Procedura wyboru dyrektorów szkół wyłania lojalnych, ale nie najlepszych. Traci na tym jakość kadry i nauczania w danej placówce oświatowej. Prezydent RP chce, aby o wyborze dyrektora decydowała lokalna społeczność.
Po wakacjach zarząd nad wieloma szkołami mogliby objąć nowi, wyłonieni w konkursach dyrektorzy. Teoretycznie można go ogłaszać co pięć lat. W praktyce nowy dyrektor jest wybierany dopiero wtedy, gdy jego poprzednik zdecyduje się odejść na emeryturę.
Jeśli wójt jest zadowolony z dotychczasowej pracy dyrektora, wybory na to stanowisko nie są przeprowadzane, nawet gdy są inni chętni. Co więcej jeśli konkurs jest ogłoszony, w praktyce jego przeprowadzenie to czysta formalność. Najczęściej wyłaniany jest bowiem kandydat, którego rekomenduje samorząd. W efekcie jego funkcja ogranicza się do reprezentowania szkoły. Skutki fikcyjnego i przewidywalnego rozstrzygnięcia konkursu na dyrektora odczuwają zatem uczniowie, rodzice, a nawet nauczyciele.

(Nie)obiektywny nabór

Wiedząc, jak w praktyce wygląda wybór dyrektora nauczyciele, rzadko zgłaszają się do konkursu. W przypadku gdy nie ma żadnego chętnego, gmina rekomenduje swojego kandydata. Dla formalności zwraca się tylko o opinie do rady szkoły lub rady pedagogicznej. Jeśli te się sprzeciwią, co w praktyce zdarza się rzadko, nie ma to większego znaczenia, bo ich opinia nie jest wiążąca.
Jeśli jednak konkurs jest przeprowadzany, w komisji powinno zasiąść 8 członków. Trzech reprezentantów ma organ prowadzący szkołę, dwóch – kuratorium, a po jednym rada pedagogiczna, rada rodziców i oświatowy związek zawodowy. Zasada wyboru jest prosta. Przedstawiciele gminy porozumiewają się z przedstawicielami kuratorium i przegłosowują innych członków komisji.
– Najczęściej z kandydatów zostaje wyłoniony ten, którego wskaże wójt, a do tego wystarczy poparcie przedstawicieli kuratorium – potwierdza Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP).

Przyjęcie z polecenia

Brak niezależności tak wybranego dyrektora przekłada się na funkcjonowanie szkoły. Najwięcej nieprawidłowości dotyczy szkół podstawowych i gimnazjów w małych miejscowościach. Tam dyrektor musi przyjąć nauczyciela bez kompetencji, którego wskaże mu wójt, lub sam decyduje się na zatrudnienie znajomego, nawet jeśli wie, że nie ma on wystarczających kwalifikacji.
– Docierają do nas sygnały od dyrektorów o takich praktykach – mówi Marek Pleśniar, szef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, zrzeszającego kilka tysięcy dyrektorów szkół.
Podkreśla, że winę za to ponoszą też samorządy, bo na takie stanowisko wyznaczają swoich protegowanych, a nie dopuszczają innych kandydatów, którzy są bardziej kompetentni do wykonywania zawodu.



Tylko dwie kadencje

Zdaniem ekspertów rozwiązaniem problemu mogłoby być ograniczenie czasu, przez jaki można pełnić funkcję dyrektora.
– Trzeba zastanowić się nad wprowadzeniem dwukadencyjności na tym stanowisku – mówi Andrzej Antolak z NSZZ „Solidarność”.
Podkreśla, że w pierwszej kadencji dyrektor poznawałby zasady funkcjonowania szkoły, a w drugiej (ostatniej) nie obawiałby się domagać od gminy np. przeprowadzenia niezbędnych remontów w szkole lub większych nakładów na pomoce naukowe.
Obecnie dyrektorzy nie mają większego wpływu na budżet placówki. Co więcej niektórzy z nich nie domagają się od samorządów zbyt wiele, np. na wyposażenie sal lekcyjnych czy też stanowisk pracy dla nauczycieli.
– Nie robię tego, bo wiem, że urząd miasta nie jest w stanie zrealizować tych żądań – mówi Ewa Józefowicz, dyrektor Gimnazjum nr 21 w Gorzowie Wielkopolskim.

Przewidywalny konkurs

Kwestię problemów z wyłanianiem dyrektorów szkół poruszył nawet Bronisław Komorowski, prezydent RP. W czerwcu tego roku podczas konferencji nt. szans edukacyjnych na obszarach wiejskich wskazał, że dyrektorzy szkół powinni być powoływani przez obywateli, a nie decyzją wójta.
– W pewnym sensie społeczność lokalna już decyduje o wyborze dyrektora, bo przedstawiciele rodziców, nauczycieli i samorządów uczestniczą w procedurze konkursowej przy wyborze dyrektora. Nie uważam jednak dzisiejszej procedury za idealną – mówi „DGP” Katarzyna Hall, minister edukacji narodowej.
Podkreśla, że wybór wyłącznie przez rodziców czy tym bardziej przez wszystkich mieszkańców nie ma większego sensu, bo osoby, które nie znają specyfiki pracy w szkole, mogłyby wybrać na to stanowisko całkowicie nieprzygotowaną osobę.
Do apelu prezydenta przyłączają się też nauczyciele i sami dyrektorzy, którzy dostrzegają potrzebę zmian.

Dyrektorzy chcą zmian

– Szef placówki oświatowej powinien być zatrudniany przez kuratorium, które miałoby nad nim realny nadzór. Wtedy taka osoba, stosując przepisy prawa, mogłaby skutecznie egzekwować realizację zadań oświatowych przez organ prowadzący – mówi Krzysztof Baszczyński.
Przeciwne takim zmianom są jednak organizacje zrzeszające dyrektorów.
– Lepszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzanie konkursu na zasadach podobnych do procedury wyłaniania pracowników samorządowych czy korpusu służby cywilnej. Wtedy każdy kandydat mógłby się odpowiednio zapoznać z wymaganiami i przystąpić do naboru – mówi Marek Pleśniar.
Dobrym rozwiązaniem byłaby możliwość odwołania się kandydata do sądu pracy, gdyby nie został wybrany mimo wysokich kwalifikacji. Powinna też istnieć możliwość unieważnienia naboru. Takie mechanizmy działają w służbie cywilnej.
Na lepsze funkcjonowanie szkół mogłoby wpłynąć objęcie stanowiska przez inną osobę niż nauczyciel. Mogłaby być to osoba z doświadczeniem w zarządzaniu, co obecnie jest rzadkością.
– Szkoły powinny być zarządzane na wzór uczelni wyższych, gdzie funkcje zarządzania pełni kanclerz – mówi Tomasz Malicki, dyrektor I LO im. B. Nowodworskiego w Krakowie.