Przede wszystkim za późno podejmują pierwszą pracę. Mają też zbyt małą wiedzę o rynku zatrudnienia. Stąd później tak wiele rozczarowań, np. co do wysokości oferowanych im wynagrodzeń. Studentom brakuje również wyobraźni co do tego, jak wygląda wspinanie się po kolejnych szczeblach kariery zawodowej. Część z nich chciałaby pracować od razu na stanowiskach kierowniczych. To również efekt tego, że wybór kierunku studiów to często kwestia przypadku. Wielu z nich po 4 – 5 latach nauki zupełnie nie widzi siebie na rynku pracy. Niektórzy ograniczyli swoje doświadczenie zawodowe do zarabiania kieszonkowego, rozdając ulotki lub pracując w kawiarni.
TRZY PYTANIA DO Marty Piaseckiej, kierownika Biura Karier Uniwersytetu Warszawskiego - Jakie błędy popełniają studenci w zdobywaniu pierwszych doświadczeń zawodowych?
Kiedy student powinien podjąć praktykę?
Im wcześniej student pozna realia życia zawodowego, tym łatwiej będzie mu wybierać pracę zgodnie z wyuczonym zawodem i własnymi preferencjami. Obecnie istnieje obowiązek odbycia praktyk już na licencjacie. Wiele osób traktuje je jako przymus i stąd przypadkowy ich dobór. Niestety czasami uczelnie też tak do tego podchodzą. Stąd opinia, że odbywanie praktyk mija się z celem. Ważne, aby wszystkie strony – uczelnie, studenci i pracodawcy, widziały sens współpracy i rozwijania kompetencji zawodowych. Praktyki mogą również stanowić ważne źródło informacji przy pisaniu pracy dyplomowej.
Jak dobierać praktyki czy staże, żeby stanowiły istotną pomoc w szukaniu pracy po studiach?
Pracodawca powinien zorganizować praktyki tak, aby mógł brać udział w bieżących zadaniach firmy. Na początku wymaga to od firmy nakładu pracy, ale z czasem staje się ważnym elementem jej rozwoju, bo umożliwia to przedsiębiorstwu m.in. pozyskanie nowej kadry, zmianę postaw starych pracowników czy poprawę marki firmy. Student natomiast musi być przede wszystkim zaangażowany w praktyki i nastawiony na działanie. Nie można usiąść z założonymi rękoma i czekać, aż pracodawca pokaże palcem, co należy zrobić. Bywa tak, że studenci ukrywają się po kątach, aby przełożony nic od nich nie chciał.
Komentarze(9)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeJeżeli student dostanie upragnioną pracę jeszcze podczas studiów, to albo ma ogromne szczęście albo jeszcze większe znajomości.
Tak naprawdę to w Polsce biurwokracja ogranicza absolwentom i studentom wejście na rynek pracy.
System edukacji mamy sprzed kilkudziesięciu lat, wtedy każdy po szkole był wręcz przydzielany do zakładu pracy i na początku uczył się zawodu pod okiem starszego pracownika.
Dzisiaj uczelnie w 99% nie współpracują z firmami. Na rynku jest bardzo mało wartościowych staży i praktyk. Bo prawie żadna firma nie chce bawić się w niańczenie studenta. Są to przede wszystkim ogromne koszty. Które przy dzisiejszych haraczach nałożonych na firmy mają duże znaczenie.
Paradoksem w Polsce jest to że brakuje inżynierów, ale prawie nikt nie chce zatrudniać absolwentów uczelni technicznych. Ponieważ są to koszty. Pracodawca bardziej skłonny jest szukać przez 6 miesięcy pracownika, niż dać szansę absolwentowi. Ze względu na koszty.
Żaden rząd po 1989 nie uprościł życia firmom. Nie istnieją zachęty do zatrudniania absolwentów (np. obniżenie składko-podatków przez 2-3 lata).
Nawet po ma to głęboko w dupie. Sam nie wiem dlaczego aż tylu studentów głosuje na partię która ma w dupie przyszłość swoich wyborców.
Kolejnymi firmami są te, które absolwentów zatrudniają, ale tylko z "polecenia", czyli po znajomości. Jak ktoś za Ciebie nie poręczy, to za Chiny ludowe do firmy się nie dostaniesz, chyba że byliby w totalnej desperacji.
W innych przypadkach pracodawcy się najczęściej boją zatrudniać absolwentów i tego nie robią jeśli naprawdę nie widzą konieczności odmłodzenia kadry. Wolą szukać 6 miesięcy doświadczonego pracownika i płacić mu więcej, nawet podkupić od konkurencji, niż przeznaczyć ten czas i pieniądze na szkolenie świeżaka. Czemu? Bo się właśnie boją, że poświęcą to, a pracownik i tak pójdzie do firmy, która mu zapłaci więcej, bo nie będą musieli tracić czasu na jego szkolenie.
Ale rozumiem też z drugiej strony pracodawców. Po pierwsze, to co już zostało tutaj napisane, czyli koszty. Każda firma szuka rozwiązań, które przy najniższych kosztach dają najlepsze wyniki, to normalne.
Ale po drugie - studia teraz kończy każdy. Są jak szkoła podstawowa czy gimnazjum, tak jakby były obowiązkowe. Można nawet studiować na prywatnej uczelni w Pcinie Dolnym, ale się studiuje. A skoro wszyscy kończą studia, to wszyscy są tacy sami. Poziom się obniża, nawet na najlepszych państwowych uczelniach nie jest to to samo co jeszcze parę lat temu. Chyba więc nietrudno dziwić się pracodawcom, że nie są chętni zatrudniać osoby, o których wiedzą tylko tyle, że mają papierek jakiejś uczelni - dzisiaj to żadne wyróżnienie.
Niestety, jest to cena wszystkich działań pod tytułem ,,studia dostępne dla wszystkich" a płacą ją sami studenci. To nieprawda, że każdy musi mieć tytuł magistra. Takie wyróżnienia powinny być dla elity, dla której naprawdę liczy się zdobywanie wiedzy.
Sam fakt, że studenci obecnie są w stanie studiować 2 kierunki i jeszcze pracować, odpowiada na pytanie na jakim poziomie jest nasze szkolnictwo.
Ja mam mniejsze koszty- oni uczą się zawodu.
I wybierają : czy pracować u mnie i zdobywać doświadczenie, czy pracować gdzie indziej ( np. kelner...) i zarobić więcej. I ich wybory są różne.
I nie ma nad czym ubolewać, tylko wziąć się do pracy ( i na uczelni i zdobywać doświadczenie zawodowe, które pomaga również na uczelni). I wcale nie oznacza to mniejszych wymagań stawianych przez uczelnie - ale większe zorganizowanie samych studentów, dojrzalsze spojrzenie na przyszłość - i jednocześnie mniejsze "imprezowanie".