Nowa ustawa o refundacji leków pozwoli zaoszczędzić na lekach, ale nie pacjentom. To państwo wyda mniej. Eksperci sceptycznie też oceniają dostępność do leków po wejściu w życie nowych rozwiązań. Protestuje branża farmaceutyczna.
To już walka na noże. W cieniu debaty o OFE Sejm ma zdecydować o rewolucji w branży farmaceutycznej. Dziś ma się odbyć drugie czytanie nowej ustawy o refundacji leków. Jej skutki możemy odczuć już od przyszłego roku. Efekt jest taki, że na co dzień skłócona branża producentów leków, hurtowni i aptek po raz pierwszy w historii zwarła szyki. Po przeciwnej stronie są Ministerstwo Zdrowia i koalicyjni posłowie. Pacjenci są zdezorientowani – czy ceny leków wzrosną? Istnieje niebezpieczeństwo, że w obawie przed podwyżkami przed końcem roku rzucą się do aptek.
Niestety, nikt nie wie, jak będzie naprawdę. Eksperci z firm badających rynek twierdzą, że dopłaty do leków wzrosną o średnio 17,5 proc. i przedstawiają szczegółowe kalkulacje. Ministerstwo twierdzi, że ceny spadną, ale żadnych symulacji nie pokazuje.
Nikt nie kocha koncernów
Dzięki nowej ustawie hurtownie obniżą marże z 8,9 do 5 proc., więc ceny będą niższe. – Z cen powinni zejść też producenci, skoro teraz obniżają je w formie różnych promocji – mówi minister zdrowia Ewa Kopacz.
Ustawa uniemożliwi promocje. Żadnego leku refundowanego nie będzie można sprzedać taniej, niż ustali ministerstwo z producentem. To ma wyeliminować walkę aptek o pacjenta. Ceny i marże będą stałe. Producent, który zaoferuje lek taniej, zapłaci karę w wysokości aż 3 proc. obrotów lub trafi do więzienia nawet na 8 lat. – Nikt nie zmusza firm do starania się o to, by ich leki były refundowane – tłumaczy te ostre reguły gry Artur Fałek, dyrektor departamentu polityki lekowej i farmacji MZ. A Kopacz przypomina, że leki refunduje się z publicznych pieniędzy i wydaje się na to ponad 8 mld zł rocznie. Ustalenie zasad leży więc w gestii rządu.
Jednak ministerstwo ani NFZ nie refundują w 100 proc. leków. Część kosztów ponoszą pacjenci, i to niemałą. Kiedy w latach 2008 – 2009 udało się obniżyć poziom dopłat pacjentów z 35 proc. do 30, mówiono o sukcesie. Po wdrożeniu nowej listy leków refundowanych w 2010 r. pacjent znowu dopłaca 35 proc., najwięcej w Unii. Ale NFZ zaoszczędził. Jednak według Światowej Organizacji Zdrowia poziom dopłat niebezpieczny dla pacjenta to powyżej 25 proc.
Kolejny zysk dla pacjentów, który widzi w nowej ustawie resort, to leki bezpieczniejsze i nowocześniejsze. Mają być wreszcie będą pieniądze na badania medykamentów. Firmy farmaceutyczne zapłacą na ten cel składkę wysokości 3 proc. ich obrotów. – Na zmianach skorzystają finanse państwa. Ograniczenia w promocji leków mogą być korzystne też dla pacjentów, bo na decyzję o zakupie leków recepturowych nie powinna wpływać reklama – mówi „DGP” Anna Wójcik, ekspert Ernst & Young (przy pracach nad ustawą nie reprezentuje żadnej firmy ani organizacji związanej z farmacją). Podkreśla jednak, że rząd nie przedstawił analizy skutków finansowych dla pacjentów i branży (to obowiązkowy element projektów, który Kopacz pominęła). Jednak większość ekspertów i prawników, nawet spoza branży farmaceutycznej, nie zostawia na ustawie suchej nitki.
