Od września każdy polski absolwent gimnazjum, za zgodą rodziców, będzie mógł uczyć się w niemieckiej zawodówce i praktykować u tamtejszego rzemieślnika. Dla części młodych osób to szansa na zdobycie zawodu i zarobienie nawet 600 euro miesięcznie, jednak nieznajomość języka blokuje Polakom naukę w niemieckich zawodówkach.
„DGP” sprawdził, czy polscy uczniowie są zainteresowani taką możliwością. Okazuje się, że tak. Problem w tym, że tylko niewielu spełnia warunki, żeby uczyć się fachu w niemieckiej szkole. Główna bariera to słaba znajomość języka niemieckiego. A to niezbędny warunek, żeby się do niej dostać.
– Inaczej nie poradzą sobie w szkołach – tłumaczy Aleksandra Ziomko z izby rzemieślniczej we Frankfurcie.

Dużo chętnych

Przedstawiciele zarówno niemieckich, jak i polskich izb rzemieślniczych twierdzą, że zainteresowanie podjęciem nauki na terenie naszego zachodniego sąsiada jest duże.
– Uczniowie piszą mejle, dzwonią, dopytują o warunki lokalowe, wynagrodzenie – mówi Michał Wójcik, dyrektor w katowickiej izbie rzemieślniczej.
Podobnie jest w izbie pomorskiej. Tam o możliwość podjęcia nauki w niemieckiej zawodówce przez polskich gimnazjalistów szczególnie pytają rodzice.
– Część wręcz miała pretensje, że nie organizujemy wyjazdów dla młodych Polaków – mówi Dariusz Gobis, dyrektor w pomorskiej izbie rzemieślniczej.
Pod tym względem bardziej aktywni są Niemcy. Część izb rzemieślniczych, chcąc umożliwić Polakom podjęcie nauki i praktyki, organizuje dla nich kursy językowe. W maju rozpoczął się pierwszy pilotażowy projekt w ramach Euroregionu Szprewa-Nysa-Bóbr, realizowany przez izbę w Cottbus. W trakcie kursu językowego strona niemiecka pokrywa także koszty zakwaterowania, wyżywienia i dojazdów.
O ile zainteresowanie nauką i stażem w niemieckich zawodówkach jest duże, o tyle rzadko dochodzi do sfinalizowania sprawy. Z danych frankfurckiej izby rzemieślniczej wynika, że zaledwie trzej Polacy złożyli papiery do niemieckich zawodówek, a do izby w Poczdamie żaden.

Za rok może być inaczej

Tomasz Wika, dyrektor wielkopolskiej izby, twierdzi jednak, że ta sytuacja ulegnie zmianie już w kolejnym roku. Polscy uczniowie mają ponad rok na szlifowanie języka niemieckiego.
Ponadto oferta naszych zawodówek wypada wyjątkowo słabo w porównaniu z przedstawionymi przez ich niemieckich odpowiedników. Dysponują przestarzałym sprzętem i produkują absolwentów, z których co czwarty nie ma pracy. Rząd liczył na to, że zmieni to ustawa o systemie oświaty. Jej projekt zakładał znacznie większe pieniądze dla firm zatrudniających młodocianych.
Ponadto pracodawcy mogliby bezpośrednio wnioskować do ministra edukacji narodowej o wprowadzenie w szkołach możliwości kształcenia wskazanego przez nich zawodu. To pozwoliłoby na szybsze reagowanie na potrzeby lokalnego rynku pracy. Tak się jednak nie stanie, bo projekt jeszcze na początku maja trafił do kosza.

Lepsze zarobki w Niemczech

Ci uczniowie, którzy zdecydują się uczyć w niemieckiej zawodówce, mogą również liczyć na staż w tamtejszych firmach. W tym czasie będą otrzymywać od niemieckiego pracodawcy wynagrodzenie według stawek obowiązujących w Niemczech. Rosną one wraz z kolejnym rokiem nauki.
Na przykład fryzjerka miesięcznie otrzyma 190 euro w I roku nauki, 260 euro w II roku i 310 euro w III roku nauki. Na takie zarobki młody uczeń nie może liczyć w Polsce. Osoba praktykująca w warsztacie samochodowym na pierwszym roku otrzyma nieco ponad sto złotych. Niemiecka zawodówka nie pokrywa jednak kosztów wyżywienia i zakwaterowania. Te polski uczeń lub jego rodzice pokrywają z własnych środków.