Rektorzy szkół niepublicznych proponują zmniejszenie liczby osób przyjmowanych na studia w uczelniach publicznych, tak aby więcej studentów trafiało do prywatnych placówek.
– W ciągu ostatnich pięciu lat nabór na studia stacjonarne w uczelniach niepublicznych spadł z blisko 50 tys. do 24 tys. osób – wylicza prof. Tadeusz Pomianek, rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Mniej kandydatów wybiera również kształcenie w prywatnych szkołach na studiach niestacjonarnych.
Obecnie jest 320 uczelni niepublicznych. Jeśli minister nauki nie wprowadzi rozwiązań, które pomogą im utrzymać się na rynku w najbliższych latach, to większość z nich czeka likwidacja. Dlatego ich rektorzy apelują o pomoc.
– Już sześć lat czekamy na wydanie rozporządzenia, które określi warunki ubiegania się o dotację na dzienne studia w prywatnych szkołach. Nadal o to zabiegamy w ministerstwie – mówi prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Ale szanse na jego wydanie są niewielkie. Prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, tłumaczy, że dopóki nie poprawi się sytuacja finansowa, niepubliczne placówki nie dostaną pieniędzy na dotowanie studiów dziennych.
Dlatego rektorzy szkół prywatnych proponują inne rozwiązanie. Zdaniem Andrzeja Eliasza, przewodniczącego Tymczasowej Konferencji Akademickich Uczelni Niepublicznych, placówki państwowe, które teraz zabierają studentów szkołom prywatnym, powinny więcej czasu poświęcić na badania naukowe. Jeśli mniej osób będzie przyjmowanych na studia na uczelniach publicznych, to więcej trafi do szkół prywatnych. Dzięki temu państwowe ośrodki mogłyby zarabiać na prowadzeniu projektów badawczych.
– Chcemy dojść do porozumienia i podzielić się rynkiem, tak aby wszyscy na tym skorzystali – mówi prof. Jerzy Malec, rektor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Tym samym prywatne uczelnie zajęłyby się kształceniem, a publiczne więcej czasu poświęcałyby na rozwój nauki i nauczanie doktorantów.