Nowelizacja prawa o szkolnictwie wyższym daje uczelniom szansę na zmodernizowanie skostniałego systemu kształcenia. Jednak środowisko akademickie ocenia ją sceptycznie. Twierdzi, że narzuca uczelniom obowiązki, ale nie wyjaśnia, jak się z nich wywiązywać
Reforma szkolnictwa wyższego ma doprowadzić do tego, by wykształcenie zdobyte na studiach było przydatne na rynku pracy. Tak nowe rozwiązania przedstawiają ich autorzy, a wśród nich Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego. – Modernizacja, autonomia i jakość to fundamenty reformy uczelni – wylicza.
Nowe prawo wejdzie w życie już w październiku. Jego efekty poznamy jednak najwcześniej za trzy lata, kiedy uczelnie opuszczą pierwsi objęci nim studenci. Eksperci już są przekonani, że zmiany nie uzdrowią uniwersytetów, i przepowiadają ich fiasko.

Pozorna swoboda

Większość najistotniejszych zmian w prawie o szkolnictwie wyższym narzuciła Unia Europejska. Zgodnie z jej wytycznymi wdrażane są Krajowe Ramy Kwalifikacji. Odwracają one tradycyjny system kształcenia na uczelniach. Już nie będzie liczył się proces nauczania, ale jego efekt. Oznacza to, że uczelnia nie będzie musiała prowadzić wyznaczonej przez ministerstwo liczby zajęć dydaktycznych – nie z tego zostanie rozliczona. Będzie zobowiązana kształcić tak, by absolwent po ukończeniu nauki osiągnął wyznaczone przez KRK wiedzę, umiejętności i kompetencje.
Pozwoli to szkołom wyższym tworzyć własne autorskie programy. Jednak, mimo że reforma da uczelniom swobodę w prowadzeniu studiów i kształtowaniu nowych kierunków, narzuca na szkoły także mechanizmy kontrolne. Nie będą mogły one swobodnie zwiększać limitów miejsc na bezpłatnych studiach, a ich autorskie programy zostaną sprawdzone przez Polską Komisję Akredytacyjną. To dobre rozwianie, bo nie pozwoli na zwiększanie liczby miejsc na kierunkach, które nie są potrzebne polskiej gospodarce. Z drugiej strony autonomia szkół w tym zakresie zostanie zawężona.

Zawiedziona kadra

Eksperci zastanawiają się też, jak uczelnie zastosują się do wymogu jednoetatowości. Nauczyciel akademicki będzie mógł pracować tylko na jednym etacie. Na drugi będzie potrzebował zgody rektora. Ale to ograniczenie obejmie tylko tych, którzy są zatrudnieni na uczelniach publicznych. Dlatego rektorzy już się obawiają, że kadra akademicka ucieknie do prywatnych szkół.
Wprowadzając do ustawy ten przepis, resort nauki chciał poprawić jakość kształcenia – nauczyciele poświęcą więcej czasu na pracę na jednej uczelni, byliby też bardziej dostępni dla studentów.
Jednak wymóg ten będzie można obejść – pracując na umowach cywilnoprawnych albo w ramach własnej działalności gospodarczej lub zatrudniając się na pierwszym etacie w uczelni niepublicznej.

Podzieleni studenci

Różne opinie na temat zmian w szkolnictwie wyższym przedstawiają też studenci. Parlament Studentów Rzeczypospolitej obiema rękami podpisuje się pod nowelizacją. Jednak inna organizacja, Demokratyczne Zrzeszenie Studenckie, wielokrotnie bojkotowała, reformę szkolnictwa, organizując m.in. publiczne protesty. Krytyczne głosy dotyczą głównie wprowadzenia odpłatności za drugi kierunek studiów. Zdaniem DZS studenci stracą możliwość bezpłatnego studiowania na nieograniczonej liczbie kierunków. To prawda. Jednak zdaniem Dominiki Kity, przewodniczącej PSRP, pozwoli to na zwolnienie przez wielokierunkowców miejsc na bezpłatnych studiach osobom, które teraz muszą płacić.
Zwiększenie bezpłatnych miejsc o 40 tys. jest celem resortu nauki. Jednak wątpliwe jest, czy tak się stanie. Zgodnie z jej założeniami każdy student będzie mógł rozpocząć studia na bezpłatnym kierunku. Ale ci, którzy nie osiągną bardzo dobrych wyników w nauce, po prostu za nie zapłacą. Zamiast zwolnić miejsc na bezpłatnych studiach, tak samo jak jest obecnie, będą one zablokowane, z tą różnicą, że to bogatsi studenci będą je okupować.
Resort nauki uspokaja, że wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek studiów to jedynie proteza, która jest potrzebna, aby wdrożyć reformę. Zakłada ona, że uczelnie będą prowadzić studia międzykierunkowe – w ten sposób dylemat, czy studiować na jednym, czy dwóch kierunkach, sam się rozwiąże. Ministerstwo optymistycznie zakłada, że uczelnie stworzą na tyle elastyczne studia, aby zaspokoić chęć łączenia różnych kierunków przez studentów.



