Gminy muszą otwierać w szkołach podstawowych nowe oddziały dla najmłodszych dzieci. Najczęściej tworzą dla nich klasy mieszane z siedmiolatkami.
W kilkunastu sprawdzonych przez nas samorządach z całej Polski liczba rozpoczynających naukę sześciolatków podwoi się w porównaniu z ubiegłym rokiem. W Opolu do pierwszych klas zapisanych jest już 240 dzieci. Rok temu było ich tylko 100. W Radomiu do podstawówek trafi co najmniej 231 sześciolatków. W 2010 roku było ich zaledwie 90. W Gdyni do pierwszych klas zapisało się już ponad tysiąc sześcioletnich dzieci. To połowa całego rocznika.
– Rodzice decydują się wysłać dzieci do szkoły, bo na każdy oddział sześciolatków przypada dwóch nauczycieli. Jeden z nich przebywa z dziećmi do godz. 17, czyli tak jak w przedszkolu – mówi Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.
Nasi rozmówcy podkreślają, że liczby te wzrosną, bo mimo zakończenia zapisów do szkoły rodzice wciąż decydują się na przeniesienie sześciolatków z przedszkola do pierwszej klasy.
To zjawisko daje się zaobserwować jedynie w dużych miastach. Rodzice z małych miejscowości nie są zainteresowani posyłaniem sześcioletnich dzieci do szkół.
– W naszej gminie wszystkie sześciolatki trafią do przedszkola – mówi Ryszard Gliwiński, wójt gminy Zamość.
Te gminy, w których więcej dzieci trafia do szkół, najczęściej tworzą dla nich dodatkowe klasy, w których będą uczyć się razem z siedmiolatkami. Rzadziej tworzone są odrębne oddziały, w których będą uczyć się wyłącznie sześcioletnie dzieci.
Co ciekawe, nie musi to oznaczać, że szkoły będą przyjmować nowych nauczycieli do pracy.
– W Biłgoraju zostały utworzone dodatkowe klasy tylko dla sześciolatków, ale będą je uczyć nauczyciele, którzy przejdą z przedszkola – mówi Andrzej Antolak z Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Zmiany związane z przyjmowaniem sześciolatków do szkół trzeba uwzględnić w arkuszach organizacyjnych roku szkolnego. Dyrektorzy szkół określają w nich między innymi liczbę klas i zatrudnionych nauczycieli.