Wspólnie z resortem zdrowia rektorzy ds. dydaktycznych przygotowują nowe programy z uwzględnieniem praktycznej nauki zawodu na VI roku nauki. To wiąże się z wydatkami - mówi profesor Jerzy Kruszewski, przewodniczący Komisji ds. Kształcenia Naczelnej Rady Lekarskiej.
Sejm uchwalił nowelizację ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty. Zgodnie z nią od przyszłego roku akademickiego, tj. od 2012 roku, zmieni się program nauczania studentów kierunków lekarskich. Co to oznacza dla uczelni?
Przede wszystkim konieczność przygotowania nowych programów nauczania oraz dodatkowe inwestycje. Prace nad tym pierwszym zagadnieniem już się rozpoczęły. Wspólnie z resortem zdrowia rektorzy ds. dydaktycznych przygotowują nowe programy z uwzględnieniem praktycznej nauki zawodu na VI roku nauki. To wiąże się z wydatkami. Żeby studentom zapewnić zajęcia praktyczne, uczelnie będą musiały stworzyć centra nauczania klinicznego. To będą miejsca, gdzie studenci kierunków lekarskich mogliby ćwiczyć i zdobywać nowe umiejętności. Aby mogły to robić skutecznie, uczelnie będą musiały kupić dodatkowy sprzęt dydaktyczny, fantomy do ćwiczeń, a nawet zatrudniać aktorów – pozorantów.
Ile takie zmiany mogą kosztować uczelnie i skąd dostaną na to pieniądze?
Nie chcę szacować globalnej kwoty. Na pewno dla poszczególnych uczelni te wydatki będą znaczące. Zależą one bowiem od tego, jakim wyposażeniem już teraz dysponują. Z szacunków części uniwersytetów medycznych wynika, że na zakup dodatkowych pomocy dydaktycznych, na zatrudnienie kadry dydaktycznej będą musiały wydać nawet 30 mln zł. Pieniądze na ten cel mają pochodzić z budżetu resortu zdrowia. Pytanie tylko, ile docelowo resort przeznaczy na zmianę programu nauczania, a co się z tym wiąże, zakupu sprzętu. Jeżeli będzie szukał oszczędności, to odbije się to na jakości kształcenia przyszłych lekarzy.
Jakie zmiany w związku z tym czekają studentów kierunków lekarskich?
Żeby mogli uczyć się praktycznie zawodu, należy zmniejszyć grupy studentów. Obecnie tworzy je nawet kilkanaście osób i uczą się pod nadzorem jednego prowadzącego. To jest niestety mało efektywne. Muszą liczyć się również z tym, że będą częściej uczyć się na fantomach czy poprzez kontakt z aktorami, którzy tylko odtwarzają dane sytuacje. Prawdziwi pacjenci nie muszą bowiem godzić się na to, żeby studenci ich badali.