Z danych Ministerstwa Zdrowia (MZ) wynika, że 99,5 proc. podwładnych pozytywnie przechodzi badania lekarskie dopuszczające ich do pracy. W ubiegłym roku lekarze medycyny pracy przeprowadzili wizytację zaledwie w 2 proc. firm, choć mają oni m.in. oceniać zagrożenie występujące na danym stanowisku pracy.
– Niestety, medycyna pracy w obecnym kształcie to fikcja. Często sprowadza się do przystawienia pieczątki w zakładzie opieki zdrowotnej wykonującym zadania służby medycyny pracy – mówi prof. Danuta Koradecka, dyrektor Centralnego Instytutu Ochrony Pracy (CIOP).
Za jej utrzymanie płacimy wszyscy. W ciągu ostatnich pięciu lat ponad 470 tys. osób uległo wypadkom przy pracy. Tylko w ubiegłym roku świadczenia dla poszkodowanych (renty, odszkodowania, zasiłki chorobowe) kosztowały ZUS 4,95 mld zł. Według CIOP, jeżeli do tej kwoty doliczony zostanie koszt udzielonych poszkodowanym świadczeń zdrowotnych, rehabilitacji czy opieki przez innego członka rodziny, wzrasta ona do 35 – 48 mld zł.

Brak wizytacji

Obecne przepisy nie przewidują obowiązku wizytowania przez lekarzy miejsc pracy osób, które dopuszczają oni do pracy. Wizytacje są fakultatywne, ale bez ich przeprowadzenia służby medycyny pracy w praktyce nie wypełniają swoich zadań. Bo jak bez wizyty w miejscu pracy mogą np. ocenić możliwość pracy na danym stanowisku, wymieniać z pracodawcą informacje o występujących zagrożeniach lub współpracować z Państwową Inspekcją Pracy (PIP). Do tego zobowiązuje ich ustawa z 27 czerwca 1997 r. o służbie medycyny pracy (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 125, poz. 1317 z późn. zm.). Przepisy zalecają też, aby lekarz uzupełnił informacje uzyskane od pracodawcy dotyczące zagrożeń występujących w firmie o spostrzeżenia z przeprowadzonych wizytacji stanowisk pracy.
– Jeżeli lekarz medycyny pracy nie widzi miejsca pracy osoby, która ma podjąć tam zatrudnienie, to jaki jest sens jego działania? Może go zastąpić internista – mówi Maciej Sekunda, prezes firmy SEKA, zajmującej się bhp, członek Rady Ochrony Pracy (ROP).
Problem ten dostrzega też resort zdrowia. Michał Sobolewski, przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia, potwierdził na posiedzeniu ROP, że resort pracuje nad projektem zmian w przepisach, które wprowadziłyby obowiązek wizytacji miejsc pracy przez lekarzy medycyny pracy. Podkreślił jednak, że lekarze oczekiwaliby zapłaty za tę czynność. Musiałby ją sfinansować pracodawca.
– Przerzucanie dodatkowych kosztów takich wizyt na firmy to absurdalny pomysł. Pracodawca płaci przecież za przeprowadzenie wstępnych, okresowych i kontrolnych badań oraz wydanie orzeczenia stwierdzającego, czy dana osoba może pracować na wskazanym stanowisku pracy, czy też nie – mówi prof. Danuta Koradecka.

Mniej umów

Badania wstępne, okresowe i kontrolne pracowników są wykonywane na podstawie pisemnej umowy zawartej przez pracodawcę z wybranym zakładem opieki zdrowotnej, który wykonuje zadania z zakresu medycyny pracy. W umowie można określać zasady wizytowania stanowisk pracy przez lekarza.
– Sądzę, że obowiązek zawierania takich umów powinien jednak dotyczyć tylko dużych firm. Profilaktyczna opieka zdrowotna w małych firmach byłaby o wiele skuteczniejsza, gdyby mogły one zlecać ją zwykłym lekarzom, a nie służbom medycyny pracy – uważa Maciej Sekunda.
Dzięki temu w małych przedsiębiorstwach lekarz pojawiałby się znacznie częściej niż obecnie. Obie strony miałyby też większą swobodę w określeniu kosztów profilaktycznej opieki zdrowotnej. Umowy z jednostkami służb medycyny pracy nadal musiałyby natomiast zawierać duże firmy, w których zagrożenia dla zdrowia lub życia pracowników zazwyczaj jest większe.

Zakres badań

– Warto też zastanowić się nad zmianą zakresu badań przeprowadzanych przez lekarzy medycyny pracy, nawet jeśli przeciwni temu będą pracodawcy – mówi Jerzy Langer, wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność”.
Obecnie obejmują one zazwyczaj tylko podstawowe badania lekarskie (np. morfologię krwi, badania okulistyczne). Rzadziej przeprowadza się specjalistyczne badania (np. EKG serca zaleca się najczęściej tylko menedżerom ze względu na narażenie na stres). O tym decyduje zresztą nie pracodawca, ale lekarz świadczący usługi medycyny pracy na podstawie otrzymanego skierowania.
– Dodatkowo badania takie są przeprowadzane coraz rzadziej – mówi Maciej Sekunda.
Zakładom opieki zdrowotnej, które wykonują zadania służb medycyny pracy, nie opłaca się bowiem częste przeprowadzanie badań, jeśli firma płaci za profilaktyczną opiekę zdrowotną w formie ryczałtu.
Problem zbyt ograniczonego zakresu badań lekarskich zauważa resort zdrowia. Podkreśla, że służby medycyny pracy nie zajmują się np. chorobami o wieloczynnikowej etiologii (np. schorzeniami układu krążenia lub układu ruchu), choć czynniki występujące w miejscu pracy w znacznym stopniu przyczyniają się do ich wywołania.
Poza ich podstawową działalnością pozostaje też np. badanie zaburzeń psychicznych, które często są spowodowane relacjami z pracodawcą i współpracownikami. Resort zdrowia przyznaje, że choć służby medycyny pracy zatrudniają kilkanaście tysięcy osób i wydają rocznie 4,6 mln orzeczeń o dopuszczeniu do pracy, nie zajmują się prewencją większości chorób zmniejszających zdolność do pracy. Pracownikom pozostaje w takim przypadku skorzystanie ze zwykłej profilaktyki zdrowotnej.
– NFZ finansuje programy profilaktyczne, z których mogą nieodpłatnie korzystać wszystkie osoby ubezpieczone w NFZ, w tym pracownicy – mówi Andrzej Troszyński z biura prasowego MZ.