Taniej, ale nie dla pacjenta
Resort zdrowia chwali się, że już teraz mamy najniższe w UE ceny leków refundowanych. To prawda. Po rabatach są jeszcze średnio o 7 proc. tańsze. Czy po zmianach leki będą kosztować jeszcze mniej?
Eksperci twierdzą, że pacjenci zapłacą więcej. Zestawienie skutków zmian przygotowała m.in. firma PharmaExpert. Założyła, że producenci opuszczą ustalone z resortem ceny o 10 proc. (bo nie będzie promocji), ale to automatycznie obniży dopłaty do innych leków. Bo ministerstwo ustala poziom refundacji w oparciu o lek najtańszy z danej grupy (w Polsce leki są podzielone ze względu na działanie terapeutyczne). A więc dopłaty do droższych leków będą niższe. – Pacjenci zapłacą średnio o 17,5 proc. więcej – mówi Piotr Kula z PharmaExpert. Dużych podwyżek można spodziewać się przy lekach przeciwdrgawkowych i przeciwzakrzepowych – nawet o 80 – 100 proc.
Dostępne leki? Raczej nie
Według resortu leki mają być bardziej dostępne. Według branży – to nieprawda. Część producentów może się wycofać z list refundacyjnych, żeby nie podlegać ustawie. Zdesperowany pacjent zapłaci więcej. A państwo nic.
Może ubyć też aptek. W ciągu roku nawet o 2 tys. (teraz jest 13,5 tys.). Apteki zarabiają na promocjach 20 – 25 tys. zł rocznie. Dla małych aptek to dużo, po wejściu w życie ustawy to źródło wyschnie.
Apteki nie będą wieszać dużych szyldów. Hurtownicy po obniżeniu marż przestaną kredytować apteki i dowozić leki na zawołanie. Teraz apteka dostaje średnio 2,5 dostawy dziennie.
Co ciekawe, o sztywne ceny i marże od lat zabiegali aptekarze, którzy bali się konkurencji ze strony aptek sieciowych. Teraz żałują.
Kary ponad miarę
Ustawa każe producentom leków podpisywać weksle, że w razie jakiejkolwiek nieprawidłowości, np. pomyłki o 1 grosz przy sprzedaży czy podejrzenia o reklamę, podda się w ciągu 7 dni egzekucji do 3 proc. rocznych obrotów. Bez prawa odwołania czy wyjaśnienia. Dla giełdowych spółek oznacza to obowiązek zawiązania rezerw, nawet jeśli nigdy ukarane nie będą.
– To nieproporcjonalne kary, przepisy ustawy godzą w konstytucję – twierdzą pytani przez nas eksperci, profesorowie Michał Kulesza i Zbigniew Ćwiąkalski.
Na dodatek już na etapie prac w Sejmie wprowadzono zmiany, które uderzą w szpitale i najciężej chorych. Teraz w ramach chemioterapii dobiera się najskuteczniejszy preparat. Po zmianie szpital będzie musiał wybrać najtańszy lek lub sam zapłaci różnicę. Pacjent dopłacić nie będzie mógł. Kontrowersyjnym rozwiązaniem jest też pay back – jeśli pacjenci będą kupować leki za często, więcej, niż zaplanował rząd (na refundację chce przeznaczyć 17 proc. budżetu NFZ), na nadwyżkę złożą się firmy.
– Wszyscy wiedzą, że ustawa jest zła, ale każdy, kto ją krytykuje, dostaje od rządu łatkę lobbysty firm farmaceutycznych – mówi Paweł Sztwiertnia, dyrektor związku firm innowacyjnych Infarma.
