Wszelkiego rodzaju przejawy łamania etyki zawodowej będą wyraźniej piętnowane. Dlatego w każdym instytucie będą musiały powstawać tzw. komisje dyscyplinarne.
Reforma nauki wprowadziła zaostrzone zasady postępowania dyscyplinarnego wobec pracowników instytutów badawczych. Co to dla nich oznacza?
Wszelkiego rodzaju przejawy łamania etyki zawodowej będą wyraźniej piętnowane. Dlatego w każdym instytucie będą musiały powstawać tzw. komisje dyscyplinarne. Będą one zajmować się np. przypadkami naukowców, wobec których pojawia się zarzut popełnienia plagiatu. Wobec nich komisje będą mogły stosować karę upomnienia, nagany lub zostanie na nich nałożony zakaz pełnienia funkcji kierowniczych przez pięć lat. Po pewnym okresie kary ulegają anulowaniu. Uważam jednak, że to zdecydowanie za małe restrykcje. Mają one raczej znaczenie symboliczne. Za świadomy plagiat pracownik naukowy powinien być wykluczony ze środowiska naukowców raz na zawsze lub na wiele lat.
Reforma nauki miała również spowodować podwyższenie wynagrodzeń pracowników naukowych. Czy tak się stanie?
O tym zdecyduje sytuacja finansowa instytutu. Przede wszystkim ma on przynosić zysk. Inaczej instytut nie utrzyma się na rynku. Jego dyrektor będzie mógł przyznać nagrody – tzw. trzynastki – dla pracowników, tylko jeżeli instytut wygospodaruje znaczący zysk. Wcześniej warunkiem ich przyznania było osiągnięcie jakiegokolwiek zysku, a źródłem wypłaty nagród był fundusz płac. W związku z tym należy się spodziewać, że w wielu instytutach wartość takich nagród drastycznie spadnie. Tym samym przestaną one mieć charakter trzynastej pensji.
A jakich przepisów zabrakło w ustawie, a które mogłyby umożliwić dyrektorom instytutów lepsze zarządzanie?
W ustawie zabrakło wystarczających narzędzi, które pozwoliłyby im prowadzić skuteczną politykę kadrową. Oceną pracowników naukowych zajmują się wyłącznie rady naukowe. Moje doświadczenia z ubiegłych lat wskazują na to, że skala ocen pracowników naukowych stosowana przez rady naukowe jest bardzo często zbyt spłaszczana. Zdarzało się, że grupa z ocenami celującymi i bardzo dobrymi zamykała się w punktacji 250 – 3000 punktów. Dla miernych i negatywnych ocen brakowało już miejsca. Problem ten być może rozwiązałby zapis ustawowy narzucający proporcjonalną skalę ocen pracowników naukowych. Mając świadomość, że pewna część pracowników nie rozwija się naukowo na miarę nawet skromnych oczekiwań, a z drugiej strony mając do dyspozycji co najmniej dobre ich oceny, dyrektor instytutu badawczego staje się bezradny przy selekcji pracowników do prowadzania badań naukowych.
Komentarze (1)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeKrótki tekst Profesor na dziewięciu etatach Metro, 2010-01-14, zawiera taki zestaw informacji, że trzeba by napisać szereg artykułów, a gruncie rzeczy co najmniej sporą książeczkę, aby odbiorca poznał kontekst i rzeczywistość akademicką, taką jaka ona jest.
Póki co skoncentruję się tylko na jednym zdaniu „ Uczelnie godzą się na takich pracowników, bo naukowców brakuje. „ objaśniającym konieczność zatrudniania wieloetatowców i tolerowania fikcji akademickiej.
Otóż to nie jest objaśnienie tylko wyprowadzenie czytelnika w pole. Na takich pracowników nie godzą się uczelnie, tylko rektorzy, bo to rektorzy zarządzają uczelniami.
I to rektorzy godzą się na siebie samych mimo, że są często wieloetatowcami, współtwórcami fikcji akademickiej ! Czyli inaczej mówiąc – są fikcjonariuszami, zamiast funkcjonariuszami służby publicznej /społecznie użytecznej.
