Reforma szkolnictwa wyższego spowoduje kłopoty kadrowe prywatnych uczelni. Firmy wpłyną na program studiów. Uczelnie nie będą mogły pobierać dowolnych opłat od swoich studentów. Skróci się droga naukowców do osiągnięcia stopnia doktora habilitowanego.
Na dzisiejszym (14 września 2010 r.) posiedzeniu rząd przyjął projekt reformy szkolnictwa wyższego. Po trzech latach prac resort nauki skierował wreszcie do rozpatrzenia nowelizację ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) chce w ten sposób (patrz grafika) m.in. podnieść jakość studiów, włączyć w proces kształcenia pracodawców czy przyspieszyć ścieżkę awansu naukowego wykładowców. Zmiany mają wejść w życie 1 października 2011 roku.
– Chcemy, aby za pięć lat co najmniej pięć polskich uczelni znalazło się w pierwszej setce rankingów europejskich – mówi prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego.

Liderzy dostaną więcej

Jednym z głównych założeń reformy jest koncepcja tzw. funduszu projakościowego. W jego ramach będą finansowane m.in. najlepsze wydziały uczelni, instytuty i jednostki badawcze, które uzyskają wyróżniającą ocenę Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA). Co roku będą też wyłaniane Krajowe Naukowe Ośrodki Wiodące (KNOW).
Wszystkie wydziały i jednostki naukowe, z uczelni publicznych i niepublicznych, będą mogły ubiegać się o ten status. Najlepsze ośrodki otrzymają 10 mln zł rocznie, przez pięć lat. Status KNOW da również pierwszeństwo w ubieganiu się o środki budżetowe i unijne np. na finansowanie aparatury badawczej.
– Dobrym pomysłem jest to, aby płacić uczelni za efekty działalności dydaktyczno-naukowej, a nie za to, że istnieje – ocenia prof. Ireneusz Białecki z Uniwersytetu Warszawskiego (UW).
Ale ostrzega, że efekt ich wprowadzenia będzie zależeć od sposobu oceny.
– Trzeba wprowadzić taki system, aby uczelnie podwyższały jakość badań i dydaktyki, a nie skupiały się na tym, jak zdobyć punkty, by otrzymać więcej pieniędzy – mów Ireneusz Białecki.
Prawo samodzielnego tworzenia nowych kierunków i programów studiów zyskają uczelnie z uprawnieniami habilitacyjnymi. Znowelizowana ustawa pozwoli na zaangażowanie pracodawców i podmiotów gospodarczych w tworzenie programów studiów i dydaktykę.

Kadra akademicka straci

Wśród kadry akademickiej najwięcej kontrowersji wzbudza tzw. jednoetatowość, czyli wprowadzenie wymogu zgody rektora na zatrudnienie na drugim etacie na innej uczelni. Tego ograniczenia najbardziej obawiają się szkoły niepubliczne.
– Takie rozwiązanie doprowadzi do tego, że uczelnie prywatne będą musiały zamknąć studia, bo nie będą miały kadry, aby prowadzić zajęcia. Stracą uprawnienia do prowadzenia danego kierunku – wyjaśnia prof. Jerzy Malec, rektor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza-Modrzewskiego.
Dodaje, że sama idea ograniczenia wieloetatowości mogłaby zostać, ale potrzeba więcej czasu na jej wprowadzenie. Resort nauki tłumaczy, że dzięki temu nauczyciel akademicki będzie miał więcej czasu na kontakty ze studentami i prowadzenie badań. Podobnie uważa prof. Tadeusz Luty, honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP). Wskazuje, że wieloetatowość doprowadziła do powstania niekontrolowanej liczby uczelni niepublicznych i obniżenia jakości kształcenia.
Projekt przewiduje wprowadzenie przejrzystych procedur konkursowych na stanowiska w uczelniach i większe otwarcie na badaczy z zagranicy. Procedura nadawania stopnia doktora habilitowanego skróci się z 11 do ok. 4 miesięcy.
Na uczelniach będzie zakazana "podległość służbowa osób spokrewnionych i spowinowaconych, która mogłaby powodować stronnicze decyzje i nieobiektywne oceny naukowe".

Reforma ma upowszechnić zatrudniane w procedurach konkursowych, a informacja o wolnych etatach w szkolnictwie wyższym ma być ogólnie dostępna za sprawą tzw. elektronicznego słupa ogłoszeniowego.

Nowością jest instytucja promotora pomocniczego przy przewodzie doktorskim, który - zgodnie założeniami autorów reformy - ma być wsparciem naukowym wobec rosnącej liczby doktoratów. Poza tym, z mocy ustawy zostanie wprowadzona uznawalność równoważnych dyplomów uzyskanych w państwach UE, Europejskim Obszarze Gospodarczym oraz OECD.

Studenci boją się zmian

Wprowadzona ma też zostać odpłatność za drugi kierunek studiów stacjonarnych na uczelniach publicznych. Studenci obawiają się tej zmiany, bo oznacza, że będą musieli płacić za naukę. Resort nauki tłumaczy, że podejmowanie jednocześnie studiów na więcej niż jednym kierunku blokuje miejsca na bezpłatnych studiach innym kandydatom. Obecnie na drugim kierunku uczy się 6 proc. studentów. Resort uspokaja, że 10 proc. wszystkich studentów będzie mogło studiować za darmo na kolejnym kierunku. Zatem wprowadzenie tego przepisu w praktyce niewiele zmieni.
Resort nauki proponuje także wprowadzenie katalogu bezpłatnych usług, który uchroni studentów przed nieuczciwymi praktykami uczelni. Szkoły wyższe, zarówno publiczne i niepubliczne, nie będą mogły pobierać opłat za egzaminy poprawkowe, komisyjne, dyplomowe czy złożenie pracy dyplomowej.
W wyniku reformy powstanie również nowa oferta studiów interdyscyplinarnych, łączących różne kierunki studiów. Według MNiSW, da ona szansę studentom realizacji własnych aspiracji bez konieczności łączenia studiów na odrębnych kierunkach.

W projekcie przewidziano też powołanie Rzecznika Praw Absolwenta, który ma "zabiegać o otwarcie zawodów regulowanych i ułatwienia dla absolwentów na rynku pracy". Uczelnie będą zaś zobowiązane do monitorowania zawodowych losów swoich absolwentów".