Skomplikowane przepisy administracyjne i rozrost administracji to jeden z głównych czynników utrudniających życie Polakom – wynika z sondażu Homo Homini dla „DGP”. Dla 31,1 proc. badanych skomplikowane prawo, a dla 24,5 proc. rosnąca biurokracja są najbardziej uciążliwymi problemami. Dziś, w kolejnej części debaty o tym, co przeszkadza żyć Polakom, zapytaliśmy polityków o recepty na przeregulowane prawo i rosnącą urzędniczą armię.

Rozrost administracji jest jedną z największych porażek obecnego rządu. Według danych GUS w Polsce jest ich 462,9 tys. – o prawie 70 tys. więcej niż w 2007 r. Każdy nowy urzędnik oznacza wyższe wydatki państwa – średnia jego pensja wynosi ok. 4,1 tys. zł. Roczne wydatki na administrację wzrosły więc o blisko 3,5 mld zł. To przekłada się na obniżenie efektywności gospodarki. Ekonomiści wyliczyli, że wzrost wydatków publicznych o 10 proc. powoduje spadek wzrostu gospodarczego o 0,5 – 1 pkt proc. PKB.

Najlepszym sposobem na redukcję biurokracji jest upraszczanie przepisów oraz wprowadzania e-administracji. Według ONZ pod względem jej rozwoju Polska zajmuje 45. miejsce na świecie. Wyprzedziły nas wyżej rozwinięte kraje starej Unii, ale też Węgry, Czechy czy Słowacja. Czarę goryczy przepełnił raport OECD z 2010 r. – w ostatnich latach wydajność naszych urzędników spadła o 8 proc., podczas gdy w innych krajach OECD rosła.

W tej sytuacji zaskakuje mała liczba pomysłów głównych ugrupowań na redukcję administracji. Konkrety podają tylko PiS i SLD. Pierwsze proponuje likwidację resortu skarbu. Lewica – likwidację Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, połączenie dwóch innych rolniczych agencji oraz włączenie CBA do policji. Według PO liczba urzędników będzie się zmniejszać z powodu ich odchodzenia na emerytury. Adam Szejnfeld chce też uruchomić system odpraw za odejście z administracji.