Bez trudu można w internecie znaleźć informacje jak to senat uczelni kierowanej przez jednego, czy drugiego rektora, udziela zgody temu rektorowi, aby nie tylko uczelnią kierował, ale dorabial sobie na innej uczelni, czy gdzieś na innym boku. Wiadomo, że rektor zarabia najwięcej na etacie w swoim miejscu pracy i nie jest to mało, ale skoro chce zarabiać jeszcze więcej, podobnie jak i inni, to zgodę otrzymuje, bo to on z kolei decyduje komu pozwoli, a komu nie, z tej kadry na dorabianie. Układ jest czytelny i funkcjonuje bardzo dobrze w przeciwieństwie do uczelni.
Klasyczyne uzasadnienie tej patologii –
1. wieloetatowość musi być bo płace są małe
2. brak jest naukowców, a studentów coraz więcej
Rzecz w tym , że to jest prawda, ale inaczej, jak się pozna kontekst tej prawdy.
Skoro wieloetatowcami są najczęściej najlepiej zarabiający to widać, że większe zarobki nie likwiduja wieloetatowości tylko ją potęgują!
Można twierdzić, bez większego ryzyka o pomyłkę, że wzrost zarobków przy zachowaniu obecnego prawa i pozostałych parametrów zwiększy, a nie zmniejszy wieloetatowość !
Niewątpliwie stosunek liczby naukowców do studentów zmnieszył się znacznie w ostatnich 20 latach, ale robiono wiele, jeśli nie wszystko, aby tak było, żeby mieć znakomity argument do zachowania, a nawet wzrostu wieloetatowości. Gdyby naukowców przybyło wtedy trzeba by pracować solidnie na 1 etacie, bo i ten by można było stracić. Jeśli jednak utrzymamy liczbę naukowców na stałym poziomie, a zwiększymy ilość studentów, to na wieloetatowość będzie stałe zapotrzebowanie ! i argument – jacy to jesteśmy potrzebni, bez nas uczelnie upadną i tylko zapaść cywilizacyjna nastąpi!
Dlaczego kadr brakuje nie jest przedmiotem żadnych badań, żadnej analizy, a jedynie się podkreśla, że jest niechęć do kariery naukowej, bo tam mało płacą !
Rzecz w tym, że ci którzy mimo małej płacy decydują się na taką karierę nie są chętnie widziani, a nawet są usuwani z uczelni jeśli tylko pracę i obowiązki potraktują poważnie, podważając tym lipę profesorską/rektorską ! Do usuwania/nieprzyjmowania nie potrzebne są żadne merytoryczne argumenty.
Najlepszy jest argument o niewłaściwym chrakterze, bo jak ktoś ma charakter i do tego niezłomny, po prostu nie nadaje się na nasze uczelnie – matecznik konformistów, oportunistów, serwilistów, ludzi bez twarzy, bez kręgosłupa, bez charakteru – beneficjentów systemu PRL, który takich przez kilkadziesiąt lat promował i wypromował. Tak zostało i po formalnym upadku PRLu , bo na uczelniach PRL bynajmniej nie upadł i złomowane kadry PZPR, tow. i TW znakomicie na nich prosperują, wykluczając niezłomnych, ze względu na niewłaściwy charakter, preferując i promując osobników o charakterze, tak jak oni – złomnym – nadającym się na złom.
Zarządcy uczelni – rektorzy, odgrywają rolę zbieraczy złomu – ściągają do siebie złom, bo złom jest cennny, szczególnie złom akademicki.
Z niezłomnych pożyku nie ma – tylko kłopot. Na złom się nie nadają !
To tłumaczy dlaczego kadry akademickie są takie jakie są i dlaczego brak jest naukowców na poziomie, którzy by chcieli/potrafili formować/zatrudniać innych naukowców, aby stosunek naukowców do studentów wzrastał, a nie zmniejszał się.
http://blogjw.wordpress.com/2010/01/15/niezlomni-nie-nadaja-sie-na-zlom/