Uczelnie wciąż muszą doskonalić kadrę i ofertę, aby utrzymać się na szczycie. Tym razem wśród uczelni publicznych triumfuje UJ, który wyprzedza UW. Wśród niepublicznych liderem jest Uczelnia Łazarskiego.
Laureatami piątej już edycji rankingu „DGP” w kategorii wydziałów prawa wśród uczelni publicznych został pierwszy raz w jego historii Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kierowany przez prof. Krystynę Chojnicką wydział uzyskał 93,5 na 106 możliwych punktów. W kategorii uczelni niepublicznych pierwsze miejsce zajęła po raz kolejny Uczelnia Łazarskiego w Warszawie. Uzyskała bardzo dobry wynik 69 na 100 możliwych punktów. Ta uczelnia wyprzedza już cztery uniwersytety.
W tym roku postanowiliśmy nieco zmodyfikować nasz ranking. Uczelnie publiczne są przez nas prześwietlane nie tylko według naszej dotychczasowej metodologii – badamy, posługując się 44 zmiennymi, kadrę, jakość i siłę kształcenia oraz wymogi i jakość absolwentów – ale także pod kątem tego, jak ich studenci zdają na aplikacje. W tym celu posłużyliśmy się rankingiem przygotowywanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Jego liderem jest Uniwersytet Jagielloński. To jego absolwenci najczęściej dostają się na aplikacje. – Uczymy studentów nie tylko teorii, ale także praktycznych umiejętności. Studia prawnicze muszą spełniać wymogi kształcenia uniwersyteckiego, a więc przekazywać pogłębioną wiedzę teoretyczną, zarówno prawniczą, jak i niedotyczącą bezpośrednio prawa, lecz podstaw filozofii, socjologii czy politologii – tłumaczy sukces Krakowa prof. Krystyna Chojnicka.
W tegorocznej edycji rankingu zwraca po raz kolejny uwagę coraz lepsza pozycja uczelni, które znajdują się na kolejnych miejscach. Silne są, z wynikiem ponad 80 punktów, uniwersytety we Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi i Białymstoku.
W naszym rankingu biorą udział niemal wszystkie uczelnie kształcące w Polsce prawników. Mamy nadzieję, że będzie on pomocny absolwentom szkół średnich przy wyborze odpowiedniej dla siebie uczelni.
Komentarze(53)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeNiech się każdy zastanowi - taki UJ czy UW przyjmuje po 1200 osób każdego roku na prawo. Czy można w takim tłumie mówić o jakiejkolwiek edukacji ? przecież to bardziej przypomina dworzec kolejowy albo przepędzanie w pośpiechu bydła z pastwiska na pastwisko przez bacę. Ale nawet mniejsza o naukę - gdzie te tysiące ludzi po prawie mają iść do pracy ?
czy ci maturzyści myślący o prawie mają świadomość, że bardzo wielu absolwentów nie przepracuje w tym zawodzie nawet dnia, a ci zdeterminowani i chcący się w to bawić będą przez kilka lat po studiach pracować za 1000 zł jak ktoś zechce im cokolwiek w kancelarii płacić ?
tak trzeba do sprawy podchodzić a nie bajać że rynek jest, samemu można się wszystkiego nauczyć a ludzie będą chcieli wam płacić grube pieniądze za wasze usługi.
Zebrać proponuję dane: aplikantów i następnie sędziów, adwokatów, radców, prokuratorów - ich liczbę z ostatnich lat, zweryfikować skąd mianowicie jest ich wiedza-uczelnie, i wykazać liczbowo. A tak - "teras bolska" :):):)
- zero kontaktu z wykładowcami, wszyscy pracują na kilku etatach
- brak miejsc w salach wykładowych i na ćwiczeniach
- chory zasady zapisywania się na ćwiczenia - ludzie siedzą całymi nocami przed komputerem żeby się zapisać a system USOS i tak nie działa
- poziom merytoryczny zajęć jest po prostu żenujący - kierownicy katedr klepią w kółko ich własne teorie i wymagają tych bzdur od studentów na egzaminach - są przedmioty na których zdawalność nie przekracza 7% a szanowna pani dziekan nic sobie z tego nie robi
- zero przekazanej wiedzy praktycznej - absolwenci tego wydziału nie potrafią napisać najprostszego pisma a są przeładowani małostkowymi teoryjkami wydumanych profesorów
Jeśli dziś nie idziesz na lekarza albo inżyniera dobrej specjalności to ze studiami w ogóle daj sobie spokój - zmarnujesz 5 lat, nic w głowie nie zostanie a i tak na koncu będziesz się starał o byle etat w urzędzie, w prywatnej firmie jako przynieś wynieś czy jako przedstawiciel handlowy ewentualnie jazda na zmywak albo do szparagów u niemca. Ze studiów na uniwerkach i prywatnych szkółkach żyją dobrze tylko ludzie tam pracujący a absolwent wychodzi wydojony, goły i wesoły.
