Z PROGRAMU LEADER wartego 3,4 mld zł wykorzystaliśmy do tej pory zaledwie 12 proc. Jeśli nie przyspieszymy, oddamy pieniądze do Brukseli

Program Leader zarządzany przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW), a wdrażany przez samorządy województw, bardzo długo nie mógł wystartować. Ruszył dopiero w tym roku. Powstała sieć ponad 300 tzw. lokalnych grup działania (LGD), czyli stowarzyszeń, tworzonych przez samorządy i partnerów społecznych. To do nich, do 2013 roku, będą trafiać unijne środki i to one będą decydować o ich podziale na podstawie stworzonych przez siebie tzw. lokalnych strategii działania.
Najpierw trzeba wydać

Pierwsze nabory wniosków, które już się odbyły, rodzą obawy o sprawną realizację tego programu. Około 40 proc. organizacji i osób prywatnych, które były zainteresowane wykorzystaniem środków Leadera, wycofało się, kiedy poznały jego założenia. Zniechęciły je skomplikowane procedury.

– Wniosek o przyznanie pomocy, gdy wypełnia się go po raz pierwszy, jest zupełnie niezrozumiały, w niektórych miejscach wręcz sprzeczny – mówi Bartosz Jakóbiak z Lokalnej Grupy Działania z Rostkowa w woj. mazowieckim.

Problemem jest także to, że Leader w przeciwieństwie do innych programów aktywizujących wieś przewiduje tylko refundację kosztów poniesionych na realizację projektu. W innych programach pomocowych dla wsi oraz programach unijnych, np. w Programie Operacyjnym Kapitał Ludzki (PO KL), fundusze dla wsi są dostępne w formie dotacji.

– To jest zupełnie inna filozofia finansowania. Ogromnym problemem dla małych wiejskich organizacji jest to, że najpierw muszą zdobyć pieniądze na projekt, potem je wydać, a dopiero wtedy otrzymają refundację – uważa Urszula Pużanowska z Lokalnej Grupy Działania Gościnna Wielkopolska.

Tymczasem wiejskie organizacje nie mają własnego budżetu ani zdolności kredytowej. Muszą szukać sponsorów, ale jest to trudne, jeśli powstały niedawno. Nie ma też banków zainteresowanych finansowaniem wiejskich inicjatyw.
Nie wszystko z UE

Dodatkowym problemem jest też tzw. wkład własny wymagany od wnioskodawcy. Na przykład w przypadku tzw. małych projektów, na które można otrzymać do 25 tys. zł, trzeba wyłożyć ze środków własnych 30 proc. tej kwoty. Jedynie 10 proc. wkładu można wnieść w formie rzeczowej, np. czasu pracy wolontariuszy.

Dla porównania tzw. mały grant (do 25 tys. zł) z PO KL organizacje pozarządowe mogą otrzymać, nie ponosząc żadnych kosztów własnych.
Opóźnienia w ocenie

Problemem jest długi czas oczekiwania na wydanie decyzji. LGD sprawnie rozpatrują wnioski, ale następnie trafiają one do urzędów marszałkowskich i Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). Tam na decyzję trzeba czekać miesiącami.

– Nie można zaplanować inwestycji czy przedsięwzięcia, które chce się zrealizować tu i teraz z wielomiesięcznym wyprzedzeniem – mówi Jarosław Niemczyk, właściciel firmy doradczej IRP Inwestycje-Rozwój-Personel z Bielska-Białej.

Jeszcze gorzej jest z tworzeniem nowych miejsc pracy. Wielu rolników nie wie, że mogą się starać o pieniądze na ten cel nie tylko w konkursach ARiMR, ale też w naborach prowadzonych przez LGD.

Wiekszość złożonych przez nich wniosków w programie Leader nie spełniała kryteriów merytorycznych, ponieważ nie wpisywały się w lokalne strategie rozwoju.

– Rolnicy chcieli otwierać na wsi warsztaty samochodowe lub myjnie, a powinni stawiać na turystykę i rekreację, która wydaje im się niedochodowa – uważa Urszula Pużanowska.

Problemem jest też, że LGD nie mogą pomagać rolnikom w pisaniu biznesplanów, z którymi ci często sobie nie radzą.

– Lokalne grupy działania same dopiero uczą się procedur – podkreśla dr Zbigniew Brodziński z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.



Zdaniem ekspertów ten proces edukacji musi być przyspieszony. Potrzeba także zmian w realizacji samego programu. Krzysztof Margol z Nidzickiej Fundacji Rozwoju Nida uważa, że jeśli nie będą one szybkie i rewolucyjne, część pieniędzy Leadera zostanie zmarnowana.

