W związku ze zniesieniem w niedzielę barier na niemieckim rynku pracy dla obywateli ośmiu nowych państw UE rząd w Berlinie zapowiada zaostrzenie walki ze zjawiskiem pracy na czarno oraz zaniżaniem wynagrodzeń. Związkowcy żądają zaś jednolitej płacy minimalnej.

"Szczególnie w takich dziedzinach, jak budownictwo, sprzątanie budynków, opieka nad osobami starszymi i chorymi oraz gastronomia będziemy przeprowadzać wzmożone kontrole" - zapowiedziała w rozmowie z tygodnikiem "Bild am Sonntag" niemiecka minister pracy Ursula von der Leyen. Federalna Agencja Pracy, a także urzędy celne i ubezpieczeń społecznych mają sprawdzać, czy pracodawcy zgodnie z prawem wypłacają płace minimalne oraz uiszczają składki na ubezpieczenie społeczne.

Według niemieckiego ministra finansów Wolfganga Schaeublego w związku z zaostrzeniem kontroli na rynku pracy zwiększona zostanie liczba personelu odpowiedzialnych instytucji. Rząd w Berlinie powołał też międzyresortową grupę zadaniową, która będzie walczyć z nadużywaniem zasady swobodnego przepływu siły roboczej. Na jesień planowane jest nadzwyczajne posiedzenie tej grupy, na którym przedstawiony zostanie bilans pierwszych kilku miesięcy po zniesieniu barier na rynku pracy.

"Swoboda przepływu pracowników jest wielką szansą dla Niemiec i wspólnej Europy. Ale nie traktujemy tej sprawy naiwnie. Pracodawcy i pracownicy mogą być pewni, że będziemy naciskać na dotrzymanie obowiązujących regulacji" - powiedział Schaeuble na łamach "Bild am Sonntag".

W ocenie minister von der Leyen rocznie przybędzie do Niemiec około 100 tysięcy chętnych do podjęcia pracy z ośmiu nowych krajów UE, w tym Polski. Minister dodała, że nie należy obawiać się większych obciążeń dla niemieckiego systemu socjalnego w związku z dodatkową imigracją zarobkową. "Przeważającą część (imigrantów) stanowić będą młodzi, wykształceni i mobilni pracownicy ze wszystkich grup zawodowych" - oceniła von der Leyen. Opowiedziała się ona także za wprowadzeniem płac minimalnych w kolejnych branżach niemieckiej gospodarki.

W niedzielę wygasł siedmioletni okres przejściowy, w którym kraje dawnej Piętnastki mogły utrzymywać ograniczenia w dostępie do swych rynków pracy dla obywateli ośmiu państw Europy Środkowej i Wschodniej, które weszły do UE w 2004 r. Jednak tylko w Niemczech i Austrii bariery obowiązywały przez pełne siedem lat ze względu na obawy przed wzmożonym napływem taniej siły roboczej.

Sondaże wskazują, że wśród niemieckiej opinii publicznej obawy te wciąż są obecne, pomimo uspokajających wypowiedzi polityków, ekspertów, a nawet związków zawodowych. Szef Niemieckiej Federacji Związków Zawodowych (DGB) Michael Sommer poparł podczas niedzielnych demonstracji z okazji Święta Pracy zniesienie barier dla pracowników ze wschodnioeuropejskich państw UE. "Jesteście mile widziani!" - oświadczył na wiecu w Kassel. Zastrzegł, że nie dotyczy to jednak pracodawców, którzy liczą jedynie na tanią siłę roboczą ze wschodu.

Także Związek Zawodowy Przemysłu Budowlanego, Rolnictwa i Ochrony Środowiska (IG BAU) ostrzegł w niedzielę przed nadużywaniem przez nieuczciwych pracodawców zasady swobody przepływu pracowników oraz swobody świadczenia usług. "Będą próbowali zatrudniać pracowników tymczasowych ze wschodniej Europy za dumpingowe wynagrodzenia - powiedział w Hamburgu szef IG BAU Klaus Wiesehuegel, cytowany przez agencję dpa. - Obawiamy się, że pracownicy z państw wschodnioeuropejskich będą otrzymywać najniższe stawki, poniżej pięciu euro (za godzinę)".

Związkowcy żądają wprowadzenie w Niemczech ustawowej płacy minimalnej we wszystkich branżach na poziomie 8,5 euro brutto za godzinę oraz zrównania wynagrodzeń pracowników zatrudnionych na stałe i tymczasowych. Płace minimalne obowiązują w Niemczech w nielicznych branżach, w tym w budownictwie, sprzątaniu budynków, opiece nad osobami starszymi i chorymi czy ochronie osób i mienia.