Firmy szkoleniowe, które pozyskały dotacje z UE, znalazły sposób na to, żeby mieć mniej pracy i więcej środków dla siebie. Zamiast same organizować szkolenia, na które dostały unijne dofinansowanie, wolą je kupować na rynku od innych przedsiębiorców.
Od stycznia realizatorów projektów w Programie Operacyjnym Kapitał Ludzki obowiązują sztywne limity dotyczące kosztów administracyjnych. Zostały wprowadzone, ponieważ wcześniej firmy zawyżały te wydatki. Te znalazły jednak sposób, jak mieszcząc się w limicie, mieć mniej zadań w projekcie. Coraz częściej firmy, które otrzymały unijne pieniądze na organizację szkoleń we własnym zakresie, występują do urzędów marszałkowskich z prośbą o zgodę na zakup gotowych usług szkoleniowych na rynku. Wtedy nie muszą organizować cateringu, zatrudniać trenerów, drukować materiałów, gdyż tym wszystkim zajmuje się podwykonawca.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego przestrzega przed takimi praktykami. Realizator projektu może mieć podwykonawców, ale powinien przewidzieć ich zatrudnienie na etapie ubiegania się o dofinansowanie. Jeśli we wniosku zobowiązał się do samodzielnej realizacji szkoleń, niedopuszczalne jest kupowanie ich na zewnątrz. Konsekwencje odstępstwa od tej zasady dla firmy mogą być dotkliwe.
– Może to zostać ujawnione podczas kontroli projektu. W takiej sytuacji mamy prawo odebrać beneficjentom część przyznanego dofinansowania – podkreśla Karina Bedrunka, dyrektor z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego.
Same firmy uważają, że takie działanie zakłóca uczciwe reguły gry. Poza tym obniża jakość szkoleń.
– Zlecenie usług szkoleniowych w całości na zewnątrz mija się z celem realizacji takich projektów. Firma staje się tylko pośrednikiem w wydawaniu unijnych pieniędzy. Jeżeli ktoś podejmuje się realizacji projektu, znaczy, że się na tym zna i ma doświadczenie i kwalifikacje – podkreśla Joanna Kasprzak-Dżyberti, właścicielka biura doradczego Dobry Projekt.