Ekonomiści, zwłaszcza młodzi, alarmują o nabrzmiewającym konflikcie pokoleń. Starzy żyją na koszt młodych. Z powodu finansowania zbyt wczesnych emerytur i niezasłużonych przywilejów państwo wydaje o wiele więcej, niż zarabia. Zaciąga więc długi, które spłacać będą musiały następne pokolenia.
Paweł Dobrowolski (rocznik 1972), ekspert Instytutu Sobieskiego, wyliczył, że na głowę statystycznego Polaka przypada do spłacenia 20 tys. zł i suma ta szybko rośnie. Jest to dług jawny. O wiele gorszy jest ten ukryty, wynikający z emerytalnych zobowiązań państwa, wynosi około 90 tys. zł na głowę. Oba szybko rosną. Młodzi, którzy będą te długi spłacać, jako emeryci nie mogą liczyć na więcej niż równowartość 30 proc. pensji. Ale to z ich składek i podatków dzisiejsze świadczenia są jeszcze równe prawie 60 proc. zarobków. To niejedyny powód do frustracji dla dzisiejszych dwudziestolatków. Prof. Henryk Domański (rocznik 1952) dorzuca następne. Opinia, że wykształcenie najskuteczniej chroni przed bezrobociem, okazuje się mitem. Wśród osób poszukujących pracy najwięcej jest absolwentów, także wyższych uczelni. W pogoni za tytułem magistra nie zorientowali się, że często jest to wykształcenie śmieciowe, tak jak śmieciowa jest teraz praca, którą udaje się zdobyć nielicznym. Po ukończeniu Wyższych Szkół Gotowania Lewą Ręką na Gazie (to określenie dr Tomasza Szlendaka – rocznik 1974) zarabiają 1200 zł brutto. A to oznacza, że już jedno dziecko, może zepchnąć taką rodzinę poniżej granicy ubóstwa. Są wszelkie powody do tego, aby za dziesięć lat zobowiązania nałożone na młode pokolenie bez jego zgody okazały się nie do udźwignięcia.
Jednak na rewolucję się nie zanosi, co do tego socjologowie także są zgodni. Są do tego wszelkie powody, mimo to nie tylko rewolucji, ale choćby buntu na wzór tego z 1968 r. nie będzie. Dlaczego? Bo mimo zablokowania szans rozwoju dzisiejsi 15-25-latkowie są o wiele bardziej zadowoleni z życia niż inne grupy wiekowe. Nabrzmiały konflikt pokoleniowy jest bowiem łagodzony przez międzypokoleniowe transfery płynące tym razem od starszych do młodszych. Pokolenie 1200 zł brutto mieszka i stołuje się u rodziców, koegzystując w pokojowej atmosferze. Mama daje wikt i opierunek, dziecko uczy rodziców korzystania z internetu, w zamian za wsparcie finansowe pomaga opanować nowe technologie. Starsze pokolenie ma też do zaoferowania coś o wiele cenniejszego – sieć znajomości i powiązań towarzyskich, które przy poszukiwaniu pracy okazują się bezcenne. Korzysta się z nich dzisiaj bez żadnych dylematów moralnych, to oczywistość. To jest także przyczyna petryfikowania się struktury społecznej. Rodzice mający wysoką pozycję społeczną w hierarchii społecznej potrafią też dobrze umiejscowić swoje dziecko. Rodzice, którym tej pozycji brak – niczego dzieciom nie są w stanie ofiarować. Pozycja, podobnie jak dobra materialne, też stała się dziedziczna.
Młode pokolenie w Polsce, tak jak w innych krajach UE, za najbardziej prestiżowych uważa 40-50-latków, czyli generację swoich rodziców. Na żaden konflikt pokoleń więc się nie zanosi. Także dlatego że młodzi nie potrafią ze sobą współpracować. Każdy rozwiązuje własne problemy w swojej mikroskali. Są w stanie zmobilizować się do wysiłku w celu zdobycia kolejnego gadżetu (posiadanie gadżetów określa pozycję w grupie rówieśniczej), ale na wielkie słowa i idee pozostają głusi. Socjologowie uważają, że to nieprawda, iż o zwycięstwie Platformy w wyborach 2007 r. zadecydowali młodzi, za rzadko korzystają ze swoich praw wyborczych. Dla naukowców nie będzie więc niespodzianką, gdy te nadchodzące także zlekceważą. To dla nich niezrozumiała i archaiczna celebra. Dlaczego w dobie internetu trzeba osobiście iść, żeby wrzucić papierowe kartki do drewnianej skrzynki? Gorzej, że równie archaiczne i niezrozumiałe stają się dla nich struktury państwa. I politycy, którzy je reprezentują. Nie umieją więc odpowiedzieć na pytanie, po co im takie państwo?
Inspiracją do felietonu była debata w Fundacji Batorego „Młodzi jako problem i wezwanie”.