 1,1 proc.
Dane były zgodne z oczekiwaniem polskich ekonomistów. – Spowolnienie wzrostu płac odzwierciedla naszym zdaniem odwrócenie jednorazowego efektu wypłaty premii w sektorze górniczym, który doprowadził do znacznego przyspieszenia wzrostu płac w czerwcu – mówi Cezary Chrapek, analityk rynku wtórnego Citi Handlowego. – Uważamy, że druga połowa roku będzie większym wyzwaniem dla rynku pracy, gdyż słabszy globalny i regionalny wzrost gospodarczy powinien doprowadzić do ograniczenia przez firmy planów zwiększania zatrudnienia – dodaje. Spodziewa się też niewielkiego spowolnienia wzrostu płac w sektorze przedsiębiorstw.
– W kolejnych miesiącach prognozujemy nieznaczne obniżenie tempa wzrostu płac do poziomu średnio ok. 4 proc. rok do roku na koniec bieżącego roku – mówi Adam Czerniak, ekonomista Invest-Banku. Powody to oczekiwane spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego, do czego przyczyni się spadek dynamiki produkcji w przetwórstwie przemysłowym, w szczególności w przedsiębiorstwach o dużym udziale eksportu.
Słaby wzrost wynagrodzeń jest skutkiem utrzymującej się wyższej od poziomu równowagi stopy bezrobocia, które według wstępnych szacunków w lipcu wynosiło 11,4 proc. Z powodu spowolnienia gospodarczego nie uda się zmniejszyć bezrobocia poniżej 11 proc. ani w tym, ani w przyszłym roku.