Polacy zdezorientowani, nie wierzą obietnicom
Choć dla rządu ustawa refundacyjna jest priorytetem, społeczeństwo niewiele o niej wie. Temat jest dla wielu ludzi ważny, jednak przyćmiły go debaty związane z OFE czy deficytem finansów publicznych. Z badania opinii publicznej przeprowadzonego przez firmę SMG/KRC wynika, że:
● 60 proc. Polaków twierdzi, że nie słyszało o planowanych zmianach zasad refundacji leków. Jednak zdaniem autorów wynik ten jest zaniżony, bo zasada jest taka, że badani niechętnie przyznają się do niewiedzy;
● z pozostałych 40 proc. jedynie co trzeci respondent przyznał, że słyszał, o co w zmianach chodzi. A więc oznacza to, że tylko 15 proc. Polaków uważa, że wie, co zawiera rządowy projekt;
● Polacy nie chcą sztywnych cen. Aż 57 proc. jest pewnych, że zmiany będą niekorzystne. Jedynie 33 proc. respondentów spodziewa się korzyści z ustalenia i zagwarantowania jednolitych cen leków refundowanych w aptekach;
● Zdecydowanie więcej, bo aż 68 proc. Polaków obawia się zamrożenia wydatków Narodowego Funduszu Zdrowia na refundację leków. Zdecydowanie dobrze tę propozycję ocenia 3 proc. respondentów, a raczej dobrze – 19 proc.;
● Co ciekawe, zamrożeniu wydatków na refundację najczęściej przeciwne są osoby młode oraz w średnim wieku. Wśród seniorów rośnie odsetek osób, które nie są pewne, jakie będą skutki ustawowych zmian.
Badanie zrealizowała w dniach 11 – 12 marca firma MillwardBrown SMG/KRC na grupie 1002 osób.
PRAWO
W Europie ceny są sztywne, ale miękkie
Zgodnie z danymi Komisji Europejskiej spośród państw stosujących ustawowe regulacje cen 15 wybrało ceny maksymalne – jak Polska, Francja czy Luksemburg. Oznacza to, że od ceny zapisanej na liście leków refundowanych odliczane są podczas dystrybucji różne marże i promocje, na których zarabiają apteki, ale też oszczędzają pacjenci. Nowa ustawa, nad którą pracuje parlament, ma to zmienić – w Polsce nie będzie już można stosować marż i promocji.
Sztywne ceny ma 10 państw: Dania, Finlandia, Grecja, Hiszpania, Irlandia, Niemcy, Słowenia, Szwecja, Wielka Brytania, Włochy. Ale systemy refundacyjne są tam inne niż obecnie obowiązujący w Polsce, a współpłacenie przez pacjentów waha się od 1 do ponad 20 proc. (w Polsce wynosi zaś ok. 35 proc. i jest najwyższe w Europie). Na przykład w Austrii i Wielkiej Brytanii sztywna marża oznacza, że aptekarz dostaje określoną kwotową stawkę za wydanie leku (odpowiednio 5 – 10 euro, a w Wielkiej Brytanii 6,65 funta). Taksy za wydanie nie płacą kobiety w ciąży, uczniowie, emeryci, a dla osób często realizujących recepty ustalany jest roczny limit, po przekroczeniu którego dostają leki bez marży. Tam również nie zakazuje się rabatów. (Źródło: Komisja Europejska, WHO)
Jeśli producent sprzeda preparaty taniej niż po cenie ustalonej z resortem zdrowia, może iść do więzienia nawet na 8 lat
Komentarze(16)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze2. co komu szkodzą 2,5 3,5 lub nawet 4,5 dostawy dziennie leków do aptek
obrotów lub trafi do więzienia nawet na 8 lat. "
Nie rozumiem o co tu chodzi ,Czy rząd ma nadwyżkę pieniędzy i chce zasilać
bogate korporacje farmaceutyczne ?
Bo emeryt mający 800 zł.emerytury nie wykupi 3 leków po 30 zł. bo mu wstyd
było się przyznać przed lekarzem ,że te leki są dla niego za drogie.
obrotów lub trafi do więzienia nawet na 8 lat. "
Nie rozumiem o co tu chodzi ,Czy rząd ma nadwyżkę pieniędzy i chce zasilać
bogate korporacje farmaceutyczne ?
Bo emeryt mający 800 zł.emerytury nie wykupi 3 leków po 30 zł. bo mu wstyd było przyznać się lekarzowi ,że go na te leki nie stać.
było się przyznać przed lekarzem ,że te leki są dla niego za drogie.