Ważne jest to, że studia prawnicze to dziś kompletny bezsens, totalna porażka. Maturzysta który je wybiera jest naiwnym kretynem, który potem i tak będzie skomlał o jakąkolwiek pracę albo pojedzie ord razu na szparagi do niemca albo zmywak do anglii. Absolwentów prawa są tysiące co roku a pracy góra dla kilku setek.
Jeśli ktoś dziś nie nadaje się na lekarskie albo dobre inżynierskie studia to z innymi niech da sobie spokój bo tylko 5 lat zmarnuje i smaku sobie narobi. A nic z tego nie wyjdzie.
W ubiegłym roku egzamin wstępny na aplikację był średnio trudny - łatwiejszy niż 2008 i bardziej wymagający niz 2009.
Na tym egzaminie nie ma żadnej filozofii - i bez studiów mozna wykuć na pałę kodeksy i kilka ważniejszych ustaw - i bez problemu powinno się ten egzamin zaliczyć. Tym bardziej winna to być formalnośc dla osób, które 5 lat siedziały w prawie i kodeksach( pomijam osoby mające kłopoty zdrowotne czy osobiste)
A zdało go koło 20 % zdających, może trochę więcej wśród absolwentów
W prawie nie ma nic czego nie można zrobić znając teorię. Berzesz kodeks, ustawę, komentarz, opracowanie itp i piszesz. Chcesz napisać pismo procesowe, patrzysz jakie są elementy wymagane i piszesz. Jak nie chce się komuś czytać przepisów, to sobie bierze książkę z szablonami albo korzysta z szablonów w Lexie.
Jeżeli komuś sie nie chce argumentować, to sobie szuka jakiegoś wyroku SN na przykład i cytuje w pozwie albo opinii. itd.
Żeby być dobrym prawnikiem nie trzeba praktyki ale trzeba czytać i to dużo.
Prawo nie jest dziedziną wymagającą innej umiejętności jak czytanie i układanie słów. Praktyka jest potrzebna w dziedzina w których używa się innych zmysłów, których nie da się rzetelnie opisać słowami. Czy można opisać nacisk na strunę skrzypiec. Czy można opisać zapach oddechu cukrzyka, albo badanie palpacyjne opuchlizny itp... Do nauki tych rzeczy potrzebne jest użycie innych zmysłów.
To, że powtarzanie czynności zwiększa wprawę, jest oczywiste. Wprawa przychodzi z czasem, ale nie jest niezbędna do tego, żeby prawnik zrobił coś dobrze. Jak przeczyta - to zrobi.
Oni są w moich oczach gorsi niż Ślązacy w oczach Pisu
Nie wiem kto jest tępy. Jak zaczynałem na dzinnych, kończyłem na zaocznych, bo nie każdy ma rodziców, którzy go utrzymają.
Miałem mniej czasu na naukę, nie mogłem uczestniczyć we wszystkich ćwiczeniach bo wiele było tylko w tygodniu. Do wielu egzaminów uczyłem się więcej niż było potrzeba, bo na zaocznych asystenci często nie podawali czego się nie trzeba uczyć do egzaminu (nieraz i ponad pół książki).
A EGZAMINY BYŁY KODOWANE, WIĘC NIE BYŁO ODRÓŻNIENIA DZIENNI I ZAOCZNI. I skończyłem z lepszymi wynikami niż całe mnóstwo dziennych geniuszy. Więc daj sobie siana "dzienny", bo zdawałem z takimi jak ty egzaminy i poziomem nie błyszczeliście.
Klienci się znajda, jak korporacje znikną.
Ta sama śpiewka o upadającym rynku była w przypadku każdego monopolu. Pamiętasz telekomunikacje? Nie dało się taniej, nie dało się lepiej. Skończył się monopol, dało się taniej i lepiej.
