Prawie cztery tysiące chętnych na jedną ofertę w urzędzie pracy – tak wygląda bezrobocie na koniec lutego w powiecie golubsko-dobrzyńskim (woj. kujawsko-pomorskie). Podobnie jest w powiecie łaskim (woj. łódzkie) – ponad 3,7 tys., łomżyńskim (woj. podlaskie) – ponad 2,5 tys. czy w węgorzewskim (woj. warmińsko-mazurskie) – ponad 2,4 tys. Tak wynika z danych, które „DGP” zebrał w wojewódzkich urzędach statystycznych.

Za drogami etaty

– To świadczy o trudnej sytuacji, zwłaszcza na lokalnych rynkach. Choć oczywiście trzeba pamiętać, że do urzędów pracy trafia tylko 25 – 30 proc. ofert zatrudnienia, jakie pojawiają się na rynku – mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
Eksperci uważają, że dużego zróżnicowania regionalnego nie da się szybko zmienić.
– Głównie dlatego, że na wielu obszarach nie ma inwestycji, które tworzą nowe miejsca pracy. Barierą dla ich powstawania jest też zły stan lokalnej infrastruktury – zauważa prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. To dlatego tak ważna jest budowa dróg ekspresowych, zwłaszcza na wschodzie Polski. Niestety na razie rząd z tego zrezygnował.
Profesor Henryk Domański z Polskiej Akademii Nauk zwraca z kolei uwagę, że mało nowych miejsc pracy jest także tam, gdzie władze samorządowe i przedsiębiorcy słabo korzystają z dotacji unijnych przyznawanych na różnorodne przedsięwzięcia. W efekcie doskwiera nie tylko mała liczba etatów, ale także ich jakość. Te, które pojawiają się w urzędach pracy, często są mało atrakcyjne – proponuje się w nich minimalne zarobki albo pracę na pół etatu.

Składka NFZ psuje rynek

Drugą stroną oblicza oficjalnego polskiego bezrobocia jest jednak fikcja. Wiele osób latami, często pracując w szarej strefie, tkwi w rejestrach tylko po to, aby mieć prawo do bezpłatnej opieki lekarskiej. Spora jest też grupa osób, którym bardziej opłaca się oficjalny status bezrobotnego – wtedy otrzymują pomoc socjalną, a gdyby poszli do legalnej pracy, ich dochody by na to nie pozwalały.
– Bezrobocie jest u nas bardzo duże, ale pracowników trudno znaleźć. Bezrobotni oczekują często zarobków zbyt wysokich w stosunku do ich kwalifikacji – narzeka Wawrzyniec Biegus, właściciel firmy Podłogi z Drewna w Jeleniej Górze. Dodaje, że zdarza się, że po trzech dniach pracy żądają, aby zapłacić im zarobione pieniądze, a potem znikają.
Inne zdanie na ten temat ma z kolei Leszek Balon, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Węgorzewie. – Bezrobotni sporadycznie odmawiają przyjęcia oferowanej propozycji pracy. Przy tym po sprawdzeniu okazuje się, że w większości przypadków były to odmowy uzasadnione – twierdzi. Głód pracy na tym terenie potwierdza Leszek Wojtczuk, właściciel zakładu budowlano-brukarskiego. – Niemal codziennie przychodzą do mnie osoby w różnym wieku i pytają, czy nie mam jakiegoś płatnego zajęcia – mówi Wojtczuk.
PRAWO
Ostrzejsze kary dla bezrobotnych
Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy musi brać udział w różnych formach aktywizacji – np. szkoleniach, stażach czy praktykach w firmie – które oferują jej pośrednicy i doradcy zawodowi. Zwalnia ją od tego choroba. Jeśli odmówi, straci swój status. Co ważne – ze względu na problemy, jakie miały z dyscyplinowaniem bezrobotnych urzędy pracy – od 1 lutego 2009 roku zaostrzono tę sankcję. Do tamtej pory bezrobotny był wyrejestrowywany tylko na 3 miesiące. Obecnie traci status na:
● 120 dni w przypadku pierwszej odmowy,
● 180 dni przy drugiej,
● 270 dni przy trzeciej i każdej kolejnej.
Art. 33 ust. 4 pkt 3 ustawy z 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (t.j. Dz.U. z 2008 r. nr 69, poz. 415 z późn. zm.).