Znaki zapytania

Najwięcej wątpliwości wzbudza fakt, że mimo przyjętych zmian uczelnie nadal nie wiedzą, jak z nich korzystać. Rektorzy wciąż nie znają odpowiedzi na wiele pytań. Na przykład – jak zorganizować monitoring karier absolwentów. Nowe prawo narzuca taki obowiązek, ale już nie precyzuje, jak szkoły powinny zbierać informacje.
– Brakuje narzędzi do prowadzenia systematycznych badań o ścieżkach zawodowych absolwentów – mówi Lesław Piecucha ze Stowarzyszenia Edukacja dla Przedsiębiorczości.
Rektorzy nie wiedzą też, jak tworzyć programy nauczania, kierując się KRK. Dlatego część z nich zapowiada, że na razie będzie się trzymać starego sytemu.
Może się okazać, że motorem napędowym dla szkół wyższych będzie niż demograficzny. Jeśli nie zmodernizują skostniałego systemu nauczania i dostosują się do nowych wymogów, przegrają z konkurencją walkę o studenta.
Z opinii ekspertów wynika, że szkolnictwo wyższe jest na wysokim poziomie w tych krajach, w których jest dobrze dofinansowywane. W Polsce zarobki młodych naukowców nie osiągają nawet poziomu średniej krajowej. Dlatego kuszeni wyższymi wynagrodzeniami zaraz po zrobieniu doktoratu uciekają do zagranicznych placówek naukowych. Zaś profesorowie opowiadają, że za artykuły w popularnych gazetach dostają podobne wynagrodzenia jak za książkowe publikacje naukowe. Jakości szkolnictwa nie zmieni żadna reforma, dopóki uczelnie nie zaczną konkurować o najlepszych uczonych oraz gwarantować im możności rozwoju.
PRAWO
Co się zmieni dzięki ustawie
Uczelnie
● nie będzie sztywnych standardów kształcenia, uczelnie z uprawnieniami habilitacyjnymi same napiszą program studiów;
● kształcenie będzie przebiegać we współpracy z pracodawcami i na ich zlecenie;
● zniesiony będzie wymóg zatwierdzania przez ministra nauki regulaminów studiów i statutów uczelni.
● wprowadzony zostanie obowiązkowy monitoring kariery zawodowej absolwentów.
Studenci
● na drugim kierunku studiów będą mogli bezpłatnie studiować tylko najlepsi;
● powstanie katalog opłat których uczelnia nie będzie mogła pobierać od studentów;
● wzrosną stypendia socjalne kosztem stypendiów naukowych – z równego podziału na 60 proc. i 40 proc.;
● więcej studentów będzie uprawnionych do stypendiów socjalnych.
Nauczyciele akademiccy
● wykładowca podejmie pracę maksymalnie na dwóch etatach;
● zlikwidowane zostanie stanowisko docenta;
● skróci się procedura habilitacyjna. Na stanowisku profesora będzie mógł być zatrudniony doktor, który w innym państwie przez co najmniej pięć lat kierował zespołami badawczymi;
● wykładowca, który będzie chciał zdobyć tytuł profesora, poza dokonaniami badawczymi będzie się musiał wykazać wkładem w rozwój młodej kadry naukowej.
Uczelnie powinny kształcić elity. Nowy system do tego nie doprowadzi
Ireneusz Białecki | profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Czy reforma poprawi jakość kształcenia?
To zależy od tego, jak szkoły wykorzystają nowe przepisy. Reforma wprowadza ułatwienia dla uczelni w tworzeniu nowych programów i kierunków. Pozwoli to na lepsze dopasowanie oferty edukacyjnej do potrzeb rynku pracy.
Mając swobodę w tworzeniu programu, uczelnie będą rezygnować z najdroższych zajęć.
Może się tak stać. Liczy się dyplom uczelni, a nie to, co za nim stoi. Następuje dewaluacja dyplomu. Jednak to zaczyna się powoli zmieniać. W sytuacji niżu demograficznego najlepsze uczelnie powinny konkurować i już konkurują o studenta.
Oferując mu lepszą jakość?
Dla kandydata nie zawsze cenna jest ta jakość. Maturzyści, wybierając studia, kierują się różnymi motywami. Już od kilku lat mówi się o nadprodukcji prawników czy pedagogów. A mimo to te kierunki wciąż są najbardziej popularne. Uczelnie nadal tworzą studia, które mają wątpliwe przełożenie dla gospodarki, np. marketing w języku angielskim czy zarządzanie wiekiem. Kandydaci się na to decydują. Niektórzy specjalnie wybierają łatwe studia.
Do czego to prowadzi?
Do coraz większego różnicowania się poziomu szkół i jakości dyplomów. Kiedy rynek pracy to dostrzeże, a już zaczyna, spadnie liczba chętnych na byle jakie studia. Wówczas albo wzrośnie popyt na dobre szkoły i kursy zawodowe, albo zmienią się studia licencjackie. Będą lepiej przygotowywać zawodowo, a wartość licencjatu wzrośnie na rynku pracy. Jednak do tego szkoły wyższe powinny się przystosować. Na razie rynek pracy nie ceni dyplomu licencjata. Dlatego prawie wszyscy licencjaci kontynuują naukę na studiach magisterskich. To marnotrawstwo.
Powstaną mechanizmy motywujące kadrę akademicką do lepszej pracy?
Nowe przepisy zmuszają naukowców do gry pod parametry. Ważna będzie liczba publikacji, cytowań czy ankieta wypełniania przez studentów. A to są pozory. Lepiej raz na rok napisać dobrą pracę naukową, niż spełniać liczbowe parametry. Nowy system może podniesie wydajność naukową i dydaktyczną uczelni, ale może też zdeformować pracę akademicką.
A więc może się okazać, że polskie uczelnie nie awansują w światowym rankingu szkół wyższych?
Nawet jeśli awansują z czwartej do trzeciej setki rankingu, może to być zmiana iluzoryczna. Uczelnie poniżej 200. miejsca są porządkowane już w kolejności alfabetycznej. Chodzi o to, by szkoły wyższe miały motywację do pracy odpowiadającej potrzebom społecznym. Aby tworzyły wysokiej jakości elity i kadry profesjonalistów, postawy innowacyjne. Istnieje obawa, że zaproponowane zmiany do tego nie doprowadzą.