Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall powiedziała w środę na zakończenie roku szkolnego, że obowiązkowe pójście do szkoły w 2012 r. sześciolatków to dobra zmiana w systemie szkolnictwa.

"Uważam, że to jest dobra zmiana, ona wymaga jednak dalszej pracy, wysiłku zarówno samorządów, jak i rodziców" - powiedziała dziennikarzom szefowa MEN, która uczestniczyła w środę w Trąbkach Wielkich (Pomorskie) w zakończeniu roku szkolnego w miejscowej szkole podstawowej.

Przeciwko obowiązkowi wysłania sześciolatków do szkoły w przyszłym roku protestuje część rodziców. Zbierają oni podpisy w tej sprawie i chcą je złożyć pod projektem obywatelskim w Sejmie. Akcję zainicjowaną przez Karolinę i Tomasza Elbanowskich ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców poparło już ponad 160 tys. osób.

"Chcę przypomnieć wszystkim rodzicom, że po tej zmianie, od września 2012 r., absolutnie wrócimy do sytuacji, która już była kiedyś, że również można przyspieszyć lub opóźnić podjęcie obowiązku edukacji w szkole. Jeżeli rodzic będzie miał przeświadczenie, poparte informacją z przedszkola, że jego dziecko rzeczywiście rozwija się wolniej, może mieć jakieś kłopoty, po zasięgnięciu opinii w poradni psychologicznej-pedagogiczno również będzie mógł podjąć decyzję, żeby dziecko poszło później do szkoły. I czasem może to być decyzja bardzo dobra dla dziecka" - wyjaśniła Hall.

Minister podkreśliła, że poparcie rodziców dla pomysłu wysłania sześciolatków do szkoły stale wzrasta. "Na przykład na terenach wiejskich jeszcze dwa lata temu mieliśmy zaledwie czterdzieści kilka procent rodziców uważających, że szkoły są gotowe na przyjęcie sześciolatków, w tym roku jest to już 58 proc. rodziców" - zaznaczyła.

"Poczekajmy jeszcze kolejny rok wysiłku samorządów i ten odsetek będzie jeszcze lepszy. (...) Zawsze można mówić, że ten postęp nie jest zadowalający, bo nie jest to 100 proc. rodziców i pewnie gdzieś są trudności, gdzie w konkretnym miejscu w szkołach może być ciaśniej" - powiedziała Hall.

Podkreśliła, że rozumie także w tym kontekście niepokój niektórych rodziców. "Ja w pełni rozumiem rodziców, bo moim priorytetem jest, żeby szkoła była naprawdę przyjazna dla dziecka. I nie chodzi o to, czy dziecko ma być pięcio-, sześcio-, siedmio- czy ośmioletnie. Bo również dziecko ośmioletnie czy dziewięcioletnie i nawet gimnazjalista zasługuje na szkołę atrakcyjną, w której się rozwija i dobrze się czuje" - oceniła.

Hall pytana przez dziennikarzy o bilans swojej ministerialnej pracy powiedziała, że za największy sukces resortu uważa wprowadzenie nowej podstawy programowej i upowszechnienie edukacji przedszkolnej.

"W tej ostatniej dziedzinie rzeczywiście zanotowaliśmy ogromny postęp. Jest ponad 200 tys. więcej dzieci w przedszkolach, ponad 20 proc. więcej w miastach, a na wsiach jest wręcz podwojenie liczby dzieci w edukacji przedszkolnej. Nigdy nie było takiego skoku. Analizowaliśmy te dane aż od lat 70." - wyjaśniła Hall.

Pytana o swoje porażki minister Hall przyznała, że nadal ma poczucie niedosytu, ponieważ chciałaby, żeby wskaźnik dzieci chodzących do przedszkola wynosił ponad 90 proc., tak jak w wielu krajach europejskich. Przypomniała jednak, że cztery lata temu liczba dzieci korzystających z przedszkola wynosiła 40 proc., a dziś jest to 64 proc.

Hall zaznaczyła, że nową podstawą programową objęte są na razie dwa roczniki gimnazjum i dwa szkoły podstawowej. "W tej sprawie jeszcze wiele przed nami. Do 2015 roku te nowe metody pracy, czyniące szkołę bardziej atrakcyjną i lepiej postrzeganą przez uczniów, obejmą wszystkie roczniki" - zapowiedziała.

Wyjaśniła, że nowy program nauczania ma za zadanie m.in. "bardziej wychodzić naprzeciw indywidualnym potrzebom ucznia", dawać im wybór i stymulować do rozwoju".