Zaproponowane przez Centrum im. Adama Smitha rozwiązanie, aby zlikwidować OFE i wprowadzić socjalną emeryturę państwową przypomina system obowiązujący w Nowej Zelandii. Tam państwowe świadczenie wynosi 30 proc. średniej krajowej pensji. U nas – 60 proc. ostatniej pobieranej pensji.
Aktualne średnie miesięczne wynagrodzenie netto w Nowej Zelandii oscyluje wokół 3 tys. dolarów nowozelandzkich (ok 6,6 tys zł). Gwarantowana przez państwo emerytura zależna jest od stanu cywilnego emeryta: w przypadku singli wynosi 1,3 tys. dolarów, lecz dla małżeństw już tylko 1 tys. dolarów na osobę netto miesięcznie. Świadczenie wypłacane przez nowozelandzki rząd jest całkowicie niezależne od wcześniejszych zarobków emeryta ani nawet od tego, czy w ogóle za życia pracował. Otrzymać je może każdy legalny rezydent Nowej Zelandii, który skończył 65 lat i przemieszkał w kraju przynajmniej 10 lat między 20. a 65. rokiem swojego życia.
Takie wprowadzone w 2007 roku rozwiązanie zachęciło Nowozelandczyków do oszczędzania na własną rękę. Robią to głównie w specjalnym utworzonym w tym celu systemie KiwiSaver, którego gwarantem jest państwo. Różni się on od OFE: nie jest obowiązkowy, pracodawca wpłaca do niego 2 proc. wysokości pensji pracownika, a sam pracownik 2, 4 lub 8 proc. swojego wynagrodzenia. Obywatel ma możliwość wycofania pieniędzy z systemu w szczególnych sytuacjach, np. gdy chce kupić dom, jest ciężko chory albo zamierza wyjechać z kraju na dłużej niż 12 miesięcy. Może również zawiesić składkę na okres do pięciu lat.
Na koniec grudnia w czteromilionowej Nowej Zelandii w KiwiSaver oszczędzało 1,6 mln obywateli. Działa na nich także specyficzny straszak, którego używa rząd: raz na jakiś czas powtarza, że emerytura nie jest gwarantowana i nie wiadomo, czy dzisiejsi 40-latkowie w ogóle będą mogli liczyć na jakikolwiek zasiłek od państwa. Wszystko można zmienić jedną ustawą.
Czy taki system zdałby egzamin w Polsce? Zdania są podzielone. – Ludzie muszą mieć wybór, co zrobić ze swoimi pieniędzmi. Trzeba codziennie mówić im, że jeżeli nie zaczną oszczędzać, to za emeryturę państwa starczy im na przysłowiową owsiankę – mówi Robert Gwiazdowski z Centrum Adama Smitha. Innego zdania jest prof. Witold Orłowski. – Polacy nie potrafią oszczędzać. Myślą, że za 7 proc. odkładane do OFE będą jeździli na wakacje na Wyspy Kanaryjskie. Dobrowolny system nowozelandzki nie zda u nas egzaminu – uważa ekonomista.