Leszek Balcerowicz miał rację: pieniądze z obniżonej składki do OFE mogą nie zmniejszyć zadłużenia państwa, ale zostaną skonsumowane. Resort pracy chce przeznaczyć część na zasiłki.
Pieniądze, które zostaną w budżecie po obniżce składki do OFE, nie pójdą, jak deklarował rząd, wyłącznie na redukcję długu publicznego. Część – ponad 1 mld zł – może zostać skonsumowana.
Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej, zapowiada w rozmowie z „DGP”, że od listopada wzrośnie kryterium dochodowe uprawniające do zasiłków na dzieci. Dzięki temu otrzyma je więcej rodzin. Pieniądze na zasiłki poszłyby z obciętej składki do OFE.
– Nie możemy marnować pieniędzy z budżetu. Dlatego tak mi zależy na ograniczeniu przelewów do OFE, które drenują budżet. Lepiej przeznaczyć je na politykę rodzinną – mówi Jolanta Fedak. Jest w tej kwestii pewna wsparcia ministra finansów. Ale Jacek Rostowski mówi „DGP”, że reforma OFE ma ograniczać dług, a nie zwiększać wydatki.
Ekonomiści z prof. Leszkiem Balcerowiczem od dwóch miesięcy ostrzegają: pieniądze, które nie trafią do funduszy, nie obniżą naszego zadłużenia, ale sfinansują bieżącą konsumpcję. Pierwszy sygnał, potwierdzający te obawy dotarł z resortu pracy w ubiegłym miesiącu. Ministerstwo wycofało się z reformy systemu rentowego (o czym pisaliśmy 24 stycznia). Nie będzie dostosowania rent do wysokości emerytur, przez co ZUS nie zaoszczędzi do 2020 roku 11,5 mld zł.
Kolejny ruch to zapowiadane podwyższenie kryterium dochodowego. Fedak tłumaczy swój pomysł malejącą liczbą dzieci otrzymujących zasiłki, które zostały zamrożone od 2004 roku. Ministerstwo już w 2009 roku planowało podniesienie kryterium i świadczń. Miało to kosztować 1,9 – 2,3 mld zł rocznie. Ale z badań Anny Kurowskiej z Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że nawet 8 proc. świadczeń trafia do 20 proc. najbogatszych gospodarstw domowych.
– Lepszym rozwiązaniem niż podnoszenie kryteriów byłaby taka modyfikacja systemu, aby zachęcał do aktywności i podwyższania własnych dochodów. Pomoc państwa nie powinna koncentrować się na zasiłkach, ale na zapewnieniu dostępu do tanich usług – mówi Anna Kurowska.
Nawet zwolennicy wyższych kryteriów dochodowych, jak dr Marek Rymsza z UW, twierdzą, że pieniądze na ten cel nie powinny pochodzić z OFE.
Propozycje minister Fedak nijak się mają do uzdrawiania finansów publicznych. – To populistyczna i krótkowzroczna polityka – kwituje je Wiktor Wojciechowski z Fundacji FOR, członek Rady Monitorującej „DGP”.
Jeśli rząd na bieżącą konsumpcję wyda pieniądze, które nie trafią do OFE, wzrosną i jawny dług publiczny, i dług ukryty w ZUS. To droga do niewypłacalności.