Dla większości nauczycieli koniec roku wiąże się ze zdobywaniem kolejnego stopnia awansu zawodowego. Do 30 czerwca mają czas na złożenie niezbędnych dokumentów. Jeśli egzamin lub postępowanie zakończy się zaliczeniem, nauczyciel od września otrzymuje awans i wyższą pensję. Tyle że taki system faktycznie nie weryfikuje wiedzy i przygotowania nauczycieli.
Już 3 lata temu Najwyższa Izba Kontroli (NIK) wezwała rząd do zmiany zasad awansu zawodowego nauczycieli. Ten do tej pory niewiele w tej sprawie zrobił. Jedyne działanie, jakie podjął, czyli przygotowanie tzw. karty 2, utknęło w martwym punkcie. Od kontroli NIK liczba nauczycieli z najwyższymi stopniami awansu wzrosła więc do 82 proc. To oznacza, że rzesza prawie pół miliona pedagogów ma zagwarantowaną stałą pracę i brak motywacji do dalszego kształcenia.

Egzamin to formalność

„DGP” postanowił sprawdzić, czy od ostatniego raportu NIK (2008 r.) uszczelniono system zdobywania przez pedagogów statusu nauczycieli mianowanych i dyplomowanych.
O takie dane zwróciliśmy się do 16 kuratorów oświaty, gdzie przeprowadzane jest postępowanie kwalifikacyjne na stopień nauczyciela dyplomowanego oraz do 20 gmin, które z kolei organizują egzamin na nauczyciela mianowanego.
W województwie lubelskim na 1767 osób przystępujących do egzaminów na stopień nauczyciela dyplomowanego nie zdały zaledwie 4. Tyle samo spośród 1076 osób na stopień mianowanego. Z kolei w mazowieckim na 2818 osób ubiegających się o status nauczyciela dyplomowanego nie zdało 17. Natomiast w woj. podkarpackim na 1643 osoby tylko 10 otrzymało negatywną ocenę dla stopnia nauczyciela dyplomowanego. W tym samym województwie egzaminu na nauczyciela mianowanego nie zaliczyły dwie osoby z 1003 przystępujących.
Z kolei 100-proc. zdawalność jest w województwie świętokrzyskim. Tam do postępowania kwalifikacyjnego przystąpiło 1014 osób i tyle samo zaliczyło egzamin. Podobnie jest też w Gdyni.

Zły system

Po zebraniu tych danych zapytaliśmy więc MEN, dlaczego nie zmienia systemu, skoro ten nie funkcjonuje. Co więcej, nie jest też, jak to wskazywał NIK, powiązany z rozwojem i jakością nauczania w szkołach.
W odpowiedzi udzielonej „DGP” resort napisał, że obszar statusu zawodowego nauczycieli jest sferą niezwykle społecznie wrażliwą, a zbyt szybkie zmiany łatwo wywołują poczucie destabilizacji w środowiskach oświatowych. W efekcie po trzech latach z systemem awansu nauczycieli nie zrobiono nic.
– Dane zebrane przez „DGP” pokazują, że egzamin i postępowanie są fikcją, polegającą wyłącznie na gromadzeniu w teczkach dokumentów i opowiedzeniu przed komisją o swojej pracy – mówi Edmund Wittbrodt, senator i były wiceminister edukacji narodowej.



Tchórzliwi dyrektorzy

W efekcie zdobycie kolejnego stopnia awansu zawodnego nie jest powiązane z efektywnością i jakością pracy nauczycieli, ale formalnością do zdobycia kolejnej podwyżki. To powoduje, że pedagodzy nie konkurują między sobą, bo każdy, kto dostanie etat stażysty, dochodzi do najwyższego stopnia awansu.
– Wina leży po stronie dyrektora szkoły, który każdemu nauczycielowi daje zgodę na ubieganie się o kolejny stopnień awansu zawodowego, nawet gdy ten na to nie zasłuży – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Dodaje, że dyrektor powinien korzystać z prawa do weryfikacji umiejętności każdego stażysty, tak aby np. po 10 miesiącach pracy powiedzieć mu, czy się w ogóle do tego zawodu nadaje.
Z tymi argumentami nie zgadzają się dyrektorzy szkół.
– To prawda, że pracodawca powinien decydować, kiedy i jak awansować nauczyciela, ale my nie mamy takiej możliwości. Jeśli nauczyciel zbierze wymagane dokumenty, to nie możemy ich odrzucić – mówi Marek Pleśniar, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Krytycznie o systemie awansu zawodowego wypowiadają się też przedstawiciele samorządów. Również oni uważają, że nie każdy nauczyciel dyplomowany, który najwięcej zarabia, ma najlepsze wyniki w nauce z uczniami.
– W ciągu 10 lat nauczyciel osiąga najwyższy stopień, ale nie idzie to często w parze z podwyższaniem kwalifikacji i większymi osiągnięciami w nauce – potwierdza Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.

Konieczne zmiany

Pomysłów do zmian w systemie awansu nauczycieli jest wiele. Jak na razie pozostają w sferze planów. Poza rządem wszyscy zainteresowani widzą jednak konieczność ich szybkiego uchwalenia.
– Zmiany są nieuniknione, m.in. z powodów ekonomicznych. Dlatego musi być stworzony kolejny stopień awansu zawodowego, który wypełni lukę między okresem od osiągnięcia statusu nauczyciela dyplomowanego a przejściem na emeryturę – proponuje Sławomir Broniarz.
Niezbędne jest również wprowadzenie mechanizmów, które utrudnią zdobycie kolejnego stopnia. To wymaga powiązania z jakością pracy nauczyciela.
Pomysł ZNP krytykują jednak dyrektorzy szkół.
– To bez sensu. Za kilka lat znów wyczerpie się następny stopień awansu i problem powróci – mówi Marek Pleśniar.
Zarządzający szkołami mają więc własne pomysły na rozwiązanie tej kwestii. Ich zdaniem płace zasadnicze nauczycieli powinny być zrównane, a o ich podwyższeniu powinno decydować zaangażowanie w pracę z uczniami. Proponują również wprowadzenie cyklicznego egzaminu, który nauczyciele zdawaliby np. co 5 lat. Dzięki temu ich wiedza i kompetencje byłyby weryfikowane na bieżąco.
Edmund Wittbrodt uważa natomiast, że tylko 30 proc. nauczycieli powinno być zatrudnionych w szkołach na stałe. Natomiast pozostali – na kilkuletnich kontraktach. Z kolei MEN proponuje możliwości powierzania nauczycielom posiadającym różne stopnie awansu zawodowego funkcji koordynatorów lub liderów, którzy będą wdrażać zmiany w szkołach.
Ta mnogość pomysłów świadczy tylko o tym, że sami zainteresowani widzą konieczność zmian. Wydaje się, że wypracowanie kompromisu nie byłoby tak trudne, jak uważa MEN. Na konkrety zapewne przyjdzie jednak poczekać. Bo te ustali już kolejny rząd.