Pracodawcy wreszcie mają współdecydować o tym, czego w szkołach nauczą się ich przyszli pracownicy. Będą mogli bowiem zlecać naukę konkretnego fachu. Jednocześnie zyskają dokładną informację o tym, jakie umiejętności ma absolwent zawodówki, czyli kandydat do zatrudnienia w ich firmie. Zdobycie każdej kwalifikacji w szkole będzie potwierdzone certyfikatem.



To jedne z głównych założeń reformy kształcenia zawodowego. Wprowadza ją uchwalona przez Sejm nowelizacja ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw. W praktyce zmiany te mogą okazać się jedynie kosmetyczne.

– Nowe przepisy miały zreformować kształcenie zawodowe. W rzeczywistości z tych zmian mogą skorzystać tylko nieliczni – mówi Maciej Prószyński, dyrektor generalny Związku Rzemiosła Polskiego (ZRP).

Brakuje w nich bowiem zachęt dla uczniów do podejmowania nauki w szkołach zawodowych. A z roku na rok spada liczba gimnazjalistów, którzy wybierają naukę w takich placówkach. Z kolei pracodawcy niechętnie nawiązują współpracę ze szkołami. Wprowadzone ułatwienia mogą się okazać zbyt małym bodźcem, by to zmienić.

Znowelizowane przepisy mają wejść w życie 1 września 2012 r. W tym tygodniu ustawą zajmie się Senat.

Umiejętności w cenie

Zgodnie ze znowelizowaną ustawą uczniowie, którzy rozpoczną naukę w szkołach zawodowych, nie będą już musieli zdawać egzaminów kończących kształcenie. Zastąpią je sprawdziany z poszczególnych kwalifikacji zawodowych zdobywane w ciągu trzech lat nauki. Aby uzyskać np. dyplom ślusarza, trzeba będzie zdobyć każdą z nich (dokładny ich opis będzie zawarty w rozporządzeniu wykonawczym do ustawy).

– Dzięki temu po zdaniu wszystkich sprawdzianów i ukończeniu szkoły uczniowie automatycznie dostaną uprawnienia zawodowe – wyjaśnia Domicela Kopaczewska, sprawozdawca Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.

Rząd wprowadził także nową formę kształcenia zawodowego – kursy kwalifikacyjne, które będą skierowane głównie do dorosłych. Ich uczestnicy zdobędą umiejętności w danym zawodzie. Jeżeli na taką formułę kształcenia zdecyduje się osoba niepełnoletnia, uczestnictwo w kursie będzie równoznaczne z realizacją obowiązku nauki. Ich przeprowadzenie będą mogli zlecać szkołom pracodawcy.

– Dzięki temu placówki oświatowe łatwiej będą mogły dostosowywać ofertę kształcenia do potrzeb rynku pracy. Pytanie tylko, czy one będą chciały z tego rozwiązania korzystać – mówi Maciej Prószyński.

Podwójna dotacja

Problemem może być też finansowanie nauki. Szkoły niepubliczne, które poprowadzą kształcenie na kwalifikacyjnych kursach zawodowych, otrzymają pieniądze z budżetu, dopiero gdy uczeń zda egzamin zawodowy.

– Prywatne szkoły będą więc wynagradzane za efekt – tłumaczy Zbigniew Włodkowski, wiceminister edukacji narodowej.

Placówki te mają jednak prawo do pobierania czesnego za udział w kursach również od uczniów. Oznacza to, że nowe przepisy umożliwiają podwójne dotowanie prywatnych szkół.

– Z tego względu wnioskowaliśmy o zmianę wysokości 100 proc. dofinansowania na jednego ucznia na 50 proc. Jednak rząd poprawkę odrzucił – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP)

Inaczej będą dofinansowywane placówki państwowe. One będą otrzymywać dotację na każdego ucznia, który kształci się na takim kursie.

Centra zawodowe

Znowelizowana ustawa doprowadzi też do konsolidacji placówek oświatowych. Na jej podstawie będą mogły być tworzone centra kształcenia zawodowego i ustawicznego. Prawo do ich powołania zyskają zespoły szkół (np. technikum i zasadniczej szkoły zawodowej). W trakcie prac nad projektem ustawy wprowadzono możliwość, aby mogły w nich działać także licea ogólnokształcące dla młodzieży. Ułatwi to samorządom tworzenie takich placówek.

Pomysł podoba się szkołom.

– Zamierzam przekształcić placówkę w takie centrum – mówi Dariusz Żywicki, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Łowiczu.

Wyjaśnia, że dla szkoły to szansa na dodatkowe pieniądze i promocję. Bo takie centra będą mogły prowadzić kwalifikacyjne kursy zawodowe, a także kursy dla nauczycieli.

– Mam nadzieję, że więcej uczniów będzie chciało kształcić się w takich placówkach. Teraz trudno jest konkurować z liceami ogólnokształcącymi, które wybiera co drugi gimnazjalista – uważa Dariusz Żywicki.

Centrum będzie miało też obowiązek współpracowania z organizacjami pracodawców i firmami.

Likwidacja szkół

Najwięcej kontrowersji w trakcie prac legislacyjnych wzbudziła likwidacja liceów profilowanych oraz uzupełniających techników i liceów. Zdaniem Krzysztofa Baszczyńskiego o likwidacji liceów profilowanych nie może przesądzać ustawa.

– O tym powinny decydować samorządy, które te placówki prowadzą. Uczniowie i rynek powinni zdecydować, czy rzeczywiście są one niepotrzebne – uważa.

Dodaje, że nadal popularnością cieszą się te szkoły, które kształcą na profilu zarządzanie informacją oraz ekonomicznym.

– Co prawda teraz zaledwie 3 proc. gimnazjalistów wybiera licea profilowane, ale za kilka lat trend może ulec zmianie. Szkoda z nich rezygnować – mówi Krzysztof Baszczyński.

Natomiast opozycja sprzeciwiała się likwidacji szkół uzupełniających. Taka zmiana spowoduje, że absolwent zasadniczej szkoły zawodowej będzie mógł kontynuować naukę tylko w liceach dla dorosłych. A kwalifikacje zawodowe zdobędzie jedynie na kursach. Obawy pracodawców wzbudza z kolei zamykanie techników uzupełniających.

– Te szkoły również kształcą w zawodzie. Ich likwidacja może doprowadzić do tego, że jeszcze więcej osób wybierze naukę w szkołach ogólnokształcących – mówi Maciej Prószyński.