W ciągu 10 lat nawet 1/3 publicznych uczelni wyższych może grozić likwidacja. To efekt niżu demograficznego. Z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wynika, że liczba maturzystów (potencjalnych studentów) spadnie w tym czasie o 30 proc. Dla uczelni może to oznaczać poważne problemy finansowe. Aby im zapobiec, resort nauki chce, aby uczelnie wprowadzały programy naprawcze. Te natomiast zawsze wiążą się z oszczędnościami.
Rektorzy już alarmują, że cięcia w pierwszej kolejności odbiją się na pensjach nauczycieli akademickich. Jeżeli zaczną oni zarabiać mniej, to bez żadnych skrupułów odejdą na inną uczelnię, która zapłaci im więcej.
– Bez wystarczającej kadry naukowej uczelnie stracą uprawnienia do prowadzenia studiów – mówi prof. Tadeusz Luty, honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.

Długi pogrążą uczelnie

Wprowadzenie programów naprawczych przez uczelnie publiczne przewiduje nowelizacja ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym. Przepisy dotyczące programów zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2012 r.
– W związku z tym, że z roku na rok jest coraz mniej studentów, istnieje zagrożenie, że uczelnie będą miały straty finansowe i będą musiały takie programy naprawcze wdrażać – mówi prof. Ryszard Cach, prorektor do spraw nauczania Uniwersytetu Wrocławskiego.
Resort nauki tłumaczy, że chce w ten sposób zmusić uczelnie do dostosowania oferty dydaktycznej do potrzeb rynku pracy i oczekiwań maturzystów. W innym wypadku mogą mieć problem z pozyskaniem studentów. Spadek ich liczby spowoduje ograniczenie poziomu finansowania szkół wyższych z budżetu, a to doprowadzi do zadłużania się uczelni – mimo mniejszej dotacji nadal będą one ponosiły te same koszty (utrzymania infrastruktury czy kadry akademickiej).

Trudno oszczędzać

Dlatego, żeby zapobiec długom, ministerstwo chce, by szkoły wyższe poszukiwały innych źródeł dochodu albo cięły koszty.
– Oprócz pieniędzy z dotacji budżetowej na kształcenie na studiach stacjonarnych uczelnia może też pozyskiwać pieniądze z dwóch innych źródeł: grantów badawczych oraz innych usług edukacyjnych, np. prowadzenia studiów niestacjonarnych – wskazuje prof. Tadeusz Luty.
Jednak nie każda szkoła oprócz działalności dydaktycznej prowadzi badania naukowe. Z roku na rok spada też zainteresowanie studiami niestacjonarnymi.
– Uczelnie mają z nich coraz mniejsze dochody – mówi prof. Włodzimierz Karaszewski, prorektor ds. ekonomicznych i rozwoju na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Uczelniom pozostaje szukanie oszczędności w infrastrukturze. Ale sprzedanie np. budynku, który należy do uczelni, wymaga zgody ministra skarbu państwa. A to nie jest proste.
– Ostatnio chcieliśmy odsprzedać jeden z budynków, ale ministerstwo uznało, że cena jest za niska i nie wyraziło na to zgody – podaje przykład prof. Włodzimierz Karaszewski.

Niższe wynagrodzenia

Rektorzy wskazują, że cięcia wymuszone programami naprawczymi w pierwszej kolejności odbiją się na wynagrodzeniach wykładowców.
– Uczelni najłatwiej oszczędzać na wynagrodzeniach, ale to nierozsądna decyzja i uczelnie powinny unikać takiego rozwiązania – mówi prof. Tadeusz Luty.
Tłumaczy, że szkoła, która zdecyduje się na obniżanie wynagrodzeń, może stracić część kadry, która odejdzie do uczelni, w której lepiej płacą. Ten problem może potęgować reforma szkolnictwa wyższego, która wprowadza ograniczenie w podejmowaniu pracy na kilku etatach. Już na drugie zatrudnienie nauczyciel akademicki będzie potrzebował zgody rektora. Jej brak ograniczy możliwości dorabiania przez naukowców.

Odwołany rektor

Rektor, który nie wdroży programu naprawczego albo nie osiągnie zakładanych rezultatów, zostanie zawieszony. Na jego miejsce zostanie powołana inna osoba.
– Obecnie rektor odpowiada nie tylko za sprawy akademickie, ale też za finansowe, mimo że nie zawsze ma wystarczającą wiedzę – mówi prof. Tadeusz Luty.
Jeśli minister zdecyduje się na jego odwołanie, ograniczony zostanie także zakres kompetencji organów kolegialnych uczelni. Jest to równoznaczne z całkowitym przejęciem przez ministra władzy w danej szkole wyższej.
– To duża ingerencja w autonomię uczelni – przyznaje prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Rektorzy już obawiają się, że minister będzie nadużywał tego prawa.

Studenci zapłacą

Jeśli uczelni w ciągu trzech lat od wdrożenia programu naprawczego nie uda się ograniczyć strat finansowych i uzyskać płynności, minister będzie mógł podjąć decyzję o jej likwidacji. To uderzy zwłaszcza w studentów. Uczelnia, która jest postawiona w stan likwidacji, musi zostać zamknięta w ciągu roku. Nie pozwoli im to na dokończenie już rozpoczętych studiów.
Co prawda rektor musi zapewnić im możliwość kontynuowania nauki. Ale najczęściej studenci dostają możliwość kształcenia jedynie na pokrewnym kierunku. Często też zdarza się, że są pozostawieni bez żadnej pomocy. W takiej sytuacji mogą szukać wsparcia u rzecznika praw studenta.