MRiRW nie widzi jednak zagrożenia. Dariusz Mamiński, radca ministra rolnictwa, podkreśla, że resort na bieżąco wprowadza uproszczenia w procedurach. Ostatnie zmiany zniosły obowiązek składania wraz z wnioskiem kosztorysów inwestorskich, choć we wszystkich innych działaniach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich są wymagane. Zmiana ta stanowi ułatwienie dla osób fizycznych i organizacji pozarządowych, które zgłaszały problemy z przygotowaniem tych dokumentów.

Za pieniądze z Leadera można tworzyć miejsca pracy na wsi, wspierać wiejskie przedszkola czy świetlice, podnosić kwalifikacje mieszkańców wsi. Ale to teoria, bo w praktyce pieniądze zalegają na kontach i prawie nikt po nie nie sięga. Choć, jak ocenia Business Centre Club w raporcie o wykorzystaniu środków z UE, Polska generalnie dobrze radzi sobie z unijnymi dotacjami. Połowa z nich została już rozdzielona między firmy, samorządy i innych beneficjentów.

Porażka Leadera

Do tej pory w ramach programu Leader udało się wykorzystać zaledwie 12 proc. z 3,4 mld zł. Dla porównania w Programie Operacyjnym Kapitał Ludzki (PO KL) adresowanym do wszystkich wykorzystano już ponad połowę.
Porażka Leadera spowodowana jest nieprzyjaznymi zasadami podziału pieniędzy, brakiem jego promocji ze strony resortu rolnictwa oraz wsparcia w ubieganiu się o te pieniądze.
Firmy starające się o fundusze z Leadera muszą wydać własne pieniądze na inwestycje, a dopiero potem mogą się ubiegać o ich zwrot. W PO KL zwykle dostają je z góry. W Leaderze wkład własny został ustalony na 30 proc. – w PO KL zwykle nie jest potrzebny.
– Żaden program adresowany do mieszkańców wsi nie ma tak restrykcyjnych zasad – mówi Krzysztof Margol z Nidzickiej Fundacji Rozwoju Nida.
Największym problemem Leadera jest jednak to, że większość potencjalnych jego odbiorców w ogóle nie wie o jego istnieniu. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie przeprowadziło żadnej kampanii promocyjnej.
Resort nie widzi jednak zagrożeń dla realizacji Leadera. Podkreśla, że cały czas są upraszczane procedury. Pomija milczeniem to, że na razie pieniądze z tego programu są wykorzystywane głównie na organizację festynów i dożynek.

Sukces infrastruktury

Leader to jeden z niewielu programów, którego realizacja stoi pod znakiem zapytania. Według BCC na koniec tego roku zostaną podpisane umowy o przyznaniu wsparcia na ponad 40 z 67 mld euro, które dostaliśmy na lata 2007 – 2013 (możemy je wydawać do 2015 roku).
– Jeśli to tempo zostanie utrzymane, to do końca 2012 roku podzielimy między beneficjentów wszystkie unijne pieniądze – ocenia Jerzy Kwieciński, ekspert BCC i były wiceminister rozwoju regionalnego.
Obecnie miesięcznie wypłacamy 1,8 mld zł. Jeśli chcemy zdążyć z wydaniem całości środków, to powinniśmy co miesiąc wydawać 4,5 mld zł. Osiągnięcie takiego tempa będzie wymagało od rządu nie tylko sprawnej pracy z beneficjentami, ale także zmniejszenia barier biurokratycznych.
Najsłabiej z wydatkowaniem pieniędzy unijnych radzą sobie PKP oraz firmy zrealizujące projekty związane z bezpieczeństwem energetycznym (np. nie ruszyła budowa rurociągu Odessa – Brody). Kiepsko idzie też budowa gospodarki elektronicznej. Jeśli szybko nie ruszą tu inwestycje, to nie ma szans, by ukończyć je przed 2015 rokiem. Czyli stracimy część dotacji unijnych.
Zła sytuacja w budżecie zahamuje dotacje
BCC ostrzega, że problemy z budżetem i brak reformy finasnów publicznych mogą przeszkodzić w wydaniu środków UE. Jeśli rząd po przekroczeniu progów ostrożnościowych będzie musiał wprowadzić drastyczne oszczędności, to mogą one oznaczać obcięcie wydatków na inwestycje. Tymczasem dotacje nigdy nie pokrywają całości kosztów. Od 15 do nawet 50 proc. musi dołożyć inwestor. W wielu przypadkach jest nim budżet państwa. Z szacunków BCC wynika, że do 2015 roku potrzeba na ten cel ok. 100 mld zł, w tym połowa musi pochodzić właśnie z budżetu.