Albo PKS. Nie dało sie taniej wozić pasażerów, wszystkie linie były nieopłacalne. Skończył się monopol na przewozy i jeżdżą setki busów i im się to opłaca.
Nie tylko pamięć prawnika jest nietrwała. I nie jest to problemem. Lekarz też nie pamięta wszystkich objawów chorób ani norm i parametrów badań. Od tego są książki.
Zapotrzebowanie musi regulowac rynek. Aby regulacja mogła się odbywać, rynek musi być wolny, aby mogło nastąpić jego wysycenie usługami. Puki są monopole korporacyjne - nie zadziała mechanizm rynkowy. Z kolei monopol korporacyjny jest zniechęcający dla klientów i dlatego ludzie nie chcą korzystąć z takich usług, odczuwając wewnętrznie, że płacą za dużo a dostają za mało i kiepskiej jakości. Każdy ma takie uczucie korzystając z usług monpolisty, bo monopol jest w interesie monpolisty a nie klienta.
A jakimś dziwnym trafem umk jest niżej od technikum prawniczego zwanego powszechnie UG.
Odnosząc się do dominującego w tym wątku krytycyzmu wobec maturzystów wybierających studia prawnicze, przedstawię subiektywny podział tych osób ze względu na motywącję, która w tym względzie rzutuje na ich decyzje:
a) marzyciele o karierze w zawodzie
b) tzw. sukcesorzy klanów korporacyjnych
c) ci, którzy nie wiedzą co robić w życiu z humanistycznym wykształceniem ogólnym
d) błyskotliwi karierowicze pewni swych predyspozycji zawodowych
e) idealiści nauki
Wiele osób zapewne skwituje w/w klasyfikację co najmniej ironicznymi komentarzami, ale tak to wygląda ;)
Połowa punktów to powinna być średnia z wszystkich egzaminów na aplikacje korporacyjne, a druga połowa - na ogólną (gdzie wyjątkowo nie traktuje się ludzi jak osłów i wymaga zastosowania wiedzy, a nie wkuwania ustaw szczegółowych na blachę). Taki ranking będzie miał jakiekolwiek przełożenie na oczekiwania kandydatów. Co mnie, jako studenta, obchodzi "liczba nowo zatrudnionych pracowników od 2009 roku w stosunku do wszystkich pracowników naukowych"?
Czy wyście wszyscy powariowali?
Należę niezaprzeczalnie do grupy "idealiści nauki" - prawdopodobnie najskromniejszej z wymienionych w zaprezentowanym zestawieniu, ale cóż... przynajmniej potencjalnie najbardziej kreatywnej (tzn. reprezentujących nieco inne podejście do prawa niż typowi "wstukiwacze", a mianowicie chcących się rozwijać w sensie naukowym także poza standardowym wymogiem konkretnego programu studiów).
Życie niestety nie zweryfikuje tego fenomenu za parę lat znowu trafią się banalne egzaminy na aplikacje i Ci ludzie zostaną właścicielami świetnie prosperujących kancelarii notarialnych. A zdolni i wykształceni zostaną bez patronów na zasiłku.
Jałowa dyskusja. Do tego co UG nazywa "technikum prawniczym". Widać, że nie zapoznał się z analizą MS, gdzie jest jasno pokazane, że studenci UG jako drudzy w kraju tak licznie zdają na aplikację radcowską.
Kryterium "ODSETEK OSÓB Z WYNIKIEM POZYTYWNYM Z DANEJ UCZELNI DO LICZBY OSÓB, KTÓRE PRZYSTĄPIŁY Z DANEJ UCZELNI " wygrywa Uniwersytet Łódzki. Na prawdę żaden uniwerek za studentów nie zda aplikacji. Czy się jest absolwentem Uniwersytetu Chrzanowskiego (jest taki?), czy UW - to dla pracodawcy i tak będzie mieć znaczenie drugożędne. Ważne żeby się dostać na aplikacje i basta.
Jak ktoś chce się naprawdę uczyć, to zawsze się gdzieś wkręci. A twoje rozżalenie jest spowodowane pewnie tym, że sama/sam studiowałeś/aś, ale albo Cię wyrzucili, albo musiałaś zrezygnować i teraz w wyniku frustracji gnoisz innych adeptów prawa. Polecam psychologa. Strzała