Jeśli w perspektywie pięciu lat nie podwyższymy wieku emerytalnego, to nie będzie gwarancji wypłaty emerytur i rent w perspektywie dziesięciu i dalszych lat - powiedziała w środę PAP prof. Irena Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej.

Podczas seminarium zorganizowanego w środę w Warszawie przez fundację im. Konrada Adenauera i Instytut Spraw Publicznych Kotowska mówiła, że podniesienie wieku emerytalnego jest konieczne. "Nie możemy kierować się tylko przyzwoleniem społecznym" - dodała.

"W najbliższych dwóch dekadach istotnie spadnie liczba osób w wieku produkcyjnym, a wzrośnie w wieku emerytalnym. Poza tym stan zdrowia osób starszych jest coraz lepszy i mogą dłużej pracować. Coraz później też wchodzimy na rynek pracy wydłużając okres kształcenia. Wszystkie te przyczyny wskazują na konieczność wydłużenia wieku emerytalnego" - powiedziała Kotowska.

Jej zdaniem, alternatywą dla nie wydłużania wieku emerytalnego może być tylko podniesienie składek emerytalnych. "Temu jestem jednak przeciwna, bo obecnie są one już wysokie i stanowią barierę dla zwiększania liczby pracowników" - argumentowała Kotowska.

W opinii Kotowskiej jak najszybciej trzeba zrównać w Polsce wiek emerytalny kobiet i mężczyzn tak, by kobiety pracowały do 65. roku życia tak, jak mężczyźni. "Powinno to dotyczyć osób, które będą przechodziły na emeryturę za 5-10 lat" - dodała. Jej zdaniem, w perspektywie najbliższych 10 lat należy podwyższyć powszechny wiek emerytalny zarówno dla kobiet jak i mężczyzn do 67 lat. "Reforma musiałaby być przeprowadzona sukcesywnie i objąć osoby mające do 40 lat" - zaznaczyła.

Obecnie kobiety w Polsce mogą przechodzić na emeryturę w wieku 60 lat, a mężczyźni 65.

Według Kotowskiej osoby mające dziś 50, czy 55 lat znajdą miejsce na rynku pracy jednakże pod warunkiem, że pracodawcy zrozumieją, że są to dla nich cenni, bo doświadczeni pracownicy. "Pracodawcy muszą też sobie uzmysłowić, że lada moment będzie im brakowało pracowników" - dodała. Jednocześnie podkreśliła, że istotne jest pokonanie bariery mentalnej, "by ludzie zrozumieli, że dłuższe pozostawanie na rynku pracy jest koniecznością".

Podczas konferencji porównano polski system emerytalny z systemem niemieckim, który w ostatnich latach został istotnie zreformowany. W 2001 r. zrównano w Niemczech wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, który wynosi teraz 65 lat. Od 1 stycznia 2012 r. ma wejść ustawa wydłużająca sukcesywnie wiek emerytalny dla wszystkich pracujących - do 67 lat.

Zgodnie z niemiecką reformą, 67 lat będą musiały pracować osoby urodzone w 1964 r. i później. Jednakże, jeśli ktoś zechce przejść na emeryturę wcześniej, w wieku 65 lat, to otrzyma świadczenie, tyle że o 7,2 proc. niższe od emerytury w pełnym wymiarze. Gdyby chciał odejść w wieku 62 lat, byłaby ona niższa o 18 proc. Jak zaznaczył prof. Hans Joachim Reinhard z Instytutu Maxa Plancka w Monachium, "ta obniżka będzie miała charakter stały, gdyż nawet po osiągnięciu obowiązującego wieku emerytalnego, świadczenie osoby, która odeszła wcześniej, będzie niższe".

System niemiecki przewiduje też zasiłki, które można dostać przed emeryturą, np. po utracie pracy w wieku 58 lat. Jak poinformował Reinhard, nie jest to jednak duża kwota. Wynosi 359 euro miesięcznie plus dodatek na czynsz i ogrzewanie i ma charakter okresowy.

Jak wyjaśniał Reinhard, zbliżająca się perspektywa wydłużenia wieku emerytalnego zaczyna wywoływać w Niemczech protesty, głównie związków zawodowych. Argumentują one, że wystarczyłoby podwyższenie składki emerytalnej o 0,5 proc., by uniknąć podwyższania wieku emerytalnego.

Składka emerytalna w Niemczech wynosi obecnie prawie 20 proc. pensji pracownika. Z tego ok. 10 proc. płacą pracodawcy, a pozostałe ok. 10 proc. pracownicy.