Rząd i parlamentarzyści chcą dać dodatkowe uprawnienia osobom niepełnosprawnym szukającym zatrudnienia w urzędach administracji publicznej.
Obecnie urzędy, zamiast zatrudniać osoby niepełnosprawne, wolą płacić kary za to, że tego nie robią. Wkrótce ma się to zmienić.
Jeśli w trakcie naboru do pracy w gminie, urzędzie skarbowym czy wojewódzkim zostanie wyłonionych pięciu najlepszych kandydatów, a wśród nich będzie osoba niepełnosprawna, to właśnie ona będzie miała pierwszeństwo w zatrudnieniu. Taki automatyzm dotyczy tych urzędów, w których liczba pracowników niepełnosprawnych jest niższa niż 6 proc. ogółu zatrudnienia. Zmiany wejdą w życie jeszcze w tej kadencji rządu.
Na najbliższym posiedzeniu Sejmu odbędzie się głosowanie nad przyjęciem komisyjnego projektu nowelizacji ustawy o służbie cywilnej, ustawy o pracownikach samorządowych i niektórych innych ustaw.
O tym, że zatrudnienie osób niepełnosprawnych w urzędach to fikcja, świadczą liczby.
Na 16 urzędów wojewódzkich tylko Lubuski Urząd Wojewódzki nie płaci kar za brak niepełnosprawnych pracowników. Tam wskaźnik zatrudnienia sięga blisko 10 proc. Jeszcze gorzej jest w urzędach marszałkowskich, gdzie rzadko liczba niepełnosprawnych przewyższa 2 proc. ogółu zatrudnionych. Niechlubny prym wiodą jednak Kancelaria Prezydenta – 0,4 proc. – i Kancelaria Prezesa Rady Ministrów – 0,8 proc.
Determinacja parlamentarzystów w uchwaleniu nowych przepisów, które mają pomóc niepełnosprawnym w zdobywaniu pracy w urzędach, jest na tyle duża, że nie biorą oni pod uwagę negatywnej opinii Biura Analiz Sejmowych (BAS).
– Projekt różnicuje zasady i warunki naboru kandydatów do służby publicznej. W tym wypadku dyskryminowane mogą się poczuć osoby pełnosprawne – mówi prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista.
W efekcie nowe przepisy mogą ograniczać konstytucyjne prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach. Zdaniem BAS projekt jest niezgodny z art. 60 w związku z art. 31 ust. 3 konstytucji. Opinie negatywne w tej sprawie dwukrotnie przedstawiała również Rada Służby Cywilnej.
– Faworyzowanie jednej grupy osób mogłoby prowadzić do dyskryminacji pozostałych – potwierdza Adam Leszkiewicz, przewodniczący Rady Służby Cywilnej.