Rząd przymierza się wreszcie do zrewolucjonizowania systemu opieki zdrowotnej. Ulga podatkowa dla posiadaczy prywatnych polis i możliwość finansowania ubezpieczeń z pieniędzy zakładowego funduszu świadczeń socjalnych stworzy warunki do rozwoju prywatnej służby zdrowia i lepszego wykorzystania istniejącej infrastruktury.
To wciąż jeszcze tylko propozycja resortu zdrowia, ale projekt ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach medycznych już w poniedziałek ma trafić do konsultacji.
Posiadacz prywatnej polisy będzie miał możliwość leczenia się w publicznym szpitalu. Co więcej, na zabiegi i wizyty u lekarzy będzie czekał krócej niż pacjenci bez polisy. To się nie podoba posłom opozycji. Twierdzą, że taki system będzie różnicował pacjentów na lepszych i gorszych. Rząd zapewnia jednak, że to właśnie dzięki pacjentom, których będzie stać na prywatne ubezpieczenie, skrócą się kolejki, a szpitale będą miały więcej pieniędzy na poprawę warunków. Zyskają na tym bogaci i biedniejsze osoby bez polis. Operacje dla dodatkowo ubezpieczonych będą wykonywane po godzinach przeznaczonych dla pacjentów NFZ. Urządzenia, laboratoria i sale operacyjne nie będą stały bezużyteczne, gdy szpitalom skończy się limit narzucony przez fundusz.
Plany rządu krytykują też prywatne centra medyczne, których ulga nie obejmie. Boją się, że stracą klientów na rzecz towarzystw ubezpieczeniowych. Domagają się więc równego traktowania. Wskazują, że tylko wtedy do publicznego systemu lecznictwa wpłynie więcej pieniędzy.
Przykładem kraju, w którym prywatne polisy zdrowotne istnieją obok systemu publicznego, jest m.in. Wielka Brytania. Dodatkowe ubezpieczenia ma tam ponad 20 proc. osób. Rząd zakłada, że w Polsce docelowo prywatne ubezpieczenie może mieć nawet 10 proc. pacjentów. Przyniosłoby to publicznemu systemowi lecznictwa 4,5 mld zł rocznie.
Według ekspertów plany rządu to krok w dobrym kierunku, tylko że zbyt ostrożny.
– Pacjent musi mieć także możliwość wyboru ubezpieczyciela, któremu chce powierzyć składkę obowiązkową – mówi Mariusz Ignatowicz z PwC.
Takiej możliwości nie ma, bo obowiązkowa składka musi być płacona do NFZ. A bez konkurencji trudno będzie uzdrowić system lecznictwa.
Osoby, które wykupią dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, skorzystają z ulgi w PIT. Odpiszą od dochodu wydatek, który na niego poniosą. Takiej możliwości nie będzie miał natomiast posiadacz popularnego abonamentu. Z ulgi nie skorzysta też osoba, która idzie do prywatnego gabinetu lekarza i za wizytę płaci bezpośrednio po jej zakończeniu.
Rząd przekonuje, że takie ograniczenia spowodują, że więcej osób będzie zainteresowanych prywatnymi polisami. A im więcej ich będzie, tym ich ceny będą niższe, bo ryzyko, które poniosą z ich tytułu firmy ubezpieczeniowe, rozproszy się na większą liczbę osób. Ponadto, co też nie jest dla rządu bez znaczenia, więcej pieniędzy trafi do publicznych szpitali, bo zyskają dodatkowe źródło finansowania. Mają też na tym skorzystać pacjenci, których nie stać na polisę i leczą się tylko za pieniądze z NFZ.

Krótsze kolejki

Projekt ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych zakłada, że ktoś, kto zdecyduje się na wykupienie prywatnej polisy, zyska możliwość ominięcia szpitalnej kolejki – szybciej wykona zabieg, a także zyska dostęp do świadczeń niefinansowanych przez NFZ. Rząd zapewnia, że nie będzie to tożsame z tym, że osoba z polisą będzie operowana przed innymi osobami czekającymi w kolejce albo wypchnie z niej innego pacjenta.
– W wyniku wprowadzenia takiego rozwiązania kolejki w szpitalach będą krótsze – ocenia Dorota Fal, ekspert Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU).
Będzie to spowodowane tym, że dzięki pacjentom z dodatkowymi polisami szpital będzie mógł wykonywać więcej zabiegów i operacji, czego nie może robić teraz, bo ograniczają go limity narzucone przez NFZ. Szpital zyska więcej pieniędzy, które będzie mógł zainwestować np. w poprawę standardu i jakości usług.



Ulga dla wybranych

Głównym elementem, który ma motywować Polaków do kupowania prywatnych polis zdrowotnych, ma być ulga podatkowa.
– To niewątpliwa zachęta. Pytanie, czy faktycznie resort finansów w obecnej sytuacji się na to zgodzi – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej.
Ministerstwo Finansów nie chce na razie jednoznacznie komentować tego pomysłu.
– Wprowadzenie kolejnych ulg podatkowych powinno zostać poprzedzone dogłębną analizą, której bez konkretniejszych danych nie sposób przeprowadzić – mówi jedynie Magdalena Kobos, rzecznik prasowy resortu finansów.
Ulga to tylko jeden z mechanizmów proponowany w projekcie ustawy, który ma zachęcić do kupowania polis. Ministerstwo Zdrowia chce również, aby firmy mogły finansować je swoim pracownikom z pieniędzy z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych (ZFŚS). Z tego samego, z którego zwraca się im np. koszty wypoczynku, tzw. wczasy gruszą.

Bez abonamentów

Ani z ulgi, ani z możliwości sfinansowania opieki medycznej z ZFŚS nie skorzystają te osoby, które posiadają abonament. A dotyczy to 2 mln osób. Tyle bowiem ma zapewniony dostęp do lekarzy specjalistów i badań dzięki pakietom zdrowotnym oferowanym przez prywatne centra medyczne.
To może, zdaniem firm abonamentowych, zniechęcić klientów do kupowania ich oferty. Dodatkowo eksperci podkreślają, że może spowodować, że firmy zaczną ograniczać zakres swoich usług. Natomiast jeżeli pacjenci z abonamentami zaczną z nich rezygnować i kupować polisy ubezpieczeniowe, nie spowoduje to zwiększenia ogólnej liczby osób korzystających z prywatnego leczenia.
– Tym samym nie można mówić o korzyściach dla publicznego systemu lecznictwa – mówi Robert Mołdach, ekspert ds. ochrony zdrowia Pracodawców RP.
Resort zdrowia zapowiadając przygotowanie założeń do projektu ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach, zapewniał, że wejście w życie ustawy nie odbije się negatywnie na firmach abonamentowych. Od lat popyt na ich usługi był wysoki, ponieważ pracodawcy mogą wliczyć zakup pakietów w koszty prowadzenia działalności. Poza tym nie jest ona obarczona takim ryzykiem jak w przypadku polis zdrowotnych. Abonamenty nie obejmują bowiem tzw. wysokich ryzyk chorobowych (skomplikowane zabiegi), polisy zdrowotne już tak.
Stetoskop i pieniądze. / ST